Początkowo trenowałem w grupie naborowej, do której włączono zawodników nowych w Szkole Mistrzostwa Sportowego. Chodziło o ocenę umiejętności. Wypadłem na tyle dobrze, że zacząłem treningi z grupą U14, która gra w I lidze wojewódzkiej.
I kolejne testy.
Po tygodniu trenerzy mówili, że jeszcze muszę się uczyć, aby dorównać kolegom z drużyny i żebym cierpliwie i solidnie trenował.
O powołaniu na mecz decydują umiejętności i postawa na treningach. Uprzedzono mnie, że jeszcze nie jestem gotowy do gry w lidze.
Jednak cieszyłem się, że trenuję z kolegami, którzy grają mecze. To było moje marzenie, bo chciałem się od nich uczyć.
Na jednym z treningów nasi trenerzy zorganizowali mecz. Był tam jeden zawodnik niesamowicie szybki, który wszystkim uciekał. Dogoniłem go i nie dopuściłem, aby strzelił do bramki. Koledzy zauważyli to. Usłyszałem kilka miłych uwag.
Pod koniec tygodnia, gdy skończyliśmy trening, trener ogłosił, że zostałem powołany na mecz w niedzielę! Byłem ogromnie zaskoczony. Chłopaki bili brawo i ciesząc się gratulowali mi pierwszego powołania na mecz ligowy.
Oni nie mieli się czym przejmować, bo przeciwnikiem miała być drużyna ostatnia w tabeli. Ja wiedziałem, że dla mnie ten mecz będzie trudny. Próba i wysokie wymagania.
Jeszcze tego samego dnia poszedłem na orlik i do wieczora ćwiczyłem, aby jak najlepiej się przygotować.
Wreszcie nadeszła niedziela. Pojechaliśmy na mecz. Nie było stresu. Nerwy zostawiłem w toalecie przed wyjściem z domu. Postanowiłem, że zagram tak, aby przekonać drużynę, że warto było mnie zabrać na mecz.
Trener wpuścił mnie w 41 minucie. Zaliczyłem trzy asysty. Później wbiłem 3 bramki. Wygraliśmy 18:0.
Trener był ze mnie zadowolony.
Trwa ładowanie...