Opowieści o Daseanie – Wyprawa, rozdział VI, cz. I

Obrazek posta

 

Masean razem z pobratymcami szedł dalej w kierunku sporego placu w samym środku wioski. Tutaj do tej pory odbywały się wspólne zabawy i tańce trwające nawet całą noc. Tutaj w pogodne wieczory bajarze opowiadali niezwykłe historie, których chętnie słuchały nie tylko dzieci, ale także dorośli. Tutaj też czasami zbierali się wszyscy mieszkańcy, by omówić najważniejsze sprawy, jak rozbudowę wioski czy zaradzeniu temu, że bydło ciągnie do granicy. Tym razem czekała ich o wiele istotniejsza rozmowa, od której zależał los całej osady.

Zanim wieści dotarły do ostatniego mieszkańca, elfy dotarły do rynku. Rozsiadły się na ziemi wokół drewnianej studni, która na co dzień służyła ludziom i zwierzętom. Teraz jednak była zabezpieczona osłoną, dzięki czemu do środka nie dostawał się pył, owady czy zanieczyszczenia. Masean oparł się o szorstkie drewno i potoczył wzrokiem wokół. Ludzie powoli zbierali się na placu. Ale – tak jak się spodziewał – nie podchodzili zbyt blisko swoich przyjaciół i obrońców. W twarzach niektórych wyczytywał lekką obawę, inni odwracali spojrzenie, czasach patrzyli na elfy nieufnie, a nawet z wrogością. Ojciec Fisseana miał nadzieję, że nie przerodzi się to w walki i że uda im się dojść do porozumienia.

Jego szczególną uwagę przykuwali ci, którzy skrywali głowy pod chustami, stopy mieli oplecione materiałami lub w inny sposób próbowali ukryć przemiany. Pewnie byli świadomi, że nikt nie da się nabrać na takie przebrania. A mimo to woleli utrzymywać pozory.

W końcu wszyscy mieszkańcy zjawili się na placu. Ci, którzy przybyli wcześniej, przestępowali z nogi na nogę. Chcieli już usłyszeć, co elfy mają im do powiedzenia, i dowiedzieć się, czy narastający w ich sercach lęk ma uzasadnienie.

Masean spojrzał wyczekująco na Sveteana. Zgodził się on wcześniej przedstawić całą sprawę w imieniu swoich braci i sióstr. Dlatego wreszcie wstał przynaglany ich wzrokiem i zabrał głos.

– Przyjaciele, witajcie w ten piękny dzień, który możemy wspólnie przeżywać w Svate.

Svate. Tak właśnie ludzie nazywali Gieejń, Świat. Miejsce stworzone przez Custosa dla człowieka. A potem też elfa.

– Dobrze mi widzieć was w zdrowiu oraz w pełni sił – przemawiał spokojnym głosem, który jednak nie działał na słuchaczy.

Ludzie wyczuwali, że wstęp, choć tradycyjny, nie poprzedza żadnych radosnych i miłych wieści. Wręcz przeciwnie, był początkiem czegoś, co rozbije ich małą osadę. Doprowadzi do sytuacji i czynów, których nie będzie się dało ot tak odwrócić.

Svateanowi nie umknęły ukradkowe spojrzenia i słowa rzucane szeptem w tłumie. Uznał więc, że nie warto już przeciągać i lepiej przejść do sedna.

– Wszyscy wiemy, co działo się w ostatnim czasie. Jak moi bracia i siostry, którzy strzegli granic, nagle znikali bez śladu. Może i w tej chwili podobne wydarzenia mają miejsce.

Kilka osób zerknęła po sobie jakby porozumiewawczo. Masean spostrzegł, że to ci z zakrytymi stopami czy luźniejszą chustą na głowie. Nie obce im były czyny zvierzaczych. I sami może do nich należeli.

– Mamy pewne podejrzenia, kto za tym stoi. – Svetean starał się na nikim nie zatrzymywać wzroku, ale wodził spojrzeniem po tłumie. – Nie chcę jednak rzucać oskarżeniami bez dowodów ani świadków tych zdarzeń. – Zamilkł na dłuższą chwilę. – Zjawiliśmy się tu, by razem z wami zastanowić się nad rozwiązaniem tego problemu. Może nawet znajdą się wśród was tacy, którzy powiedzą nam więcej na temat zniknięć. Już bowiem zbyt wiele elfów zaginęło.


 

Następna część

Poprzednia część

OpowieścioDaseanie opowieść elfy fantasy podcast Wyprawa

Zobacz również

Czy redakcja musi być nudna? – czyli o poprawianiu na wesoło
Opowieści o Daseanie – Wyprawa, rozdział VI, cz. II
Opowieści o Daseanie – Wyprawa, rozdział VI, cz. III

Komentarze (0)

Trwa ładowanie...