Opowieści o Daseanie – Wyprawa, rozdział VII, cz. IV

Obrazek posta

 

*

– Najlepiej byłoby przybić do brzegu tutaj, na zachodzie. – Eliam wskazał na wybrzeże na lewo, daleko poniżej portu ludzi.

Razem z kapitanami, sternikami, nawigatorami i chętnymi marynarzami pochylał się nad mapą, którą sam skonstruował. Mniej więcej nakreślił na niej kontury Kontynentu i miejsca, o jakich wspominał podczas swoich codziennych wykładów. A teraz objaśniał swoim podopiecznym to wszystko. Wskazywał najlepsze – jego zdaniem – drogi. Pokazywał rejony warte unikania, przynajmniej na samym początku. Zasugerował też, gdzie mogliby się początkowo osiedlić. Pośrodku rósł las, wciąż przez nikogo niezamieszkały, jakby wręcz czekał na ich przybycie.

– Lepiej, byście nie zaskoczyli ich nagłym zjawieniem się w ich porcie – kontynuował Sani. – Pamiętajcie, że w ogóle nie spodziewają się waszego przybycia. Jeden obcy statek wystarczyłby, by wzbudzić ich niechęć. Cała flota może sprawić, że rozpoczną atak. Powinniście powoli zdobywać ich zaufanie, jeśli chcecie odbudować stare więzi i przyjaźnie.

Dasean sam poprosił Opiekuna o stworzenie mapy i przybliżenie elfom wszystkiego, co konieczne. Pozornie pragnął jedynie, by załoga każdego statku dowiedziała się, jak dotrzeć i gdzie – w razie jakichkolwiek problemów – znajdzie pozostałych braci i siostry. W rzeczywistości chciał sam, jak najwięcej odkryć, by przeprowadzić jak najlepszy zwiad, a potem pozostawić pobratymcom wskazówki, dokąd się udał.

– Nie zabieramy nic ponad krótkie noże, miecze i łuki, jeśli chodzi o broń – zauważył Dasean. – Ale mam nadzieję, że nie będziemy musieli ich używać przeciw ludziom.

– Jeśli dojdzie do walk, nie możecie stać bezczynnie – wtrąciła Vasena.

Choć sama nie wypływała, nie zamierzała przepuścić ani jednej nauki Eliama. Jak mówiła:

– Kto wie, może któregoś dnia i ja wyruszę w drogę, ale na inne ziemie.

Teraz jednak razem z innymi zapoznawała się z terenami Kontynentu.

– Zrobimy wszystko, co w naszej mocy, by do tego nie doszło – rzekł Risean. – Ale masz rację, powinniśmy przygotować się też do walki. Szczególnie gdy natkniemy się na takie rasy, jak sarianie czy valieri.

Dasean zgodził się z nim we własnych myślach. Choć zamierzali udać się najpierw do ludzi nieposługujących się magią, musieli brać pod uwagę, że natkną się na innych.

– Dlatego właśnie trenujemy w opaskach na oczach – przypomniał syn Maseana. – Jeśli lud pustyni zjawi na naszej drodze, poradzimy sobie.

– Tylko nie zapomnij, że swoje ostrza pokrywają często truciznami – wtrąciła Vasena, bawiąc się końcem długiego, brązowego warkocza. – Nie możecie pozwolić się zranić. A przynamniej nie do czasu, aż poznacie konieczne lekarstwa.

– Poradzimy sobie.

Starał się wierzyć we własne słowa. Jednak musiał przyznać, że na jego serce padł cień lęku. Szybko go przegnał, by strach nie zakorzenił się na dobre i nie zniweczył powziętego postanowienia.

– Poza tym w waszym przypadku trucizna będzie działać znacznie wolniej niż u ludzi – zauważył Eliam. – Ale i tak powinniście uważać.

Jak zawsze, mruknął w myślach Dasean. Starał się teraz z dystansu patrzeć na zagrożenia czyhające w czasie podróży. Wiedział bowiem, że wiele może się zdarzyć od chwili, gdy wejdą na pokład. Wpierw sztormy i morskie potwory, a też ryzyko, że zabraknie im zapasów przed dotarciem na Kontynent. Potem spotkanie z ludźmi, które mogło zakończyć się odnowieniem przyjaźni lub rozpoczęciem krwawej wojny. A później próby przeżycia na nowych ziemiach. Mimo to wciąż nie zamierzał zmieniać zdania. Wciąż pragnął wyruszyć.

– Nie jesteś w stanie nauczyć nas lekarstw? – spytał Opiekuna.

– Gdyby na wyspie była pustynia podobna do Grazy, nauczyłbym was, jak znajdować odpowiednie rośliny i jak z ich pomocą wytwarzać napary i maści. Ale bez nich niewiele wam pomogę.

– W takim razie będziemy musieli sami się tego nauczyć.

I nie była to jedyna rzecz, którą elfy miały poznać dopiero na Kontynencie. Podczas wykładów i spotkań przy mapie coraz bardziej odkrywały, jak niewiele wiedzą, choć żyły znacznie dłużej od jakiegokolwiek człowieka. Jednak Ojczyzna była pokryta głównie lasami i łąkami. Trudno znaleźć tu pustynie, lodowce czy choćby góry. Mieszkańcy znali swoje rośliny, pamiętali niektóre, które porastały Svate, ale większość tych z ziem ludzi pozostawała dla nich obca.


 

Następna część

Poprzednia część

OpowieścioDaseanie opowieść elfy fantasy podcast Wyprawa

Zobacz również

Opowieści o Daseanie – Wyprawa, rozdział VII, cz. I
Poprawki, urlop, i co dalej? – czyli o III tomie, odpoczynku i dalszych planach
Czy autor myśli, gdy pisze? – czyli ostatnie szlify przed recenzją wewnętrzną

Komentarze (0)

Trwa ładowanie...