Haaaaalo haalooooo, tu wasz nadworny Skryba , nadający bezpośrednio z ciechanowskiego zamku walkę, którą żyje cała okolica. Dostałem informację z naszej redakcji, że słuchają nas w najodleglejszych zakątkach naszego kraju jak i zagranicy. Ponoć na czas dzisiejszej walki ustały potyczki amazońskich Indian oraz aborygenów na Alasce. Można więc rzec, że cały świat nam dziś kibicuje. Tak więc zaczynamy...
Dzisiejszego wieczoru staną naprzeciw siebie pary i nie będzie to taniec z gwiazdami na kruchym lodzie. No chyba, że któryś z uczestników po sążnistym ciosie zobaczy jakowąś konstelację. Potykać się, mam nadzieję nie o własne nogi, a na jakiś porządny narządź będą, mocny w gębie Rotgier oraz nasz Pawcio. Lecz przypomnę póki mamy chwilę czasu, o co się bić będą wspomniani rycerze.
Po pierwsze brat zakonny uwłaczył godności naszej Księżnej Danucie Annie, którą nazwał bagienną szuwarą. Faktem, mógł jej nie poznać, gdyż akurat plackiem w błocku leżała. Kiecką zaś skromnie twarz swą okryła, odsłaniając przeto kościste kolana i ponoć jeszcze jakieś krzaczory. Brat Rotgier będący ascetą i nieznający kobiecych peniuarów, wziął ją za jakieś skrzyżowanie topielicy z kozą. Inną sprawą nie mniej ważną, były roszczenia wysunięte przez braci zakonnych, w stosunku do księcia Janusza o uregulowanie płatności za zaległe faktury. To zaś pokłosie balangi jakiej miał się dopuścić na zamku w Szczytnie, niejaki obywatel Jurand zamieszkały w Spychowie, zatrudniony na etacie kuriera, który miał dostarczyć tamtejszemu komturowi przesyłkę. Jurand będący gołodupcem, nie mający żadnego trwałego majątku na siebie, gdyż wsio co posiadał przepisał na swą córunię Anielę. Ta zaś jak windykator ustalił, była się schroniła w tutejszym zamku na posadzie damy do towarzystwa. Służby prasowe nie udzielają zaś wyjaśnień, komu i w czym towarzyszyła tudzież rozrywki uskuteczniała. Książę Janusz powinien w mniemaniu Krzyżaków za szkody poczynione przez Juranda, opłacić wspomniane faktury. Ten zaś podważa zasadność, twierdząc, że zawyżyli je wielo, wielokrotnie po przez naliczanie lichwiarskich procentów i stosując nieodpowiednią stawkę podatku VAT. Który zdaniem głównego rachmistrza, powinien być zerowy a nie pięćdziesięcioprocentowy.
Ale, przerywam już tą smętną gadkę, bo właśnie wychodzą girls ring aby rozkręcić atmosferę. Jejku ależ z nich apetyczne dziołchy. Ubrane nieskromnie, bez czepców, o mój Boże!!! Brat Rotgier i jego giermek Kundzio wpatrują się z gębami otwartymi, nie powiem to samo czynią zawodnicy mazowieckiej ekipy zgromadzeni w niebieskim narożniku. Teraz Warszawa nas łączy na ogólnokrajowe pasmo, co tam ogólnokrajowe, na ogólnoświatowe lub wręcz wszechświatowe nadawanie.
Doooooooooobry wieeeeeczór Ciechanów i całe Mazowsze. Pozdrawiamy również resztę Polski, wszędzie tam gdzie mój głos dociera!!!! Witamy na walce wieczoru.
W narożniku czarno-białym ważący dwa cetnary, kozak nad kozaki. Rycerz kładący jedną ręką dziesięciu chłopów pańszczyźnianych. Bijący kiścieniem zza ucha tak mocno, że pół świniaka zmiata ze stołu komturowego. Do pary wziął sobie pomagiera, o którym szkoda gadać. Bo nie dość, że mikrej postury to jeszcze bardzo szpetny. Za samą gębę, lat piętnaście w najgłębszym zamtuzie, bez prawa do amnestii. Jego podobizna mogłaby śmiało służyć za odstraszacz dla mrówek przy cukrze czy myszy przy workach ze zbożem.
