Sąd nad burmistrzem Zambrowa

Obrazek posta

Sąd nad burmistrzem Zambrowa!!!! Proces karny, jakiego dawno nie było, powiem państwu, że pierwszy raz został taki wytoczony. Piszą o nim wszystkie gazety, łącznie z tymi najpoważniejszymi z Londynu, Nowego Jorku, Petersburga czy też Wiednia. Nie mogło, więc zabraknąć Skryby z Kuryera Dworskiego, który postara się na bieżąco relacjonować przebieg tej wyjątkowej rozprawy.

Przenosimy się do Zambrowa.


- Proszę o ciszę. Sąd idzie. Wszyscy wstać muszą i pokorną minę na twarzy przyoblec — głos woźnego zagrzmiał na progu największej sali w tutejszym magistracie, którą na ten czas zamieniono w salę sądową, Sądu Policji Poprawczej, Wydziału Łomżyńskiego.
Sesji przewodniczy nadreferent IX grupy zaszeregowania Teodor Konopka, odziany w stary i lekko już ściachany szynel. Punkt dziewiąta rano zajął centralne miejsce za sędziowskim stołem. Po jego lewej stronie zasiadł pisarz, który wraz z nim przybył i na bieżąco będzie protokołował przebieg rozprawy. Oskarżycielem jest prokurator Dziekoński. Rzuca się brak obrońcy, gdyż jak się dowiedzieliśmy, oskarżony ma sam bronić honoru i swego dobrego imienia.

Sędzia dał znak, by wszyscy usiedliśmy i następnie przemówił głosem wyjątkowo piskliwym.

