Opowieści o Daseanie – Wyprawa, rozdział III, cz. V

Obrazek posta

 

Sani powstrzymał się od ciężkiego westchnięcia. Słyszał, że krasnoludy są najbardziej upartymi istotami na Kontynencie. Widocznie nikt nie miał jeszcze okazji porównać ich z elfami.

– Zamierzasz coś dodać? – wyszeptał w końcu Dasean.

Eliam rozważał pytanie dłuższą chwilę. Zanim jednak zdołał się odezwać, podbiegł do nich Fisean. Zdawał się nie zauważać napiętej atmosfery, zbyt zaaferowany katastrofą, do której doszło.

– Przepadły. Łodzie przepadły. – Spojrzał na młodszego brata. – Przykro mi.

Ten jedynie zacisnął pięści i zęby. Nie znajdował odpowiednich słów, które mogłyby wyrazić jego gniew na elfkę i jej czyn. Zniszczyła pracę swoich pobratymców. I jeszcze uważała, że robi to całkowicie dla ich dobra.

– Daseanie – odezwał się Eliam. – Przejdźmy się może.

Syn Maseana zamierzał odmówić. Ostatnim, na co miał teraz ochotę, była rozmowa z Opiekunem. Wolałby poszukać Vasenę i upewnić się, że otrzymała zasłużoną karę. Jednak to i tak nie mogło ocalić statków. Przeniósł wzrok na Saniego.

– Niech będzie – rzekł zrezygnowany.

Eliam otoczył go po ojcowsku ramieniem i zabrał z plaży, gdzie elfy gasiły tlące się jeszcze drewno. Szli brzegiem lasu w milczeniu przerywanym głównie stukotem laski. Wieczorna muzyka natury rozbrzmiewała w pełni. Większość ptaków już od dawna spała, ale nocni drapieżcy oznajmiali swoją obecność głuchym pohukiwaniem. Niedaleko słychać było szelest uciekającej nagle zwierzyny, po chwili pisk, gdy ofiara trafiała na myśliwego. Nawet wiatr zdawał się gwizdać bardziej złowieszczo.

Dasean nie mógł dłużej znieść milczenia.

– Straciliśmy łodzie.

– Nie wszystkie – zauważył Eliam. – Jedna się ostała.

– Właśnie – prychnął. – Jedna. Vasena spaliła wszystkie inne. Jak na jednej łodzi mamy przedostać się na Kontynent? – Zatrzymał się raptownie. Ruszył jednak dalej, gdy spostrzegł, że Opiekun nawet nie zwolnił.

– A jak wiele statków potrzebujecie? – spytał niby bezwiednie. – Nie wszyscy przecież zamierzają wyruszyć w drogę.

Elf otworzył usta i zaraz je zamknął. Zdał sobie sprawę, że do tej pory myślał jedynie o tym, by dla każdego znalazło się miejsce na pokładzie. I nie brał pod uwagę, że ktokolwiek będzie chciał zostać. A przecież Sani niejednokrotnie przypominał swoim podopiecznym, że nie wszyscy muszą ruszać w drogę.

– Na początek jedna łódź wam wystarczy – kontynuował Eliam. – Gdy ją ukończycie, zabierzecie się za kolejne.

– Nie zdążymy przed zimą – mruknął Dasean.

– Wystarczy wam czasu. – Przystanął.

– Nie jeśli powtórzą się podpalenia. – Też się zatrzymał.

– Nie powtórzą. Porozmawiasz z Vaseną…

– Nie zamierzam – przerwał Opiekunowi. – Prędzej sam podpalę ostatnią łódź, niż z nią porozmawiam. Jest nieugięta, uparta i nie myśli o dobru pozostałych.

Eliam uniósł znacząco brew.

– Pewien elf jest do niej bardzo podobny.

– Nie jestem taki – bronił się Dasean. Nie zamierzał przyznawać mu racji.

– Wiesz w ogóle, dlaczego Vasena tak postąpiła? Dlaczego podpaliła łodzie?

– By nie pozwolić nam wypłynąć. – Prychnął.

– Ale dlaczego?

Elf westchnął, ale przywołał w pamięci rozmowę.

– Uważa, że płynięcie do ludzi skończy się dla nas śmiercią. – Słowa Vaseny zaczęły w końcu do niego docierać. – Nie będzie tak, prawda?

Eliam milczał dłuższą chwilę.

A myśli Daseana zalały opowieści o okrucieństwie ludzi. Przypomniał sobie też ostatnie sny. Widział w nich, jak dawni przyjaciele strzelają ognistymi strzałami w dopływające łodzie, a potem dobijają tych, którzy przeżyli ostrzał. Koszmary o torturach, prześladowaniu, głodzie i ciągłym strachu nawiedzały go, ledwo zamknął oczy. Mimo to każdego poranka starał się odpędzać nocne zmory i skupiać na pracy. Starał się wierzyć, że ludzie ich przyjmą. Lub przynajmniej pozwolą żyć obok siebie.

– Nie jestem w stanie ci odpowiedzieć – rzekł wreszcie Sani. – Jedynie Custos wie, co was tam czeka. Jednak nie spodziewałbym się, że przyjmą was z otwartymi ramionami. Pamiętaj, jak zapisaliście się w ich pamięci.

– Pewnie nie wszyscy uważają nas za wrogów – nie ustępował Dasean.

– Nie, wszyscy raczej nie. Jednak wielu jest takich, którzy chętnie nie wpuściliby was na swoje ziemie.

Pierwszy raz Dasean zaczął mieć wątpliwości, czy wyprawa na Kontynent rzeczywiście ma sens. Czy naprawdę warto zabierać się z powrotem za budowę łodzi, jeśli po przybiciu do brzegu czekałaby ich tylko śmierć?


 

Następna część

Poprzednia część

OpowieścioDaseanie opowieść Wyprawa podcast elfy fantasy

Zobacz również

Odesdi tant! – czyli prace nad pieśnią odrzuconych
Opowieści o Daseanie – Wyprawa, rozdział III, cz. VI
Opowieści o Daseanie – Wyprawa, rozdział IV, cz. I

Komentarze (0)

Trwa ładowanie...