W narożniku niebiesko - błękitnym ważący jedynie trzy ćwierci cetnara nasz Pawcio. Dla wyrównania szans książę pozwolił dołożyć mu na grzbiet, dwa worki jęczmienia by kategoria wagowa się zgadzała. To jest debiutant. Nie ma jeszcze walk na zawodowym ringu. Więc przywitajmy go okrzykami otuchy.
PAWCIO , PAWCIO lej germańca byle nisko... Pawcio, Pawcio w ryło dawaj, aż by mu się rzygło. Sorki za brak rymu... Ale jakże głośny ma on aplauz. Słyszę nawet jakieś kozie męczenie, a może to śmiech któreś damy dworu? Wszyscy ściskamy kciuki i sakiewki za szczęście i powodzenie naszego zawodnika. Ci zaś z widzów, którzy mają zliśny czyli inaczej wolny grosz, mogą na niego postawić zakłady. Niestety jego notowania są wśród bukmacherów bardzo, bardzo niskie, to znaczy bardzo wysokie. Gdyż za jednego złotego postawionego na zwycięstwo Pawcia, wypłacają aż dwieście. Do pomocy zgłosił się jego wuj Staśko herbu Nie-Dołęga , lecz ze względów zdrowotnych, wysoki cukier, nagniotki na stopie, lekki zez, komisja nie dopuściła go na ring. Musiał więc wystawić rezerwowego. Mówiącego bardzo śmiesznie.. Hloupého Honzu .
Ale już rozlegają się fanfary, pochodnie przygasają i spod arkad wychodzi pierwsza para. Cóż za pokaz siły. Szanowni słuchacze, szkoda, że tego nie widzicie. Ja nie wiem, ja nie wiem na Boga, jak ten nasz biedny Pawcio przetrwa na ringu z tym potworem. Toż Rotgier niesie pod pachą woła, a na oko on też trochę waży. Uprasza się dziatwę by odeszła od radia i nie słuchaał tego co teraz państwu powiem... Proszę państwa, on tego woła trzyma, no na pewno nie za ogon go trzyma. Bo wół cienko śpiewa. To co braliśmy za jakieś fanfary, to wydobywało się z gardła udręczonego zwierzęcia. Za nim dziewoje we cztery dźwigają wielgachny topór. A gdzie jest nasza para? No gdzie? Kto ich widział?
Jeeeeest!!!!!
Ale może przemilczmy ich wejście. Otóż Honzu ciągnie lub wręcz pcha Pawcia. Od czasu do czasu kopiąc go nie szlachetnie po zadzie, widać dla dodania mu szczęścia. Teraz już wiecie skąd ten zwyczaj kopania kogoś na szczęście.
Oj marnie widzę wynik dzisiejszej walki. Książę Janusz chyba będzie musiał opłacić te zaległe faktury. O czci Księżnej Danuty Anny też przyjdzie zapomnieć i przywyknąć do meczenia przez gawiedź na jej widok.
Pora zacząć walki. Sędzia przywołuje na środek gladiatorów, coś tam mówi. Pawcio musi głowę zadzierać by w Krzyżaka oczy spojrzeć. Za to Honzu może na swego przeciwnika z góry popatrzeć. Może więc nie jesteśmy do końca na straconej pozycji. Czy to kolejny raz obcy mają dla nas grać i zwyciężać? Czy naprawę nie mamy kogo powołać do reprezentacji i stawiać na farbowane lisy?
Ruszyli!!!!! To znaczy Honzu z dzikim okrzykiem goni knechta. Pawcio zaś tańczy, a właściwie słania się na nogach, non stop za plecami Rotgiera. Ten potężnym zamachem wyprowadza cios toporem. Co tu się dzieje... Co tu się dzieje. Damy mdleją, panowie je cucą. Próbują im rozwiązać gorseciki, które ugniatają im ich walory naukowe i robić masaż serca. Na szczęście topór krzyżacki trafił w studnie. Chyba przez najbliższy miesiąc trzeba z rzeki będzie wodę nosić, gdyż całą misterną konstrukcję szlag, a właściwie krzyżacki topór trafił. A taka fajna była, hamerykańska, prosto z salonu.
