Po nocy spędzonej w C1, 12 kwietnia rano zawijam się i ruszam dalej do C2, a może do C3. Zobaczymy, jak będzie puszczać. W nocy spadło jakieś 25 cm świeżego śniegu. Na początku wznoszę się nieprzyjemnymi, usypującymi się trawersami, dopiero później teren staje się stabilniejszy i trzyma. Na zakończenie tych trawersów docieram do sekcji skalnej, gdzie dość intuicyjnie wybieram drogę przejścia bardziej stromego terenu. Na szczęście skała jest w znacznej części lita, więc jest bezpiecznie. Wyżej otwierają się duże pola śnieżne poprzecinane mniejszymi i większymi szczelinami. Jestem sam, więc zastanawiam się, czego nie widzę, czy mogą być tutaj szczeliny niebezpieczne dla mojego samotnego poruszania się. Mniejsze szczeliny przeskakuję, ale są też takie, które, gdyby nie stabilne mostki i obejścia, jakie odnalazłem, byłyby nie do przejścia. Docieram do wysokości 6000m n.p.m., tutaj gdzieś stawiany jest obóz 2. Czas mam dobry, więc postanawiam, że podejdę jeszcze wyżej. Zawsze to mniej metrów do zrobienia w ataku. Ostatecznie docieram do wysokości ponad 6200 m n.p.m., znajduję wypłaszczenie i postanawiam, że tutaj rozbiję obóz. Rzucam plecak i zabieram się za kopanie platformy. Słońce już zachodzi, więc muszę się spieszyć, bo zaczyna się robić zimno. Wyciągam łapawice, bo mam coraz bardziej zgrabiałe palce. Jestem już prawie gotowy do ubrania spodni od kombinezonu, ale jakoś wytrzymuję w mojej bieliźnie termo od Małacha i w końcu stawiam namiot. Jeszcze krótki film i wskakuję do namiotu, zaczynam gotowanie, trzeba jeść, pić i spać. No bo jutro wcześnie rano atak na szczyt Himlung Himal. O 20 łączę się z bazą i informuję o moim położeniu i planach. Jestem tutaj sam, na własnych zasadach. Delektuję się otaczającymi mnie widokami. Jest przepięknie, w końcu mam moje góry na wyłączność.
Trwa ładowanie...