Kolejny mecz na remis przegrany...

Obrazek posta

Niecodzienną przygodę ma za sobą drużyna kazimierskich Orłów, która na rozgrywany na wyjeździe mecz z Wodniakiem wpadła pięć minut przed planowanym pierwszym gwizdkiem. Raczej nie pomogło to niebiesko-żółtym, którzy podobnie jak w meczu z Żyrzyniakiem nie odstawali od wyżej notowanego rywala, tak samo stracili po bramce na połowę, a w dziesięciu grali tylko o minutę krócej. To nie koniec bliźniaczych podobieństw...  Ekipa Orłów po ruszeniu spod swojego stadionu nie ujechała za daleko, gdyż już w Uściążu okazało się, że wiozący ją bus nie nadaje się do dalszej trasy. Wycieczka zawróciła więc z powrotem, a gdy po zjeździe ze Skowieszynka samochód odmówił współpracy na środku ulicy Nałęczowskiej piłkarze musieli wysiąść i pomóc go pchać. Na szczęście silnik zapalił – jak się wkrótce okazało, jeden z jego elementów wisiał już niewiele ponad ziemią – i jakoś dotarliśmy pod szatnię, spod której Leszek Lis zabrał swoim autem kierowcę do Puław po innego busa. Reszta zespołu, aby nie tracić czasu, przebrała się i przeprowadziła rozgrzewkę na głównej płycie. Po przybyciu odsieczy ruszyliśmy po raz drugi (o 10:23!), by dotrzeć na miejsce za pięć jedenasta i po krótkich przygotowaniach sędzia o 11:10 dał sygnał do gry.   Jak wspomnieliśmy we wstępie, obraz i przebieg tego meczu były bardzo podobne do tych ze środowej gry z Żyrzyniakiem. Mierzyły się ze sobą dwie piłkarsko równe sobie drużyny, które wykreowały podobną liczbę sytuacji do zdobycia gola (w pierwszej połowie Orły miały ich nieco więcej, w drugiej to Wodniak był groźniejszy), ale długo żadnej nie potrafiły zamienić na bramkę. Gospodarzom pod bramką Lisa dawał się we znaki zwłaszcza Adrian Mróz, z którym nie sposób było wygrać walkę o piłkę, parę też razy miejscowi napastnicy przystępowali do rzeczy zbyt ospale. Orły z kolei próbowały wykorzystać niepewną postawę defensorów Wodniaka, a do siatki mogli trafić Jakub Bonecki (z bliska uderzył prosto w ręce Andrzeja Kłaka), Robert Grzyb (jego ładny, mocny strzał filmowo odbił bramkarz) oraz Damian Miroński (w doskonałej sytuacji po pomyłce golkipera uderzył ponad poprzeczką). Tak przy okazji, pytanie za sto punktów: kiedy ostatni raz między słupkami bramki Wodniaka stał ktoś inny, niż Kłak? Może bije on właśnie jakiś rekord w liczbie kolejnych występów bez żadnych przerw...? Niestety, podobnie jak cztery dni temu nasz zespół schodził na przerwę z wynikiem 0:1. Dalekiej wrzutki aż w pole bramkowe nie wykorzystał ograniczany przez Marcina Miturskiego Mateusz Marcinkowski, ale ubezpieczał go groźny w swoich rajdach lewoskrzydłowy Michał Rożek, który uciekł Jakubowi Nachowiczowi i z ostrego kąta wbił piłkę do siatki. I znów, jak we środę, Miroński powinien od razu wyrównać i nawet mu się to celną główką po dośrodkowaniu ze skrzydła Michała Berlińskiego udało, lecz sędzia pokazał spalonego, z czym sami zainteresowani dotąd nie mogą się zgodzić.  