Za to Honzu zmachany dopadł przeciwnika. Dosiadł go i teraz objeżdżają ring cały dookoła.
Uuuuuuuuuuaaaaaaa. Ale nasz zawodnik przypaździeżył w odkos balkonu. Padł zemdlony, widownia szaleje. Gdyż balkon się przechylił i widownia na przysłowiowy pysk na zamkowym bruku wylądowała. Teraz się gramolą. Ale gdzie jest nasz zawodnik? Co się z nim dzieje? Czy knecht wygra przez nokaut techniczny? A zdawało się, że mamy wygraną w kieszeni.
Wszyscy kciuki w dół pokazują. A fuuuuuj. Nie, nie mogę na to patrzeć. Feeeeee, jak nie elegancko kibice się zachowują. Gwiżdżą, pomidorami rzucają.
Ale.... Ale podajcie mi do zwilżenia gardła. A propo gardła. Honzu się ocknął i już knechtowi zasądził cios z kolana między jego kolana. To musiało boleć. Łooooooj, aż mi się robi niedobrze. Sorki... Czy ktoś da mi coś do przepicia bo mi żołądek podchodzi.
Otóż Honzu dorwał się do gardła Niemca i je chlasta. Nieapetycznie mu te gardło postrzępił. Mógł chociaż na ostrzyć ten swój scyzoryk, a tak pochrępolił. Noty sędziowie pewnie mu za to obniżą. Szkoda, bo całkiem ładnie telemarkiem zaznaczył swój występ.
Ale wróćmy do Pawcia.
Kolejne cięcie dosięga jego pleców. Na szczęście worki jęczmienia zamortyzowały uderzenie. Ale chyba, chyba się nasz zawodnik na nogach, tchu mu na pewno odebrało. Zbroja nieźle wklęśnięta, przez co Pawcio jak chiński paragraf teraz po ringu się suwa. Jeeeeeeeeejku. Ale cios zabójczy. Głowę Pawcio strącił. Dosłownie dostał z returna, aż czerep gdzieś na podzamczu zapewne wylądował. Pacholki będą mieli w co grać między bramami. Damy i część chłopów, sorry szlachciców, już zemdlała. Tak skończył Pawcio lubo też Paweł. Koniec naszych medalowych nadziei. Nawet rundy nie przetrwał. Szkoda. Wielka szkoda. Po cichu jednak liczyliśmy na cud. Jednak dziś przeciwnik był dużo lepszy od naszego obrońcy.
Ale cóż to... On nadal twardo stoi. Co prawda pogięty i bez głowy, ale kręci się w koło. Mamy rycerza bez głowy. Auuuuuuuuuuuuaaaaa.... Wody, wody mi dajcie. Jeśli już nie ma piwa, niechaj i woda będzie. Szok i niedowierzanie. Ludzie, drodzy słuchacze, co tu się dzieje.
Szkoda, szkoda, że tego nie widzicie. Musicie mi wierzyć na słowo. Cud to mało powiedziane. To nadcud jakiś, ekstra bym powiedział cud nad cudeńka. Znalazła się pawciowa głowa. Na szczęście hełm i zbroję miał chłopina za dużą i zdążył głowę schować pod pachą. Jak tego dokonał, nie pytajcie, bo nie wiem. Ale, ale co się dzieje... Rotgier na ten widok za serce się łapie. Charczy i rzęzi niczym jaki chart po biegu. Leży, leży chyba martwy. Pawełko próbuje go cucić, a może też dobić. Fuuuuuj... On go całuję??? Tuuuuu, też znalazł sobie moment na amory. Jednak pokonał, pokonał Potwora ze Szczytna. Wół szczęśliwy również wpadł na ring, wywija radośnie ogonem. Widać nieźle mu dokuczył ten Krzyżak, gdy zwierzę aż tak się z jego śmierci raduje.
Książę też niezmiernie jak widzę jest zadowolony, na wszelki wypadek oko do Honzu puszcza, by sprawę swym tępym Gerlachem załatwił. Ten swego pana odciągnął od krzyżaka i pod puklerz dziabnal w nerę definitywnie stawiając krzyżyk na krzyżaku.
