Prawdziwy kilkumiesięczny rollercoaster emocji!!! Ej!
Zacznijmy od tego, że tak szczerze mówiąc to jeszcze w maju 2024 ja jeszcze nie byłam pewna czy będę kontynuować treningi freestyle. Nieustępliwy ból w miejscu złamania skutecznie mnie odwodził od tej palącej potrzeby startów w zawodach. Gdzieś z tyłu głowy jednak (i w swoim kalendarzu) miałam obraz tego, że startuje w zawodach w Brazylii... że zdążę się przygotować do tego czasu, że jeszcze zaprogresuję, że się zakwalifikuję i że przyjadę i jeszcze się tam rozpływam odpowiednio. Termin znałam od początku roku. Bilety kupiłam w marcu. Myśl kiełkowała każdego miesiąca.
Czerwiec - jakiś przełom! Pierwsze bezbolesne sesje freestyle :)
Lipiec - powrót do handlepassów (przekładania baru za plecami w powietrzu), czyli większy impakt na lądowaniu, więcej siły, dynamiki, prędkości i... agresji ;)
Sierpień - ej ja robię nowe triki!
Wrzesień - solidny wpie**** w Grecji na pierwszym (od chyba 2,5 roku) proper freestyle tripie. Ból nogi aż do łez i stara kontuzja żebra znowu w ataku...
Październik - mało freestyle, przygotowanie materiałów video pod kwalifikacje.
27.10 - BIG NEWS - zakwalifikowałam się na Puchar Świata w Brazylii! Dwa dni przed moim wyjazdem ;) hehe
29.10-6.11 - treningi idą super, czuję się w gazie, pływam mądrze, staram się nie zajeżdżać, dbać o wszystkie elementy układanki
7.11 - kryzys... 5 dni do zawodów, płaczę z bólu... nie mogę trenować, a czuję, że jeszcze potrzebuję, że to jeszcze nie jest gotowość do startów. Zajeżdżam się psychicznie...
8-11.11 - totalny reset. Ładowanie baterii, odpoczywanie, wizyta osteopaty, konsultacje z moim fizjoterapeutą, intensywne przygotowanie mentalne.
13.11 - PIERWSZY DZIEŃ ZAWODÓW:
tak w dużym skrócie... obudziłam się z dobrą energią... szczerze mówiąc czułam głód i mega ochotę na rywalizację, na freestyle, na triki, na wszystko! Jedziemy! Pierwszy heat - bum! Wygrana ze sporą przewagą. Pewność siebie rośnie... ale common to dopiero 1sza runda eliminacyjna. Dobrze, że idę prosto do rundy nr3 dzięki tej wygranej.
Po południu: nadchodzi runda 3 - no dobra... wszystko elegancko gotowe. Dobry mindset. Moje dziewczyny z supportu ze mną: Alina i Katka. Startuję latawiec, żeby ocenić warun. OK, wszystko git. Ląduję. Odwracam się plecami do kite na 5min, żeby zrobić ostatnie elementy rozgrzewki. Odwracam się spowrotem i idę do baru. Biegnie do mnie koleś, który mówi tak:
- ej widziałam jak buggy przejechał po twoim barze! masakra! upewnij się czy wszystko ok.
Widzę, że linki są zaplątane. Lekki stresik. Mówię sobie, że przecież chill, bo odplącze sobie. Mam jeszcze 4-5min do heatu.
Startujemy. Latawiec szarpie. Zero sterowności. Ktoś krzyczy:
- ej chyba masz zerwaną linkę.
Nic nie widzę pod słońce, ale biegnę do latawca. Dotykam linki. Całkowicie zerwana!!!
Krzyczę i przeklinam! Robi mi się słabo. Nie mogę w to uwierzyć, że przez jakiegoś debila mój występ zaraz się zakończy... PIERWSZEGO DNIA ZAWODÓW!!
Szybka decyzja: odpinamy zepsuty bar, biegniemy na górę strefy do innego kite, przepinamy i startuję stamtąd. Czuję, że tętno sięga 200. Chce mi się rzygać. Jestem zła, zestresowana, przestraszona. Myślę o tym, że nie mam na czym startować, że tracę sprzęt, że kolejne koszty, że na czym ja jutro popłynę itd....
