Jaka jest realna sytuacja osób z autyzmem w polskiej nauce?
Motto: “I never saw a wild thing sorry for itself. A small bird will drop frozen dead from a bough without ever having felt sorry for itself.” ― D.H. Lawrence
W 2007 roku zaczęłam pracę w pewnym dużym instytucie PAN, gdy w 2017 roku ujawniłam, że mam autyzm wyrzucono mnie z pracy. Poszłam na studia doktoranckie na WX, było dobrze, zanim nie zmienił się kierownik studium. Obecna mnie tępi tak bardzo, że od IV roku nie mam praktycznie czasu robić badań, bo walczę o byt — pozabierała mi stypendia, w tym roku, a jest to mój ostatni rok doktoratu również. Pisałam o sprawie do dziekana, rektor, prorektor, rozmawiałam, z moim opiekunem — wszyscy mnie zbyli. Przez tę kierowniczkę odeszło wiele zdolnych osób. Zaczęłam szukać pracy w jakimś ciekawym projekcie naukowym na WX — ale nikt mnie nie chciał przyjąć — w końcu jedna pani profesor mi powiedziała, że "nieważne, jakie są moje osiągnięcia, nikt mnie nie przyjmie, bo ludzie się TEGO boją". Nie przyjęto mnie nawet na etat informatyka, na który, po 24 latach pracy w IT mam większe kwalifikacje niż wymagane, a że miejsce świadczenia pracy mieści się 10 m dalej od mojego labu, to umożliwiłoby mi to kontynuację badań. Do korpo też mnie nie chcą przyjąć, bo mam za długą przerwę w pracy i jestem na studiach doktoranckich. Gdy miałam dydaktykę, naciskano na mnie, bym zaliczała studentom, którzy nie zaliczają kolokwiów, nie chodzą na zajęcia i nie oddają sprawozdań, odmawiałam, więc zabrano mi dydaktykę, którą kocham. Zrezygnowałam z pracy w korpo, bo chciałam być naukowcem — to było moje marzenie i powołanie od wczesnego dzieciństwa. Przez ostatni rok utrzymywałam się, ze sprzedaży osobistych rzeczy i niskopłatnych "fuch". W tym roku kierowniczka SD zmieniła zasady przyznawania stypendiów i znów nie otrzymałam stypendium, które umożliwiało mi opłacenie czynszu — nagle zaczęła się liczyć kolejność zgłoszeń, a ja z powodu tego, że przedmiot zorganizowany przez WX, który miał się kończyć w lipcu, skończył się dzień przed terminem oddania wniosku, znalazłam się na końcu (niska jakoś zajęć i chaos w ich organizacji to na tym wydziale standard). W 2019 kiedy straciłam środki do życia, postanowiłam opuścić ten toksyczny wydział i zaczęłam korespondować z prof. K. ws. dołączenia do jego grupy badawczej. Byłam na kilku rozmowach z nim, powiedział, że jak się zrekrutuję na Y to mnie przyjmie, wiedział, że nie studiowałam kierunku Y na I stopniu, ale to nie było wymagane. Zrekrutowałam się, poinformowałam dziekana i profesora, że mam autyzm. Od pierwszych zajęć były problemy, jeden z profesorów nie chciał mnie wpuścić na wykład, bo nie miałam maseczki, mimo iż osoby z całościowym zaburzeniem rozwoju są zwolnione z ich noszenia. Dziekan mi powiedziała, że jak ktoś nie może nosić maseczki, bo np. ma astmę, to mimo iż według MZ jest zwolniony z obowiązku noszenia maseczki, to mu oferują dziekankę aż do ustąpienia przyczyny, no to ja jej na to, że w moim przypadku nie ma szans, by przyczyna ustąpił. Ów profesor później był zły, bo siedziałam w miejscu, w którym mu się nie podobało, o naciskach już od pierwszych zajęć, by zajęcia odbywały się zdalnie, nie wspomnę, ale nie przejmowałam się — czekał mnie ciekawy i płatny projekt. Niestety — profesor K. zmienił zdanie i zdecydował się mnie nie przyjąć.
Od 1997 mam projekt non profit umożliwiający dzieci i młodzieży dostęp do serwerów Linuksowych, pracowałam w CERNie, jestem laureatką diamentowego grantu, stypendium ministra, rektora, nagród marszałka, i wszelkich innych naukowych nagród oraz nagród za społeczników (przed ujawnieniem się, bo później nagle już nie) w zeszłym roku wydałam dobrą publikację w niezłym czasopiśmie, a najprawdopodobniej wyląduję na ulicy, bo nie mam nawet na czynsz, a nie mam domu rodzinnego, do którego mogłabym wrócić, wyląduję na ulicy z ośmioma kotami i 1500 książek. Pisałam do rektora, prorektora, dziekana, do samego ministra i do wszystkich świętych - nikogo nie obchodzi mój los, wszyscy mnie spławili. A ja tylko chciałam spokojnie pracować nad czymś, w czym jestem dobra.
Wiele osób mi mówi — po co się ujawniałaś — a ja im odpowiadam: bo się dusiłam, nie można całe życie udawać kogoś, kim się nie jest.
Nie jestem jakimś delikatnym płatkiem śniegu, dopóki miałam wypłatę, która starczała na rachunki i mogłam służyć nauce, to wytrzymywałam nawet mobbing i robienie sobie jaj z Kodeksu Pracy.
Oto jak się traktuje wysokofunkcjonujące osoby z autyzmem w polskiej nauce.
Trwa ładowanie...