Cóż za ulga, cóż za radość w loży książęcej. Księżna Anna o mało z fotela nie spadła. Chyba jej się spodobało te pokazywanie peniuarów. Książę Janusz też się cieszy, gdyż floreny w skarbcu zostaną. Staśko nie zważając na nagniotki, skacze z radości. Całować chce zapewne swego synowca, ale ze względu na zeza liże się z wołem. W końcu nie będzie musiał stawać w rewanżowym pojedynku przeciw temu potworowi na glinianych nogach. Euforia.. euforia wkoło. Czepce i pasy cnoty lecą na ring pod nogi zmęczonego Pawcia. Lube go zapraszają do siebie na wieczór. Co tu się dzieje. Szkoda, że tego nie widzicie. Może książę zechce obdarzyć go herbem. Już nie Dołęga, a Lubicz jakiś?
Proszę państwa, kończę swą relacje. Może uda mi się jakiś wywiad z naszymi bohaterami przeprowadzić. Ale dostaje informacje z Warszawy, że czas już nam się kończy. Więc żegnam się pospiesznie. Do usłyszenia i do przeczytania w kolejnym naszym spotkaniu, na jakimś rycerskim turnieju.
A teraz już poza wizją spytam się bohaterów jaka spotkała ich nagroda.
Panie Stanisławie czy książę się jakoś Wam wywdzięczył?
A jakże Skrybo, a jakże. Pański władca z niego. Słowa złego nie powiem. Wezwał nas po turnieju, kawałek metalu na wstążce chciał mi do puklerza przypiąć. Ale za cholerę nie chciało się to trzymać. Co na ślinę weźmie, to pac na podłogę. Ni z tego strawę zrobić, ni za kamień do procy zastąpić. Więc mu mówię...
Ksieciuniu kochany. Toż my za Ciebie i za Twą czcigodna małżonkę życie nadstawili. A daj nam chociaż coś co ma ręce i nogi. Nie powiem. Pawcio do takiej jednej się ślinil. Więc gdy książę odparł.
Niechaj tak będzie, dam wam dziewoje. Będziecie w niebo wzięci. I zawołał odnośnie. JAAAGODA!!! JAGOOODA... JADZKA DO JASNEJ CHOLERNY, ODEJDŹ OD TYCH GARÓW.
Panie Skryba. Mnie już w zasadzie kobita niepotrzebna. Już swe lata posiadam, ale młody by sobie pogruchał... No wiesz pan o czym ja mówię. Ale jak żeśmy tą Jadźkę ujrzeli. Panie 6XL. Pawcio biedak zemdlał jak ją ujrzał. Mnie zaś ciemno się w oczach zrobiło i myślał, że z tego świata zejdę.
Ksieciuniu kochany, ręce twe Jam nie godzien całować za ten istny cud natury. Ale jak my gołodupcy tą Jadźkę utrzymamy?
A dam wam z 10 łanów ziemi. Soczysta i plenna, sama będzie wam rodzić.
Panie, a może ta blondyneczkę, co tak ładnie wieczorem śpiewała i na rurze wygibusa robiła?
Książę się tylko do mnie nachylił i szepnął. Staśko, Anielcia to tylko by wiersze pisała, wzdychała do księżyca. A jak wół wam padnie to kto wóz z błota wyciągnie. Dużo ciała to i w mroźną zimę będzie gdzie się wtulić. Mówię Ci bierz Jagodę, będziesz pan zadowolony. Pan będziesz zadowolony, i młody też z czasem doceni. Bacz jeno by za dużo w szyję nie dawała, a dziedziców wam na świat wyda. I oj wyda.
Co było robić, którą Pawciu wybrać. Tą Anielkę niczym anielicę, czy Jagodę Herod babę, która za jednym siadnięciem na ławę kopę orzechów kokosowych pośladkami łupala?
Wybralim 10 włók gdzieś około Nowogrodu nad Narwią i Jagodę.
Z kronikarskiego obowiązku tylko dodam, że roku pańskiego 1389 ruszyli na wschód by swe nowe gniazdo Bacz lub Bacze nazwać. A czy przysłowie dzielić się jagodą jak te dwa Baczewiaki też od nich pochodzi, tego już nie dociekałem i wam radzę przemilczeć.
Teraz już żegnam się z Wami i do zobaczenia w kolejnym wydaniu Kuryera Dworskiego.
Trwa ładowanie...