Patronite nie pobiera prowizji od zbiórek
Drogie miłośniczki koni, drodzy sympatycy zwierząt!
Wspólnie uratowaliśmy przed śmiercią w rzeźni ponad 120 koni, które pozostają dziś pod naszą opieką. Dziękujemy! Ratowanie życia to piękny gest, który sprawia, że wraca nam wiara w człowieka. Ale to był dopiero pierwszy krok w walce o życie tych koni. Po nim przychodzi szara rzeczywistość, która wymaga ogromnych nakładów finansowych...
Teraz wspólnie musimy zapewnić im godne życie. Wiemy, że zbiórka na jedzenie dla koni nie jest ani tak romantyczna, jak ratowanie życia, ani tak poruszająca. Ale ratowanie zwierząt nie kończy się, kiedy koń przyjeżdża do naszego schroniska. Tak naprawdę walka dopiero się tu zaczyna.
Jest to walka trudna. Ratujemy konie od 20 lat. I nasze doświadczenie jest smutne. Rocznie do polskich rzeźni trafia około 20 000 koni. Kolejne 10 000 tych zwierząt jest wywożonych do rzeźni poza granicami naszego kraju. Codziennie dostajemy prośby o pomoc dla konkretnego konia, którego czeka śmierć. I codziennie musimy odmawiać pomocy.
Dlaczego?
Przecież nie jesteśmy bez serca! Przecież każda ta historia budzi w nas emocje i potworny ból, że ich życie zgaśnie z chwilą, kiedy rzeźnik wbije im w mózg bolec ogłuszający.
W ratowaniu zwierząt chodzi o zapewnienie im lepszego życia niż to, które miały. Chodzi o bezpieczeństwo. O leczenie, karmienie. O wszystko to, czego potrzebują. A to kosztuje. Nasza i Wasza miłość i troska to za mało. Koni nie nakarmimy miłością, nie wyleczymy troską.
Niestety nasze doświadczenie jest takie, że zbiórki na karmienie i leczenie zwierząt, które są już w naszym schronisku, nie budzą emocji. Bo są już bezpieczne, bo nie grozi im śmierć. Bo przecież "to nasz obowiązek, żeby im zapewnić godne warunki". Często to słyszymy, kiedy po raz kolejny prosimy o pomoc w utrzymaniu zwierząt... A przecież my nie mamy żadnych dotacji państwowych na utrzymanie uratowanych zwierząt. Musimy prosić o pieniądze dobrych ludzi. A ciągłe proszenie nie jest komfortowe ani dla nas, ani dla Was.
Utrzymanie naszych koni jest tym bardziej kosztowne, że ratujemy konie stare, chore, wymagające specjalistycznej opieki i żywienia. Są miesiące, że samo leczenie zwierząt potrafi nas kosztować 80 000 zł. Do tego dochodzi konieczność zakupu siana, słomy, specjalistycznej paszy, suplementów. Nawet odrobaczanie czy wizyta kowala przy takiej liczbie zwierząt urasta do rangi problemu finansowego.
Zima jest najgorsza. Pastwiska są przykryte śniegiem, ubogie, zmrożone. Konie potrzebują większej dawki pokarmowej, by zrównoważyć ogrzewanie się podczas mrozów. Przecież nie możemy ich zamknąć na kilka miesięcy w stajniach, żeby było taniej! Niestety mnożą się też problemy zdrowotne. A my nieustannie zastanawiamy się jak związać koniec z końcem i dotwrać do wiosny.
Wstydzimy się po raz kolejny odmawiać pomocy kolejnym koniom, ale nie możemy wziąć na siebie odpowiedzialności za kolejne życia, skoro nawet na utrzymanie tych, które już są pod naszą opieką, nie starcza pieniędzy.
Dlatego prosimy Was o mało romantyczną pomoc.
O środki na codzienne życie naszych koni.
O siano na siano, na leczenie, na kowala.
Ale pisząc tę prośbę boimy się, że jest zbyt przyziemna, za mało w niej emocji, które otwierają serca i portfele. Ale takie jest życie uratowanych zwierząt. Spokojne i nudne. I właśnie o taki los dla nich walczyliśmy wspólnie.
O brak zagrożenia śmiercią.
O codzienną rutynę.
O spokój.
Musimy być uczciwi. Uczciwi w stosunku do darczyńców, ale też do naszych zwierząt. Ta uczciwość to stwierdzenie, że wspólnie ratowaliśmy te konie i teraz wspólnie odpowiadamy za ich życie. To nas wiąże z Wami na zawsze. Tylko czy Wy wciąż chcecie być w tym nudnym i przewidywalnym związku?
Trwa ładowanie...