Opowieści o Daseanie – Wyprawa, rozdział V, cz. III

Obrazek posta

 

Wiem jednak, że zwykły wygląd Szkodników czasami budzi litość, kiedy indziej obrzydzenie. A one chętnie to wykorzystują, by mieszać ludziom i innym stworzeniom w głowach, by prowadzić do niezgody i wojny. Przecież nikt, kto nie jest nieczuły, nie przejdzie obojętnie obok potrzebującego, który wymaga pomocy czy opatrzenia ran.

– To jak odróżnić ich od zwykłych ludzi? – odezwała się Vasena.

Odkąd pojednała się z bratem, o wiele chętniej brała udział w wieczornych wykładach Saniego. A przy tym starała się zadawać pytania, które mogły rozwiać wszelkie wątpliwości i przygotować marynarzy na wszystko, co ich czeka po przybiciu do Kontynentu.

– Gdybyście mnie nie znali i spotkali w jednej z ludzkich wiosek, nawet nie przeszłoby wam przez myśl, że mogę być Opiekunem – przyznał szczerze Eliam. – Podobnie jak i my, Szkodniki zwykle wyglądem przypominają człowieka lub inną istotę.

– A dlaczego ty wybrałeś tę postać? – wyskoczył z pytaniem Masean. – Dlaczego nie upodobniłeś się do nas?

– Jest parę powodów. Zanim Custos was stworzył, na Gieejnie żyli jedynie ludzie. Gdy przybieraliśmy widzialne postacie, staraliśmy się do nich jak najbardziej upodobnić, by stać się im bliższymi. Wielu z nas przyzwyczaiło się do tej formy. Ja także. Ale poza tym wydawało mi się, że dla was samych będzie lepiej, bym pozostał wśród was jako człowiek. Zwłaszcza że takiego mnie poznaliście.

– I po to, byśmy nie zapomnieli o ludziach – wykrzyknął ktoś z tłumu, a kilka głosów go poparło.

– Prawda – potwierdził w końcu Eliam. – Chciałem też, byście widzieli w nich nie tylko tych, którzy was wypędzili. Byście umieli na nich patrzeć jak na dawnych przyjaciół.

Masean niespokojnie poruszył się na swoim miejscu. Przypomniał sobie dawne czasy, gdy jeszcze mieszkał na Gieejnie razem z ludźmi. Był przecież jednym z pierwszych elfów, których Custos ulepił z ziemi i wody. I jako jeden z nich obiecał zadbać o człowieka, chronić go, strzec jego bezpieczeństwa, a przede wszystkim stać się dla niego przyjacielem. Taki był początek. Wciąż pamiętał, jak ramię w ramię z człowiekiem wznosił kolejne chaty. Jak pracował na polu, gdy jego podopieczny potrzebował już odpoczynku. Jak nastawiał złamane kości, przygotowywał maści, polował w lasach. Jak stawał na staży na granicy, by nic nie zmusiło ludzi do jej przekroczenia. I jak ostatecznie został przegnany razem ze swoimi braćmi i siostrami. Przegnany na ziemie, gdzie panoszyły się Szkodniki, a magia sprawowała władzę i niszczyła przyrodę oraz wszystko na swojej drodze. Jak inni próbował przetrwać i przy tym ocalić swoich bliskich. Walczył niemalże do utraty tchu. I mimo to musiał oglądać śmierć tych, którzy zajmowali szczególne miejsce w jego sercu. Ich krzyki i twarze czasami nawiedzały jego sny. Nie chciałby ponownie przeżywać tych wydarzeń. Ani niczego gorszego. Dlatego nie zamierzał pozwolić synowi wyruszyć w drogę, z której ten nigdy nie wróci.

Choć wykład jeszcze nie dobiegł końca, Masean nie zamierzał w nim dłużej uczestniczyć. Jako że siedział blisko linii drzew, zdołał niepostrzeżenie czmychnąć w las. Nie myślał zbytnio o tym, czy ktokolwiek zauważy jego nieobecność. Eliam nie kazał im wysłuchiwać opowieści, ale do tego zachęcał. Szczególnie tych, którzy mieli tak niedługo wyruszyć w drogę bez powrotu.

W wieczornym powietrzu wciąż jeszcze unosiło się ciepło dnia. Jednak wśród drzew można było liczyć na odrobinę chłodu.  Zdawało się, jakby rośliny stworzyły ten azyl nie tylko dla siebie, ale dla każdego, kto chciałby łatwiej przetrwać najgorętszy okres roku. A elfy chętnie korzystały, zwłaszcza gdy skwar w ciągu dnia stawał się nieznośny.

Ptaki już dawno skryły się w gniazdach, gdzie wypoczywały po owocnym trudzie i przygotowywały na kolejny dzień pełen śpiewu i radości. Większość zwierząt też pochowała się już w norach i dziuplach. Inne jednak dopiero się budziły, by wyruszyć na żer. Natura żyła swoim trybem. Ofiary żywiły się roślinami, myśliwi ofiarami. A ludzie drapieżnikami.

Masean machnął ręką, jakby odpędzał natrętną muchę. Czegokolwiek by nie robił, jego myśli co rusz wracały do człowieka i do wyprawy syna.


 

Następna część

Poprzednia część

OpowieścioDaseanie Wyprawa elfy podcast fantasy opowieść

Zobacz również

Bielijon do potęgi piątej? – czyli o tym, czy da się pracować nad całym cyklem jednocześni...
Opowieści o Daseanie – Wyprawa, rozdział V, cz. IV
Opowieści o Daseanie – Wyprawa, rozdział V, cz. V

Komentarze (0)

Trwa ładowanie...