Spłata operacji Dzidzi
Patronite nie pobiera prowizji od zbiórek
O zbiórce
Gdy do nas trafił, był zbyt mały, zbyt słaby, z przykurczami kończyn, które uniemożliwiały mu normalne poruszanie się. Już w pierwszych dniach życia, konieczne okazało się założenie gipsu, żeby skorygować przykurcze. Równolegle dwukrotnie dostał specjalne kroplówki na rozluźnienie ścięgien. Nazwaliśmy go Dzidzia, bo stał się dzieckiem nas wszystkich.
Karmiliśmy go co godzinę, także w nocy. Pracownicy i wolontariusze Fundacji pełnili nocne dyżury, podawali mleko co godzinę, później co dwie. Spaliśmy z budzikiem, żyliśmy w jego rytmie.
A on... odwdzięczył się najpiękniej, jak umiał – stanął na nogi.
Przykurcze ustąpiły. Zaczął brykać. Żyć.
Ale radość trwała krótko. Nasz dzielny maluch zmaga się teraz z poważnym problemem – przetrwałym mocznikiem. Leczenie farmakologiczne nie przyniosło efektów. Jedyną szansą na zdrowie – i życie bez bólu – jest teraz operacja chirurgicznego zamknięcia cewki moczowej.
Źrebak przeszedł operację, która była dla niego jedyną szansą na życie.
I choć jesteśmy wdzięczni, że udało się wykonać ten trudny zabieg – niestety, koszty przerosły początkowe założenia.
Klinika weterynaryjna na początku podała nam szacunkowy koszt operacji w wysokości ok. 5000 zł. Jednak finalna faktura wyniosła 10 500 zł.
Nie możemy mieć o to pretensji – operacja była dłuższa i bardziej skomplikowana, wymagała dodatkowych leków i opieki. W międzyczasie źrebak dostał silnej biegunki, a jego stan wymagał transfuzji osocza i intensywnego leczenia.
Dodatkowo, jeszcze przed operacją musieliśmy leczyć malucha w stajni, co wiązało się z kosztami – faktura za ten etap opiewa na 2380 zł.
Źrebak karmiony był z butelki – co oznaczało również nocne dyżury i ogromne zaangażowanie zespołu weterynaryjnego.
Choć operację mamy za sobą, wciąż nie możemy mówić o pełnym sukcesie. Maluszek walczy z biegunką, jego organizm się stabilizuje, ale ma apetyt i siłę – a to daje nadzieję.
Trwa ładowanie...