- Sesja wyjazdowa Sądu Policji Poprawczej, guberni Augustowskiej i Płockiej, Wydziału administracyjno – policyjnego dla powiatu łomżyńskiego, przeciwko Mustafie Aleksandrowiczowi Jakubowskiemu, dnia 30/13 września/października 1865 roku. Przewodniczy nadreferent Teodor Jacentowicz Konopka.
- Można odczytać akt oskarżenia. Uprzedzam z góry panie Dziekoński, proszę się streszczać, gdyż o piętnastej mam umówione spotkanie i nie chciałbym się na nie spóźnić.
- Wasze Błagadarenie, szanowna ekscelencjo. Otóż mam ten zaszczyt stanąć w roli oskarżyciela przeciwko temu szubrawcy, który to... Okazał się łapownikiem, deefratato... defrautanan.... Zdefraudował z miejskiej kasy kwotę 189 rubli. A także kwotę 210 rubli i 89 kopiejek ze środków jaśnie nam panującego, niech mu zdrowie po kres dni jego dopisuje cara Mikołaja, króla Polski e cetera, e cetera, które to, zamiast przeznaczyć, jako środki celowe na remont mostu i traktu carskiego, przeznaczył na swe bezbożne zachcianki. Są świadkowie, którzy pod przysięgą złożyli zeznania, jakoby uczestniczył oskarżony w rabunku na drodze, pozbawiając niewiastę utargu z dnia targowego, przez co nie mogła ona uiścić dzierżawy brukowej z targowiska. Poza tym wyrzuciwszy z zajmowanego pomieszczenia wdowę Golombek, przeznaczył je na pracownię malarską dla swej żony, która to pozostała z licznym potomstwem oskarżonego w mieście Grodnie i nigdy jej stopa nie stanęła na zambrowskim bruku. Poza tym okazał się sam złodziejem, gdyż zabrał panu Opackiemu, szlachetnie urodzonemu właścicielowi dóbr Kossakowskich, przepięknej urody i bezcennej wartości złoty tatarski kołpak z okrągłą tarczą oraz jedwabną chustę, które w rodzinie szlachetnie urodzonego, pozostawały od przeszło pięciuset lat.
- Czy oskarżony Mustafa Aleksandrowicz Jakubowski przyznaje się do winy i co ma na swoją obronę?
- Nie przyznaję się do żadnego z wytoczonych mi oskarżeń jego błogadarienie, wasza Wysokaja Ekscelencjo.
- Khhhhe, khe... Starczy wysoki sądzie. Czy oskarżony jest świadom potęgi zarzutów, za którą grozi 10 lat tiurmy w najdalszych zakątkach naszego pięknego Kraju Nadbajkalskiego?
- Świadom jestem i mimo to nie przyznaje się do stawianych mi oskarżeń. Wnioskuję o uznanie wszelakich korzyści przyjętych przeze mnie za mzdoimstwo, czyli opłatę, która musiałem wziąć, proszę jednocześnie zaprotokółować, że z wielką niechęcią to czyniąc. Nie zaś lichajstwo, co jak wielce Szanowny Ekscelencja wie, jest wymuszeniem i godną pogardy łapówką. Co zaś się tyczy zarzutów, zagarnięcia wymienionych w akcie oskarżenia trofiejnych błyskotek, przedstawię sądowi dokumenty, które rzucą światło i nowe spojrzenie na to, że miałem i mam do nich pełne prawo.
Nadreferent Konopka, zajrzał do akt sprawy i kiwnął przyzwalająco na starego woźnego, by ten wezwał pierwszego świadka.
- Sąd, wzywa na świadka Pana... Tffuuuuuu... Eliasza Migdałowicza.
- Czym się świadek para?
- Aj, aj zaraz takie wielkie słowa. Ja taki mały geszeft prowadzę jego eminencjo. Ja każdą kopiejkę, którą się należy, by do jego świętobliwości Mikołaja, oby mu wiecznie hemoroidy spokój dawały i mógł nam po wszie cziasy zasiadać na tronie i urząd swój sprawować, ja tę kopiejkę niosłem do tego tu szwarccharakteru. Ja tych kopiejek bardzo duzio niosłem. Ja od każdego kieliszka, od każdego sztakana, od śledzika i od kugla ja niosłem i oddawałem. A on, mnie i mojemu wspólnikowi Nyselowi Rozenburmowi zarzucił, że mamy niedopłatę 186 rubli za dzierżawę szlachturzową i konsumpcyjną względem Kupy przy mieście Zambrów. Toż to grand i…
- Panie Migdałowicz. Pan przestań mówić o śledzikach i kuglu, bo mi już kiszki z głodu grają. Pan mów, co pan masz przeciwko panu burmistrzowi, bo zaraz nałożę na pana karę administracyjną za mataczenie w zeznaniach.
- A co ja tam mam. Ja mam tylko tyle, że ten szubrawiec, jako niewierny, pić nie chciał, jak poprzedni burmistrz. Za to sprawował nadzór, czy abym pełne sztakany klientom podawał. Ja się ekscelencjo zapytowywuje... Jak tu żyć? Gdy za każdy niedolany kufel do kreski, kazał dwie kopiejki dopłacać? A ja rybionki posiadam, ja mam wiecznie niezadowoloną żionę. On mi kazał płacić za nieodśnieżone czy błotem uwalone schody.
- Ty nie masz dzieci – ktoś krzyknął z widowni i sala zaniosła się śmiechem. Sędzią ukrył uśmiech pod pozorem poprawienia wąsów i załomotał pięścią w stół prezydialny.
- Cisza, bo każę opróżnić widownię. Słucham, proszę się jednak streszczać panie Migdałowicz.
- Ekscelencjo. Ten tu krwiopijcę, do ruiny chciał mnie doprowadzić. Ja wiem, ja wiem, że carski urzędnik ma mieć wygląd debila by zwierzchności, jak i petenta nie wprawiać w zakłopotanie. Jednak ten sziubrawiec ostatni chałat gotów ze mnie zedrzeć, w imię walki o czystość i zdrowie. Ja nie śpię po nocach, ja wszistko pucuje. Ja w nocy liczę kopiejki, czy abym się nie pomylił i wszystko wpisał do rejestru księgowego.
- Czy oskarżony przyjmował wręczane przez was łapówki z radością, czy się może wzdragał?
- A gdzie tam. Kazał je przy wyjściu i na parapecie jak niekoszerne zostawiać. Nawet nie raczył przeliczyć, ile ja mu dałem. To mnie boli najbardziej, że ja się tak trudziłem, a on nawet spasiba czy spokojnego szabasu mi nie życzył.
- Czyli nie brał od was osobiście łapówek?

