Prof. Kidyba chce odejść z UMSC. Na pożegnanie pismo wypełnione żalem i oskarżeniami

Obrazek posta

Ten artykuł powstał dzięki wsparciu finansowemu naszych Czytelników. Jako pierwsi czytają do Patroni Jawnego Lublina.

Komisja dyscyplinarna ds. nauczycieli akademickich UMCS prowadzi postępowanie w sprawie prof. Andrzeja Kidyby, ale na razie zwróciła akta sprawy do rzecznika dyscyplinarnego. Oczekuje ich uzupełnienia.

Pod koniec 2024 roku rzecznik wystąpił do komisji z wnioskiem o wszczęcie takiego postępowania. Uznał, że wszystko wskazuje na popełnienie przez prof. A. Kidybę „deliktu dyscyplinarnego”. A chodzi o zachowanie wobec studentów.

Zaczęło się w internecie

Profesor, wykładowca UMCS, ceniony prawnik zajmujący się prawem gospodarczym i handlowym od kilku miesięcy jest bohaterem mediów, ale nie ze względu na pracę naukową. Chodzi o uczelniany skandal, który wybuchł w maju ubiegłego roku, a który Jawny Lublin opisał jako pierwszy.

Naukowiec nie pracuje od dłuższego czasu ze studentami. Stało się tak, jak poskarżyli się na zachowanie wykładowcy. Prof. Kidyba ma opinię człowieka wpływowego, twardego, wymagającego i takiego, który nie gryzie się w język. Wiele osób z UMCS opowiadało nam nie raz, że z ust naukowca padają niecenzuralne słowa i w kontaktach towarzyskich jest bardzo bezpośredni – i jest to bardzo eufemistyczne określenie.

Sprawa ze studentami zaczęła się od internetowych wpisów. Profesor natknął się w sieci na facebookową grupę, na której był opisywany. Była tam mowa o zachowaniach mobbingowych i o tym, że kobietom jest znacznie zdawać egzaminy. Padały takie sformułowania jak „przemocy seksualna” czy „nadużycia władzy”.

W kwietniu 2024 roku na jednym z wykładów profesor zażądał od studentów IV roku prawa usunięcia tych wpisów. Choć wszyscy zapewniali, że nie są ich autorami. – Stanąłem przed studentami i oświadczyłem, że dziś wykładu nie będzie. Wygłoszę monolog. Powiedziałem „Ludzie kochani, możecie na mnie pluć ile tylko chcecie, ale nie krzywdźcie tych dziesiątek tysięcy kobiet, które ciężko pracowały, uczyły się, zakładały rodziny, są świetnymi prawniczkami”. „Sprostujcie to” – prosiłem. Ale tego nie zrobili. Za to poszli z wnioskiem do pani dziekan – opowiadał nam prof. Kidyba.

Potem wykładowca nie przyszedł na umówiony egzamin, były kolejne rozmowy ze studentami, a część z nich została nagrana. To właśnie dowody, jakie otrzymały władze wydziału UMCS. Na nagraniach słychać profesora, mówiącego: „Rzygać mi się chce na widok studentów” albo „nie wyróżniliście się niczym, jesteście kupą idiotów”.

CV, lista publikacji i apele

Pracownicy UMCS mają na stronie internetowej uczelni swoje profile zawodowe. Tam umieszczają np. informacje o dokonaniach naukowych, godziny konsultacji, swój adres mailowy. Taki profil ma także profesor Kidyba. Teraz śród pracowników UMCS zrodziło się ogromne poruszenie. Bo naukowiec umieścił w swojej zakładce cztery dokumenty. To życiorys, lista publikacji oraz dwa apele: do dziekanów i do katedr.

Aneta Adamska, rzeczniczka prasowa UMCS wyjaśnia, że każdy z pracowników sam decyduje, co umieszcza na swoim profilu. I to on odpowiada za aktualność i wiarygodność danych czy ich zgodność z przepisami prawa. Tak wynika z regulaminu serwisu UMCS.

– Uzyskanie zgody bezpośredniego przełożonego w tym przypadku nie było więc wymagane, lecz należy dodać, że sprawuje on nadzór nad działalnością podległych mu nauczycieli akademickich w Katedrze – dodaje Adamska, komentując zawartość profilu profesora Kidyby. Zaznacza, że storna uczelni nie służy do zamieszczania prywatnych treści. – Tylko dwa załączniki opublikowane na profilu Pana Profesora zostały tam zamieszczone zgodnie z zasadami obowiązującymi na uczelni (CV i wykaz publikacji) – uzupełnia rzeczniczka.