Wkładam 100% wysiłku w ogarnięcie moich myśli, skupiam się na oddechu, liczę i myślę tylko o tym co tu i teraz!
10 sekund do startu... Alina podaje mi nowy bar i podpiętego kite. Od razu ruszam na swój trik.
I powiem Wam tak... performance był niezły, zgarnęłam więcej punktów niż w heatcie poprzednim! Nie wiem jak, ale udało mi się skupić tylko na trikach. Jestem mega dumna z siebie. Pomimo tak wielkiego stresu dałam radę. Startowała ze mną Niemka - Kaya Lehmann, która ma wyjątkowy styl i właśnie wylądowała World Firsta i zgarnęła kosmiczny wynik. Plasuję się na 2gim miejscu i cisnę dalej :) Skupiam się na rozwiązaniach, a nie problemach. Jest godzina 18:30, ciemno, a my dopiero wracamy z laguny i organizujemy bar na jutro. Do tego analiza, rozciąganie, kompres i odpoczynek. Grafik napięty jak plandeka żuka...
14.11 - DRUGI DZIEŃ ZAWODÓW:
Dzisiaj Runda 4. W planie tylko 1 heat: uff... Bo mięśnie już na lekkich zakwasach. Nowy bar załatwiony. Lecimy z tym!
Muszę przyznać, że pływało mi się wybitnie dobrze! Lądowałam trik po triku. Cały czas prowadząc w heatcie. Odjeżdżałam przeciwniczkom. W środku heatu nawet rozmawiałam sobie z Aliną co na kolację zjemy hehe. Co było najzabawniejsze to to, że na sam koniec wylądowałam trika, którego kompletnie nie musiałam robić, bo i tak już było wiadomo, że wygrywam i przechodzę do półfinałów, ale go zrobiłam, czysto. A wiecie kiedy ostatni raz go robiłam? W lipcu...
Jestem mega szczęśliwa. Zgarniam najwyższy wynik ze swoich dotychczasowych heatów, czyli 18,82 pkta. No i do tego mam suche włosy, bo nawet żadnej gleby nie było ;)
15.11 - TRZECI DZIEŃ ZAWODÓW:
Dzisiaj dzień półfinałów. Nie spałam za dobrze tej nocy. Błądziłam myślami po trikach, heatach, możliwych scenariuszach itd. Jestem w grupie śmierci hehe. Z Bruną Kajiya i Ritą Arnaus. W kite świecie każdy je zna. Ale mówię sobie, że to nie ważne, bo płynę swoje i tyle. To zaszczyt pływać tutaj z takimi osobami. W heatcie jest też ze mną jeszcze inna Niemka. Mówię sobie: płyń zgodnie z planem.
I tak było. Zrobiłam wysoko punktowanego mojego ulubionego hinterbergera mobe oraz S-passa, z którego nawet komentator się ucieszył. Zrobiłam combosa. Tylko ostatni trik nastręczył mi trochę problemów. Koniec końców po całkiem wyrównanej walce z Ritą o wejście do finału (bo Bruna odjechała nam do kosmosu już na 2gim triku hehe - szacun fest!) wygrywa Hiszpanka. I wiecie co... szczerze jej gratuluję, bo dziewczyna też niedawno wróciła z kontuzji, a poświęciła na freestyle większość swojego życia.
Kończę na 5tym miejscu.
5te miejsca na świecie na najlepszych możliwym spocie pod freestyle, z czołówką, wśród zawodników, którzy w większości zajmują się TYLKO trenowaniem i tam moje skromne Ja: po połamanej nodze, z zaledwie 5-6-miesięcznym przygotowaniem, na pożyczonych barach. Kurde... uważam, że lepiej być nie mogło, a ja jestem z siebie zadowolona. Czułam wsparcie od innych. Czułam się dobrze. Traktuję to jako super doświadczenie. I do tego teraz moja motywacja poszybowała jeszcze wyżej!
Cieszę się, że mogłam się tym uzewnętrznić tutaj z Wami! Mam nadzieję, że Was nie zawiodę w kolejnych zmaganiach i dzięki za wsparcie, bo bez tego ciężko czasem ruszyć!
Yeaaah!
Trwa ładowanie...