- No, tak jakby nie brał.

- Świadek jest wolny. Panie prokuratorze, jeśli Pan takimi świadkami ma oskarżenie poprzeć, to lepiej by to już była ostatnia indywidua. Bo nie ręczę za siebie i sam pana do najgłębszej dziury w zabajkalskim kraju wyślę, by kopiował pan pisma Czukotów z pensją XV grupy zaszeregowania.
- Naaaaaastępny!!!! I oby nie był to jakiś znowu kretyn. Nazwisko, profesja?
- Hieronimus Narcyz Opacki herbu Ślepowron. Z faktu szlacheckiego pochodzenia, z rodowodem sięgającym czasów Bolesława Chrobrego, jedyną profesją, jaką mogę wykonywać, to właściciel dóbr ziemskich Kossaki, Kurostoki i proszę się nie pomylić w pisowni tych ostatnich. Tak, więc panie nadradco, jam jest Ego sum deceptus*…- Zaczął wyniośle stary Opacki, spoglądając ze wzgardą na burmistrza Jakubowskiego.
- Że kim? Jakim sumem? Faktycznie wąsiska masz pan zajefajne, ale jako że w pomieszczeniu przebywają osoby małoletnie, uprasza się szanownego pana o nieużywanie łaciny tudzież innych wulgaryzmów. Gdyż mając taką władzę, będę zmuszony osadzić w tiurmie, za zniewagę majestatu sądu, a przez to i cara. Gdyż, kto uwłacza władzy sądowniczej, ten jakby samemu najjaśniejszemu jego majestatowi uwłaczał. Jeszcze jeden taki wybryk, a pan, jak i prokurator będziecie o wodzie i chlebie dwa miesiące za kratami siedzieli. Paniali ili nie paniali? - Srogo popatrzył na świadka i prokuratora nadradca Konopka.
- Ja tylko chciałem…- Lecz przerwał swe użalanie się pan Opacki, gdy sędzia wymownie spojrzał na dozorcę.
- No, więc wasza ekscelencjo. Chcę złożyć świadectwo, że tu obecny pan Jakubowski podprowadził, lub mówiąc prostackim językiem, zapierniczył mi z domu pamiątki rodzinne. Od wieków były one ozdobą i bezcenną relikwią przekazywaną nam z pokolenia na pokolenie.
- W jakich okolicznościach nastąpiło przywłaszczenie?

A jakie tam przywłaszczenie? Szuja i sku…ajm sorry…nerw mnie z lekka poniósł, gdy sobie to przypomnę. Otóż zaprosiłem parę znakomitych osób na partyjkę bostona. Graliśmy jak cywilizowani ludzie na niewielkie stawki. Ot dwie kopiejki od rozdania. No i w momencie, gdy zaczynałem odgrywać się, ten szemrany typ stwierdził, że musi wyjść i sprawdzić jak to się mówi w Warszawie, czy jeszcze rower pod ścianą stoi. Ale ileż można sprawdzać? Zacząłem się niepokoić. Może nie trafił do wychodka, może gdzie wpadł do gnojowicy i się tapla jak ostatnia świnia. Nie. Nawet kazałem widłami poszturchać knury, co po obejściu swobodnie się kręciły, czy aby z nim nie leży za pan brat. Wracam do domu i co zastaję? Pustą gablotę z rodzinnymi świętościami?
- Co oskarżony tak się kręci? Czy ma jakieś pytania?- srogo spojrzał na burmistrza nadradca.
- Czy mogę zadać świadkowi pytanie? Skąd i od kiedy są one w posiadaniu rodziny pana Opackiego?
- Cóż za tupet panie nadradco??? Ależ od zawsze. Prapradziad na bitwie je zdobył. Złotą Ordę w pień sam wycinał. Jakieś pińcet, może nawet i osiemset lat temu to było, z królem Chrobrym na nich się pod Kijowem zasadzał. Gdy król wjeżdżał do miasta, to tak zza ucha w bramę walnął mieczem, że prapradziadowi złota dziazga w oku została. A że ciorny niczym kruk był, to i ślepowron go nazwali. Stąd też i nasz herb pochodzi panie nadradco szanowny.
- Tiaaaaa widać, że u was ta czerń jest rodzinna, nie dość, że czarną macie gębę od sadzy, to i wasze sumienie jest czarne niczym noc — odezwał się burmistrz.
Chciałbym złożyć teraz zeznanie, które zapewne wyjaśni, o co w tym wszystkim chodzi. Następnie oddam się pod osąd wielce szanownego pana nadradcy oraz mieszkańców Zambrowa. Którzy jak wieść do mnie doszła, gremialnie podpisali petycję o pozostawieniu mnie na zajmowanym stanowisku.