To nie życiorys i to nie lista publikacji tak poruszyły lubelskie środowisko akademickie. To zasługa dwóch apeli (bardzo do siebie podobnych) prof. Kidyby. Obszerniejszy to ten skierowany do dziekanów.

Lista oskarżeń

Pismo ma 9 stron. „Za doktorat i habilitację otrzymałem nagrody. Brałem udział w kilkuset konferencjach, wybrano mnie na człowieka roku Forbsa. Wypromowałam ponad 1000 magistrów, licencjatów, prac podyplomowych. Jestem autorem ponad 500 publikacji, w tym ok. 60 książek, autorem 26 wydań podręcznika Prawo handlowe, 18 wydań Komentarza do Kodeksu Spółek Handlowych. Od 34 lat kieruję Lubelską Fundacja Rozwoju a prawie 18 lat jestem Konsulem Honorowym Republiki Federalnej Niemiec, odznaczonym Krzyżem Zasługi na Wstędze Orderu Zasługi Republiki Federalnej Niemiec. Jestem synem uratowanego dziecka Zamojszczyzny” – to jedne z pierwszych zdań.

Potem profesor pisze dużo o obecnym stanie środowiska naukowego, w którym panuje bełkot i troglodyctwo. Następnie przechodzi do sprawy konfliktu ze studentami. Narzeka, że na UMCS odebrano mu prowadzenie zajęć, przekazując innej osobie, bez wysłuchania jego racji i niezgodnie – jak ocenia profesor – z przepisami.

Całą sprawę nazywa elementem gry kupionej „za pieniądze przez osobę spoza wydziału”.

Apel zawiera także 14 punktów, w których naukowiec krytykuje stan polskiej nauki

Konstytucję Nauki uważa za „wielką kpinę”, bo „ilość punktów z Pcimia Górnego przebije te z najlepszych polskich Uniwersytetów”. Pisze o tym, że na uczelniach trwa walka stawki, dodatki i nagrody. Wspomina o stopniach naukowych uzyskiwanych mimo negatywnych recenzji habilitacji głosów przeciw komisji oceniającej. O tym, że zawód prawnika się kupuje i nie jest już prestiżowy.

Nie chodzi tu już tylko o sposób przeprowadzenia egzaminu, ale również o wykorzystanie metod na rozwiązywanie testów spoza sali egzaminacyjnej. To znowu w Lublinie, za akceptacją obecnego Rektora ukradziono 200 indeksów. To znaczy uznano za dopuszczalną kradzież egzaminu i nie pociągnięto do odpowiedzialności. Uważajcie Państwo na studentów którzy „ukończyli” studia w Lublinie w 2020 roku. To są złodzieje, którzy stali się „prawnikami”. Takimi złodziejami będą absolwenci z roku 2025. Pozbywając się egzaminatora, zdobywają dyplom. Kradnąc je z udziałem nieuprawnionych” – pisze enigmatycznie.

Punktuje też, że rankingi wydziałów prawa i prawników są nierzetelne, a miejsca na liście „są kupowane lub załatwiane”. „Oburzające jest nowe zjawisko, gdy prawnicy, w tym kobiety wykorzystują swój zawód do prywatnych, często intymnych, kontaktów z klientami” – dodaje na swojej liście oskarżeń prof. Kidyba.

I kończy apel słowami: „Najgorsze jest jednak to, że często pracujesz, poświęcasz czas dla innych w tym studentów, innych pracowników naukowych w kontekście rozwoju naukowego. Tak działając poświęcasz wszystko a druga strona nie jest w stanie wyciągnąć do Ciebie ręki. W związku z tym co się wydarzyło, co uczynili ludzie Uniwersytetu, po 45 latach rozważam zakończenie mojej pracy, bo wspaniale jest żyć nie bojąc się

Na razie jednak UMCS nie ma informacji o tym, że profesor Kidyba złożył wypowiedzenie z pracy.

lublin jawny lublin umcs andrzej kidyba uniwersytet

Zobacz również

Tusk, Nowacka i Maciek przedobrzyli. Rodzice i nauczyciele chcą powrotu prac domowych
W końcu wybrali. Jest nowy szef Lotto w Lublinie
10 najbardziej wpływowych kobiet Lublina. Królowa może być tylko jedna

Komentarze (0)

Trwa ładowanie...