Post udostępniony za darmo dzięki mecenatowi Krzysztofa Chodaczyńskiego.
Zdarza się, że czasem mnie zapraszają do udziału w rodzimych projektach. To miłe, że takie rozmowy zaczynają się zazwyczaj od tematu wynagrodzenia. To ciekawe, że na sensowne warunki zgodzi się częściej inny twórca albo malutki wydawca, niż uznana firma albo dotowany magazyn.
Tym razem padło na Rzeźzin, konkretnie drugi numer, konkretnie wariant okładki.
Co mi strzeliło do łba z konkwistadorami i jaszczurami? Kolejna okładka z Rzeźnikiem, czyli maskotką zina, byłaby nudna. Czytałem właśnie Świątynię Węża C.L. Wernera, do tego mignął mi gdzieś Hernan Cortes i podbój Meksyku i gotowe. Pierwotnie chciałem narysować Azteka grającego z Reptilianinem w piłkę (zamiast piłki głowa Cortesa albo innego "zdobywcy"), do tego jakichś kibiców, krew, flaki itp. Wygrał pomysł, który wydał się prostszy, chociaż jakby go opisać słowami...
Z reguły zbieram sporo materiałów referencyjnych, w tym przypadku były to tylko dwa obrazki. Ściągnięte z internetów w wirze walki, wybaczcie więc, że nie wiem kto je namalował.
Wstępny szkic.
Ołówek.
Tusz i zmiana na wektory.
Kolor. W wektorach.
Dlaczego wektory? Na pewno kiedyś już o tym pisałem, ale nie zaszkodzi powtórzyć. Używam małej palety, więc jest mi łatwiej kolorować. Przy mojej kresce trudno zauważyć różnicę, a rysunek może być powiększony bez pikselozy. Poza tym w przypadku Rzeźzina niektóre elementy będą miały złoto. To wymaga zapisania ich w osobnym pliku. I tu, ponownie, wektory ułatwiają mi pracę. A wygląda to tak:
Trwa ładowanie...