Przed 9 miesiącami, w czasie przeprowadzki, zaginęła ukochana, niewychodząca kotka. Panika w domu, wielka żałość. Ogłoszenia rozliczne, pani przyjeżdża co kilka dni 40 km autobusem na poszukiwania kotki Milki. Nie ustaje w tym, choć zima i różne ponure myśli ją nachodzą.
Tydzień temu, wśród nielicznych, śródmiejskich karmicieli rozeszła się wieść, że kotka jest widywana, ale zawsze nocą po 22 i około 4 rano.
Nasza nieoceniona wolontariuszka, "komandoska" do zadań specjalnych, Sabina, zrobiła szczegółowy wywiad z karmicielami, oznaczając sobie na mapie rewir Milki. No i wybrała się do punktu 0 o 4 rano.
Wokół ciemno i zimno...
Pojawił się pan zamiatający schody ratusza i skierował ją na tyły gmachu - tam ostatnio widywał kotkę. I jak w bajce - po paru minutach pojawiła się biała kicia. Przemykała chyłkiem pod murami. Za nią jak cień Sabina. Nagle kotka wpadła na maleńkie, zakratowane podwórko i prawdziwie zapadła się pod ziemię. W betonowej wylewce była dziura, nora - pewnie jedna z jej kryjówek.
Konstrukcja z transportera i klatki - łapki (na pilota) została zmontowana i dobrze zamaskowana. Po około godzinie napięcia i przesuwania klatki w inne, dogodniejsze miejsca Milka została ujęta.
Po 9 miesiącach tułaczki w betonowym, kamiennym sercu miasta.
Po wizycie w lecznicy (odpchlenie i odrobaczenie) pojechała do zapłakanej ze szczęścia Pani.
Brawo, brawo Sabino! Wielkie podziękowania dla dzielnej garstki śródmiejskich karmicieli za uważność i pomoc.
Jeśli ktoś z Państwa chciałby wesprzeć nasze działania, zachęcamy do wpłat:
https://www.ratujemyzwierzaki.pl/mniejsi
Trwa ładowanie...