Avatar użytkownika

Mariusz Kozik

Opcja wsparcia finansowego jest niedostępna!

O autorze

Moim celem jest spopularyzowanie tenisa ziemnego w Polsce.
Tenis uprawiam od kilku lat grając w lidze amatorskiej.
W swojej "karierze tenisowej" byłem także redaktorem portalu tenisowego oraz sędzią tenisowym.
Podjąłem także pierwsze próby zaistnienia na YouTubie.

Siemanko ;)

SPOILER 1
Oglądam tegoroczny Roland Garros. Druga runda. Cilic - Hurkacz. Jestem pod wrażeniem gry Polaka w tym spotkaniu. Jeszcze nie wiem, że za kilka dni w Poznaniu będzie mi dane wywoływać auty przy jego ponad dwustu kilometrowych serwisach.

(ten granatowy z lewej to ja)center Hurkacz Andreozzi IMG 0793
SPOILER 2
Pisanie na temat tenisa ziemnego oraz relacjonowanie wydarzeń z tego sportu w serwisie Tenisportal, analiza spotkań, drabinek turniejowych, nawet próba nakręcenia filmu w języku angielskim w serwisie YouTube, założenie strony na facebooku poświęconej w całości dyscyplinie, zwanej białym sportem, a w ostatnim czasie nawet zrobienie uprawnień sędziego i sędziowanie na imprezie rangi ATP Challenger. 


SPOILER 3
Moim celem i zarazem marzeniem jest zwiększenie popularności tenisa ziemnego w Polsce. Żeby dotrzeć do szerokiego grona odbiorców - tych zakochanych w tenisie, jak i tenisowych ogórków - planuję zakupić niezły sprzęt do nagrywania, a więc każda finansowa pomoc będzie mile widziana.
KONIEC SPOILERÓW TRZECH

Linki użyte w tekście:
http://behindthetennisbas.wixsite.com/behind-the-baseline
http://www.tenisportal.com/tenis/kontakt/
https://www.facebook.com/behindthebaseline/

Jestem sportowym pasjonatem.
Wiele lat żyłem w przeświadczeniu, że moim przeznaczeniem jest zostanie zawodowym sportowcem. Życie od rozpoczęcia podstawówki kręciło się wokół sportu. Nie wiem jaka była tego przyczyna, bo nikt w mojej rodzinie nie miał do czynienia za dużo z jakąkolwiek dyscypliną sportu.
A więc pierwsza była piłka nożna. Treningi kilka razy w tygodniu po szkole, gra ze starszymi rocznikami i wielki apetyt na zrobienie kariery. Ale z każdą kolejną grą frustracja rosła - nie strzeliłem bramki, ktoś mi nie podał, wróciłem poobijany do domu. Coraz więcej dziur zaczęło pojawiać się nie tylko w piłkarskich skarpetach, ale również w moim postrzeganiu tego nieskazitelnego dotychczas oblicza piłki nożnej. Pewnego razu zaraz po szkole miałem wrócić do domu żeby wyruszyć na trening (o którym zapomniałem ...). Nie było mnie jednak przez kilka godzin, ponieważ wraz z kolegą z klasy skakaliśmy praktycznie z każdej górki w drodze ze szkoły do domu starając się pobijać raz po raz świeżo ustanawiane rekordy. Tak, to był czas Małyszomanii. Po powrocie do domu było jasne, moja przygoda z piłką nożną dobiegła końca. 

Kolejną dyscypliną, która mnie zafascynowała była siatkówka. Grałem w nią w szkole od czwartej podstawówki, ale dopiero na przełomie szkoły podstawowej i gimnazjum dołączyłem do klubu. Siatkówkę z piłką nożną łączy właściwie tylko to że obie dyscypliny są sportami zespołowymi. Spodobało mi się to, że siatkówka nie jest sportem kontaktowym, zawodników jest mniej, a więc Twój wpływ na wynik powinien być czysto teoretycznie większy. Szybko znalazłem swoją pozycję - przyjmujący. Co mnie w niej uwiodło? Zagrywka, przyjęcie, obrona, atak, blok - każdy element siatkarskiego rzemiosła to właśnie ta pozycja, grają na niej z reguły najbardziej wszechstronni gracze. Sielanka trwała parę lat. Mój rocznik 1995 niestety został po pewnym czasie rozwiązany ze względu na niską frekwencję i pozostałości z naszej drużyny zostały wchłonięte przez młodą i gniewną rok młodszą armię. Chłopaki, którzy trenowali po dwa razy dziennie w SMS-ie górowali nad nami przygotowaniem motorycznym, techniką, a nawet wzrostem. Po którymś z kolei wyjeździe, w którym jedynym moim kontaktem z piłką była parominutowa rozgrzewka zdecydowałem, że czas powiedzieć stop.


I tak narodził się tenis :D
Pamiętam, że kolega zabrał mnie kiedyś na korty. Nie miałem pojęcia jak sprawić, żeby piłka przy użyciu choćby minimalnego nakładu mojej siły wylądowała po jego stronie. Było to frustrujące, ale z drugiej strony bardzo mi się podobała perspektywa sportu indywidualnego, czerwonych od mączki butów i nauki czegoś nowego. Kiedy po kilku wyjściach na kort moje tenisowe "skille" szły w górę rywal z premedytacją grał mi lekkie piłki na pół kortu, a ja z uporem maniaka szedłem po swoje i próbowałem kreować winnery. Szczerze mówiąc pierwszy raz uderzenie kończące posłałem po paru miesiącach, ale było warto. Złapałem bakcyla, którym zaraziłem swoich kolegów (mam na koncie rozpoczęcie kilku tenisowych karier - żadna z nich nie rozwija się obiecująco :P). Od 2015 roku gram w lidze amatorskiej, która w letniej edycji zrzesza ponad 100 osób, co jest w mojej opinii niezłym wynikiem. Półtora roku zajęło mi przebijanie się do czołówki, ale od roku jestem w czołowej "16".

Oprócz gry w tenisa potrafię również sporo czasu poświęcić na śledzenie bieżących informacji z kortów troszkę bardziej poważnych niż te na których ja rozgrywam "walkę na śmierć i życie". Naturalnie narodziła się we mnie potrzeba pisania o tenisie, bycia z nim na co dzień. Choć byłem świadom, że nikt tego nie czyta to i tak czytałem z tego ogromną frajdę (http://behindthetennisbas.wixsite.com/behind-the-baseline). Po jakimś czasie zupełnie przypadkowo wpadłem na ofertę serwisu internetowego Tenisportal, który szukał redaktorów do pisania artykułów. Pisałem dla nich jakieś pół roku, a nawet jako prasa pojechałem do Gdańska na Puchar Davisa (bęcki z Argentyną). Tak w ogóle to dalej jestem na liście redaktorów :D (http://www.tenisportal.com/tenis/kontakt/). Miło z ich strony. Nadszedł też czas facebook i stworzenie tam strony, która pozwoli od nieco innej strony spojrzeć na tenis. Nie tylko czysto wynikowo, ale głównie poprzez wprowadzenie sporej ilości ciekawostek i humoru (https://www.facebook.com/behindthebaseline/). Moim największym dotychczasowym tenisowym szaleństwem jak do tej pory jest zdobycie uprawnień sędziego tenisowego. Szkolenie w Warszawie w weekend, a niecały tydzień później wszystko tak pięknie się potoczyło, że zaliczyłem debiut jako sędzia liniowy na challengerze w Poznaniu. 

Jakie jeszcze marzenia związane z tenisem zostaną przeze mnie spełnione? Czas pokaże, ale na pewno warto marzyć.