Chwilę się zbierał, jakby walczył z jakimiś demonami i zaczął z pełną powagą przemawiać do zebranych w sali.
- Nie da się ukryć, gdyż jak wszem wiadomo, jestem Tatarem z dziada, pradziada, który nie wyrzekł się swych przodków i ich wiary. Jednak nie bez przyczyny wybrałem to miasto, za miejsce urzędowania. Mogłem przebierać w ofertach, jednak wybrałem małe i nic nieznaczące miasteczko. W mojej rodzinie Zambrów jest, jak to mówimy makan maleun, czyli czymś najgorszym. Poznałem je z opowieści mojej wiekowej prababki Dżamilii, która opowiadała do snu swym wnukom straszne historie. Nie po to, by nas straszyć, lecz byśmy o tym nigdy nie zapomnieli. By nawet w snach do nas wracał obraz, jaki naszemu ludowi wielce szlachetni mieszkańcy Zambrowa i okolic zgotowali.
Moim przodkiem był rotmistrz chorągwi Tatarów litewskich Chadet Cholecki, który na wieść o porzuceniu przez Koniecpolskiego i Sobieskiego w marcu 1656 roku służby u Szwedów i powrocie pod rozkazy króla Jana Kazimierza, udał się do Zambrowa, by do nich dołączyć. Nie zastawszy ich w mieście, ruszył traktem ku Litwie, ku swym ziemiom. Ciągnęło za nim prócz wojska ze trzysta wozów z dobytkiem. Wszelakie dobra tam miał zgromadzone, jak również to, co najcenniejsze. Żony i córki swoje, jak i swych towarzyszy. Zaopatrzeni byli w uniwersały królewskie, dziś pewnie by powiedziano w listy żelazne. Niczym nie wadząc i nie czyniąc gwałtu tutejszym mieszkańcom, 20 kwietnia tegoż roku przejechali przez Zambrów. Tabory nie ujechały zbyt daleko, zostały otoczone przez pospolite ruszenie okolicznych szlachciców, ich graniczników i wyrobników. Dołączyła też czerń miejska, z tym, co mieli pod ręką. Zaczęła się rzeź okrutna. Zdzieranie szat z kobiet, poniżanie, gwałty i mordy. Ciała w polu pozostawione by psy, wrony i kruki je rozszarpały. Niewielu Tatarom tej ogłupiałej i bezdusznej masie morderców udało się moim ujść. Pognali przed siebie, by w Kołakach się zatrzymać i szukać ratunku. Wśród uciekających była córka Chadeta o imieniu Amira, przecudnej urody dziewczę. Rotmistrz kazał ją chronić swym najbardziej zaufanym i oddanym ludziom. Schronienie zdawało się, że znaleźli u pewnego sędziego pokoju, jakim był pan Opacki. Mimo przedstawionych mu dokumentów królewskich kazał ich pojmać i wymordować. Amirę zniewolił i przez długi czas w swych izbach więził i brutalnie gwałcił. Gdy się mu się znudziła, kazał sługom ją w lesie zabić, a zwłoki porzucić by dziki zwierz ją poszarpał. Ona jednak przeżyła i z dzieckiem poczętym z gwałtu, po długich wędrówkach z czasem do swoich dotarła. Była na wpół obłąkana, jednak bardzo sędziwego wieku dożyła. Dzieckiem tym była moja prababka Dżamila, która nam tę smutną historię opowiedziała.
Chadet na wieść o tej zbrodni próbował dość sprawiedliwości. Nawet król Jan Kazimierz, gdy na audiencji go przyjął, pochylił się i zaszlochał nad tą jego tragedią. Nakazał też mieszkańcom Zambrowa zwrócić wszelkie zagarnięte dobra tatarskie i sowitą rekompensatę wypłacić. Przeszło dwieście lat na to czekamy i jak do tej pory nic sobie mieszczanie nie robią z tytułu wykonawczego. Więc postanowiłem odebrać to, co nam się w majestacie prawa słusznie należało. Podatki owszem i nałożyłem na pijaków, szalbierców i wszelkiej maści oszustów. Łapówki, jakie mi próbowali wręczać, szły na poczet spłaty wspomnianego długów. Jednak nie przywłaszczałem ich sobie, a przekazywałem na konto Kurultaju Nadniemejskiej Obłosti. Mam na to pokwitowania. Kurultaj, to nasz samorząd, raczę nadmienić panie sędzio.
To, co Opacki brał za precjoza, były dowodem zbrodni, które jedynie zwróciłem mojej rodzinie. Teraz panie nadradco oddaję się pod osąd pański. Jeśli czym godności burmistrza miasta uwłaczałem, proszę mnie srogo ukarać. Poddaję się również ocenie mieszkańców Zambrowa. Być może już nikt z was nie pamięta, że wasi dziadowie byli w okrutny i haniebny mord zamieszani. Nie wiem tylko, co miała na myśli moja prababka, mówiąc, że kiedyś klątwa Choleckiej powróci i umysły wielu Zambrowiaków swoim jadem zatruje.

