Inni podjęli jego słowa. Wierzyli, że są w stanie oprzeć się podszeptom Szkodników, a także ocalić ludzi przed ich wpływem. Może nawet udałoby się odwrócić przemiany tak, by każdy wrócił do swojej normalnej postaci bez dodatków w postaci futra czy piór. Svetean jako jeden z nielicznych podchodził do sprawy z dużą dozą dystansu i pesymizmu. Czuł, że nie podołają zadaniu, jakie sami na siebie nałożyli. Nie chciał jednak siać wątpliwości tam, gdzie już rosła nadzieja.
– To jaki mamy plan? – spytał, gdy rozmowy nieco przycichły.
– Przede wszystkim powinniśmy udać się do wioski i porozmawiać z ludźmi – stwierdził Masean. – Nie wspomnimy ani słowem o udziale Strume. Zwłaszcza że zvierzaczy są dosyć nieobliczalni. Nie chciałbym, by znalazł się w środku konfliktu.
– Chwila – wtrącił się zaraz Elasean. – A nie przyszło ci ani przez chwilę na myśl, że już jest we wszystko zamieszany? Może nie chciał nam pomóc, ale prowadzi wprost w wilczą paszczę. Może nawet zamierzał zabić Fisseana, lecz twoje nagłe zjawienie się go powstrzymało.
Masean musiał przyznać, że nie brał pod uwagę takiej możliwości. Strume podczas rozmowy wydawał mu się zbyt szczery i prawdziwy, by przynajmniej w jednym jego słowie kryło się kłamstwo. Jednak w ostatnim czasie tak wiele się zmieniło między elfami i ludźmi, że warto było przynajmniej rozważyć taką możliwość.
– Na jego korzyść przemawia porzucenie przemian. – Trisa zarzuciła jasnymi włosami i poprawiła skraj koszuli wyszywanej w kwiaty i zioła. – Tylko raz skorzystał z mocy.
– Co nie oznacza, że nie wróci do tego. – Elasean przeniósł wzrok na Maseana. – Może nie kłamał we wszystkim, ale mógł nie trzymać się w pełni prawdy.
– Nie miał przy sobie żadnej broni – zauważył Fisean. – Nawet krótkiego noża. Chciał nas znaleźć i ostrzec.
– Jeśli po przemianach człowiek staje się silniejszy od nas, nie potrzebuje oręża. Wystarczą mu pazury i kły.
– Strume nie stanowi zagrożenia – rzekł stanowczo Masean. – Zanim się zjawiłem, zaczął już mówić otwarcie o tym, co się dzieje. W tej chwili w wiosce pewnie odbywa się jeszcze zebranie, na którym zvierzaczy próbują znaleźć sposób, by nas wypędzić. A my możemy albo nadal krążyć wokół problemu, albo rzeczywiście się za niego zabrać. Proponuję, by kilku z nas zaraz udało się do ludzi i przedstawiło im wszystko, co wiemy.
– A co dalej? – spytał Elasean. – Sądzisz, że będą chcieli z nami rozmawiać?
– Przynajmniej ci, którzy nie doświadczyli przemian. Choć mam nadzieję, że zvierzaczy także się zjawią i wezmą udział w dyskusji. Nie zamierzam ich wykluczać. I wciąż wierzę, że przemówimy im do rozsądku.
Kilkoro z elfów wciąż nie było przekonanych do pomysłu. Część skłaniała się nawet do rady Strume, by na jakiś czas oddalić się od wioski i poczekać na spokojniejszy czas. Większość jednak pragnęła czym prędzej zająć się problemem, a nie uciekać od niego. I tak też uczynili. Masean razem ze swoim synem i paroma ochotnikami udał się do osady, którą od tak dawna dzielili z ludźmi. O tej porze większość z nich pracowała na polu lub wokół gospodarstwa. Zawsze przecież było, co robić. Doglądanie zbóż, warzyw na grządkach czy drzew w sadzie, opieka nad zwierzętami w oborze i kurniku czy choćby zwykłe porządku w domostwach. Nawet dla dzieci znajdowało się zawsze zajęcie na miarę ich możliwości. Jedynie chorzy i ranni spędzali większość czasu na wypoczynku.
Zjawienie się grupki elfów nikt nie uznał za coś szczególnego. Może wrócili właśnie ze swojej warty czy z nieudanego polowania, może szukali miejsca na budowę nowej osady lub ćwiczyli się w walce, by jeszcze lepiej chronić swoich podopiecznych. Dopiero gdy Svetean zatrzymał przebiegającego w pobliżu kilkuwiosennego chłopca i szepnął mu parę słów, mieszkańcy bardziej zainteresowali się przybyciem przyjaciół. Ci, którzy pracowali przy domach, przerywali zajęcie i zerkali z zaciekawieniem na elfy. Te przekazywały swoją prośbę kolejnym dzieciom, które zanosiły ją dalej. Najpierw do rodziny w domu, a potem na pola i pastwiska.
Trwa ładowanie...