– Z początku życie na Kontynencie będzie pewnie dla was uciążliwe. Czuję, że z czasem wszystko zacznie się układać. Stare więzi ożyją, przyjaźnie się odrodzą. Jednak wymaga to czasu i cierpliwości. Pamiętaj, że Custos nie wysłałby was na pewną śmierć.
Vasena niechętnie przyznała mu rację. Dlaczego mieliby opuszczać wyspę, jeśli oznaczałoby to ich zagładę? Wyprawa musiała mieć przynajmniej niewielki sens.
– I tak wolałabym, by nie wypływał. Nigdy więcej go nie zobaczę.
– To dlaczego nie popłyniesz z nami? – wtrącił się wtem Dasean. – Na łodziach będzie mnóstwo miejsca.
– Miałabym zostawić to wszystko? – Zatoczyła ręką wokół. – Mój dom? Moją rodzinę? Moją przyrodę? Dla człowieka?
– Tak.
Już nabierała powietrza, by naskoczyć na elfa, gdy wtrącił się Sani:
– Nie zabrałem was, byście kontynuowali kłótnię. Uważacie się oboje za dorosłych i może macie za sobą setki wiosen, ale mam wrażenie, jakbyście znów stali się dziećmi, które spierają się o drobiazgi.
Vasena zamierzała się sprzeciwić, lecz Dasean pierwszy zabrał głos.
– Masz rację. Znowu toczymy spór. Jednak zauważ, że to nieuniknione. Każdy z nas ma swoje argumenty. Jak niby mamy doprowadzić do zgody, gdy żadna ze stron nie chce ustąpić. Może powinniśmy zrezygnować z wyprawy? – Parsknął.
– Jeśli nie znajdziecie innego rozwiązania, tak, zrezygnujcie – przyznał bez ogródek Opiekun.
Syna Maseana aż zmroziło na te słowa. Odkąd pamiętał, odkąd pierwszy raz słyszał opowieści o dawnej przyjaźni z ludźmi, pragnął odnowić stare więzi. I miałby tak po prostu porzucić marzenie? Nie, nie zamierzał na to pozwolić.
– Jak dla mnie świetny pomysł – wtrąciła się wtedy elfka. – Nawet dzisiaj możemy oznajmić wszystkim, że kończymy przygotowania i zapominamy o wyprawie.
– Nie – sprzeciwił się ostro Dasean. – Nie – powtórzył spokojniej.
– Tak, jak mówiłem – Eliam zignorował oboje – jeśli nie będzie innego wyjścia, najlepiej będzie zrezygnować lub przynajmniej przesunąć w czasie podróż. Liczę jednak, że nie będzie takiej konieczności. Już poświęciliście wiele czasu i pracy nad przygotowaniami. – Spojrzał wpierw na Vasenę, a potem przeniósł wzrok na Daseana. – Ale na razie powinniście wrócić do rodzin i spróbować dojść do porozumienia. Nie chciałbym widzieć, że choćby jeden marynarz wypłynie, będąc w konflikcie z bliskimi. Przecież nie będzie mógł już wrócić, by się z nimi pojednać. Wiecie o tym.
– Łatwo ci mówić – prychnął elf. – Nie ciebie ojciec próbuje zatrzymać, jakbyś wciąż był podrostkiem nieznającym życia.
– Nie musiałeś przeżywać tego, co on – zauważył Opiekun. – Po prostu się o ciebie martwi. Jak Vasena o swojego brata.
– Ale przynajmniej nie podpalił statków – rzekł, zanim zdążył ugryźć się w język.
Elfka przyskoczyła do niego i pchnęła z całych sił. Zachwiał się, ale nie upadł.
– Milcz, bo niczego wciąż nie rozumiesz – rzuciła.
– Spokojnie – Eliam wszedł między podopiecznych. – Właśnie takich sporów chciałbym, byście unikali. – Przesunął wzrok na Vasenę. – Idź, porozmawiaj z bratem. Chciałbym zamienić parę słów z Daseanem na osobności. I pamiętaj…
– Wysłucham, co ma do powiedzenia – przerwała mu. – Spróbuję.
Sani zbliżył się do niej i położył dłoń na jej głowie. Trwał tak chwilę w milczeniu.
– Ufam, że sobie poradzisz – odezwał się.
– Do zobaczenia, Eliamie. – Skłoniła głowę, a synowi Maseana rzuciła jedynie mało przychylne spojrzenie i odeszła.
Ten zaczął się denerwować, a jednocześnie starał się tego nie okazywać. Jednak mimowolnie zaczął kołysać się na stopach.
– O czym chciałeś jeszcze porozmawiać? – spytał, gdy cisza się przedłużała.
– Jak dobrze znasz historię swojej rodziny i tego, jak żyło im się na Gieejnie?
– Wiem, przez co przeszli. Jak chyba każdy elf w Ojczyźnie. – Znieruchomiał. – Może mi powiesz teraz, że lepiej bym ich rozumiał, gdybym przeszedł przez podobne doświadczenia?
Opiekun uśmiechnął się smutno.
– Każdy przeżywał to inaczej – zaczął. – Miejmy nadzieję, że nigdy nie będziesz brał udziału w podobnych wydarzeniach. Choć na Kontynencie też może wiele się zdarzyć.
Trwa ładowanie...