Nadradca zerknął na zegar i zakomunikował milczącej sali.
- Godzina punktualnie piętnasta wybiła. Ogłaszam koniec na dziś rozprawy. Termin nowej zostanie wkrótce podany, ja zaś muszę nad wyrokiem mocno się zastanowić. Chcę też, by sami mieszkańcy spróbowali poprzez swych ławników przekazać, co o tym wszystkim sądzą i, czy nadal chcą pozostawić pana Jakubowskiego na stanowisku burmistrza miasta Zambrowa.

Szanowni moi Czytelnicy, ja Skryba mieszkaniec Zambrowa, mam również niezłą zagwozdkę. Czy poznając teraz tą mroczną i krwawą historię, mam, za coś potępiać burmistrza Jakubowskiego, czy mu raczej współczuć?

Z historycznego obowiązku, jako redaktor naczelny Kuryera Dworskiego dodam, że burmistrz już w lipcu tegoż roku, złożył na ręce Gubernatora Cywilnego Guberni Augustowskiej, do której Zambrów przynależał, rezygnację z zajmowanego stanowiska. Tenże po zapoznaniu się z aktami dochodzenia, nakazał na poczet kary przyjąć niewypłaconą kwotę miesięcznego uposażenia, której to Jakubowski nie chciał pobrać z miejskiej kasy w wysokości 19 rubli i 38 kopiejek, oraz wpisać mu naganę do akt personalnych. Wyroku nie odczytano, gdyż Mustafa Jakubowski wyjechał do Suwałk i nigdy już nie zajmował żadnych stanowisk w administracji państwowej. Kto przyszedł na jego miejsce, tego jeszcze nie rozszyfrowałem z akt otrzymanych. W każdym razie niedługo po tym nastąpiła reforma, która pozbawiła wiele miast w tym i Zambrowa praw miejskich, a więc i stanowisk burmistrzów.


Opisane wydarzenia miały miejsce w rzeczywistości, jednak wszelkie podobieństwa do osób, miejsc i sytuacji są przypadkowe i niezamierzone.

* Ego sum deceptus (łac.) - jestem rozczarowany, zniesmaczony.

Zobacz również

Akt IV. Wartość człowieka, mierzona rondem kapelusza
Zielona mgła
Ostatni obiad w Romanach.

Komentarze (0)

Trwa ładowanie...