Opowieści o Daseanie – Wyprawa, rozdział IV, cz. V

Obrazek posta

 

Podjął przerwany dawno marsz, a Dasean po chwili do niego dołączył.

– Można powiedzieć, że wrócicie w tym momencie, w którym rozstaliście się z ludźmi. Jednak spotkacie ich potomków. A spośród was też raczej nie wybiera się nikt, kto brał udział w wypędzeniu. Znacie jedynie historie przekazywane z ust do ust. A każdy patrzy na minione wydarzenia z własnej perspektywy.

– Dlatego ludzie zrzucają na nas całą winę – mruknął. – Dyskutowaliśmy o tym już niejednokrotnie. Nie powiesz mi, że tylko to chciałeś mi przekazać.

– Nie tylko. Pragniesz popłynąć na Kontynent. Chcesz spotkać się z ludźmi, odnowić więzi, przyjaźnie. Masean widzi jedynie, że może stracić syna. A mimo to pomaga w przygotowaniach.

– O tym też już mówiłeś. Eliamie, wiesz przecież, jak będzie wyglądać rozmowa z moim ojcem. Powiem mu, że zamierzam płynąć, a on będzie starał się mnie odwieść od tego pomysłu. Pokłócimy się. Czy to konieczne?

Opiekun milczał dłuższy czas. Choć było już późno i tylko światło gwiazd oświetlało las, żaden z nich nie miał problemów z poruszaniem się między drzewami. Świetnie widzieli drogę niemal tak, jak w ciągu dnia. Wiatr delikatnie pochylał gałęzie drzew w ich kierunku tak, że muskały ich głowy.

– Obaj jesteście zbyt uparci i dumni, by dojść do zgody – odezwał się znów Sani. – Ale wciąż uważam, że warto byłoby spróbować. Daseanie, naprawdę nie wrócisz. Granica fal została ustanowiona, by was chronić. Żaden statek nie zdoła jej przepłynąć tak, by dotrzeć do Ojczyzny. Nawet elfi.

– Przecież wiem.

– Mam wrażenie, że nie do końca to rozumiesz. – Zatrzymał się znów. – Wracaj do domu i wysłuchaj ojca. I postaraj się przy tym spojrzeć na całą sytuację jego oczami. Możesz to zrobić?

– Niech będzie. Ale wciąż uważam, że to jedynie strata czasu.

*

Vasena poważnie wzięła do serca słowa Saniego. Zrozumiała, że dalsze konflikty jedynie oddalają ją od brata, a nie taki miała cel. Dlatego zaraz po rozmowie odszukała go, by jeszcze raz omówić z nim kwestię wyjazdu. Jak można było się domyślić, nie brakowało ostrych słów. Początkowo nawet elfka zamierzała czym prędzej zakończyć dyskusję, wrócić na plażę i dokończyć dzieło zniszczenia łodzi. Wtedy jednak przypomniała sobie, co obiecała. Zacisnęła usta i pozwoliła bratu mówić. A z każdym słowem zaczynała coraz bardziej pojmować, dlaczego tak bardzo pragnął wyruszyć. Nie robił jej na złość. Pragnął jedynie kontynuować zadanie, jakie otrzymali ich przodkowie. Zadbać o ludzi, którzy nie umieli poradzić sobie sami ze Szkodnikami. Jednak ostatecznie nie zmieniło to jej własnych zamiarów. Miała pozostać w Ojczyźnie. Nie czuła się gotowa, by razem z bratem ruszać w drogę. Ten jednak otrzymał jej zapewnienie, że nie będzie już palić łodzi, a nawet pomoże w przygotowaniach, by ani jemu, ani pozostałym marynarzom niczego nie zabrakło w drodze do celu.

Zupełnie inaczej było w przypadku Daseana. Mimo szczerej prośby Eliama, elf nie umiał zmusić nóg, by zabrały go do rodzinnego domu. Oczami wyobraźni już przygotowywał się na kolejną kłótnię, która z pewnością nastąpi. Przecież wystarczyłoby, że wspomniałby o swoich zamiarach. To już wystarczyło, by wprowadzić  napiętą atmosferę, w której każde słowo było wypowiadane ostrzej i boleśniej. Nie, Dasean nie chciał po raz kolejny tego przeżywać.


 

Następna część

Poprzednia część

OpowieścioDaseanie opowieść Wyprawa elfy fantasy podcast

Zobacz również

Czy to ma sens? – czyli o refleksyjnym spojrzeniu na twórczą codzienność
Opowieści o Daseanie – Wyprawa, rozdział IV, cz. VI
Opowieści o Daseanie – Wyprawa, rozdział V, cz. I

Komentarze (0)

Trwa ładowanie...