Kolejnym nawiązaniem do spotkania sprzed kilku dni było usunięcie z boiska naszego zawodnika. Tym razem miało to miejsce minutę później niż w Bochotnicy, bo w 55. Kapitanowi zespołu w niebieskich strojach futbolówka skoczyła tak niefortunnie, że odbiła się od ręki, a że tym sposobem zgasił on akcję Wodniaka, w której jego zawodnik wychodziłby na czystą pozycję, to sędzia Kamiński sięgnął po czerwony kartonik. I znów nie miało to żadnego przełożenia na dominację na boisku, choć Orły musiały od tej pory wkładać w ten mecz więcej wysiłku. Strzałów z dystansu próbował Grzyb, szansy z przodu szukał zmiennik "Dymka" Karol Borowski, dużo jakości wniósł Wojciech Starek (celne przebitki głową do partnerów i stwarzające zagrożenie dośrodkowania z rzutów rożnych), jak zawsze długie zagrania ze stojącej piłki wykonywał Tomasz Zawiślak, ale przez kolejne minuty nic to nie dawało. Na domiar złego w 74. minucie ten jeden raz urwał się Marcinkowski i celnym strzałem pogrążył rodzimy klub. Powtórzymy: wyglądaliśmy naprawdę solidnie piłkarsko i byliśmy równorzędnym oponentem dla Wodniaka, ale jak ocenił to w drugiej połowie szkoleniowiec gości, znajdujemy się czasem w takich sytuacjach, które nas po prostu przerastają. Klasą dla siebie był zwłaszcza w ostatnim fragmencie spotkania Lis, który popisał się kilkoma świetnymi interwencjami i podobnie jak w meczu z Bogucinem jego kolega po fachu Mateusz Karaś okrasił to wybronieniem strzału z rzutu karnego (niefortunnym egzekutorem w 86. minucie był Patryk Turski, a jedenastkę podyktowano po faulu Berlińskiego, który oczywiście zarzekał się, że przewinienia nie było). W polu karnym rywali nadal mierzyliśmy głową w mur, aż do 90. minuty. Korner bity przez Starka, zamieszanie pod linią bramkową i zastępujący nieobecnego w tej sekundzie między słupkami Kłaka Dominik Kozieł wyjaśnił sytuację w ten sposób, że przydzwonił piłką w Kamila Książka, a ta po odbiciu wylądowała miękko pod poprzeczką. Goście rzucili się całym zespołem na połowę Wodniaka, ale niczego nie zdołali już zrobić.  W szalenie istotnym dla układu tabeli i naszej przyszłości zaległym meczu ze Skrobowem (Bochotnica, niedziela 13 czerwca, godzina 17:00) zabraknie nie tylko "Baniaka", ale i "Bereta", który w doliczonym czasie powiedział coś sędziemu i obejrzał ósmą w tym sezonie żółtą kartkę. Prawdopodobnie w tym tygodniu do gry zostanie zgłoszony student warszawskiej politechniki Błażej Maciejczyk (ostatni mecz w naszym zespole ponad dwa lata temu, ale jeśli włoży w grę tyle serca, ile dziś we wspieranie nas z trybun, to jesteśmy spokojni).  Zakończymy złośliwie: dzisiejsza przygoda z busem to kara od "ślepego" (he, he) losu za machloje sprzed 23 lat przed wyjazdem na mecz z... Łaziskami właśnie, też w czerwcu i też w walce o utrzymanie! Tym razem zepsuł się naprawdę! Kto ma wiedzieć, ten wie o co chodzi, a w naszym zespole ostał się zawodnik, który może coś jeszcze kolegom o tym opowiedzieć :-) Wodniak Piotrawin-Łaziska – Orły Kazimierz 2:1 (1:0) Rożek 41, Marcinkowski 74 – (Książek 90 s) Orły: Lis – Bonecki (75 Lasota), Miturski (k), A. Mróz, Zawiślak (84 Pogoda) – Śpiewak – Nachowicz, Banaś (68 Starek), Berliński, Grzyb – Miroński (55 Borowski). Żółta kartka: Berliński (ósma w sezonie – PAUZA). Czerwona kartka: Miturski (55, za zagranie ręką i zatrzymanie korzystnej akcji). Sędziował: E. Kamiński oraz Jurek i Dejnek. Widzów: ~70. Mecz rozpoczęty z 10-minutowym opóźnieniem. W 86. minucie Patryk Turski nie wykorzystał rzutu karnego (Lis obronił). (https://orlykazimierz.futbolowo.pl)

Zobacz również

Wymęczone zwycięstwo wicelidera
Bartnik deklasuje w trzeciej elekcji
Wykorzystać dobry terminarz

Komentarze (0)

Trwa ładowanie...