Materiał dla Patronów

Puls Extra 199

47  wyświetleń

Puls Extra 199 To jest odcinek, którego nie sposób streścić, głównie dlatego, że sam nie bardzo wie, czym jest. Puls Extra 199 zaczyna się jak rozmowa, kończy jak myśl, a po drodze udaje mgłę, poemat, wyciek świadomości i eksperyment akustyczny z udziałem ludzi, którzy przyszli do studia tylko po to, żeby na moment zgubić wątek. To odcinek, który nie ma celu, ale ma kierunek — spiralny, wijący się jak rura od odkurzacza, gdy próbujesz schować ją z powrotem do szafy. W środku zdania pojawia się inne zdanie, a w nim inne zdanie, które nie pamięta, czy miało puentę, więc przynosi własną. Słowa krążą tu jak gołębie nad dworcem — niby lecą dokądś, ale wiadomo, że chodzi o samo latanie. Sens pojawia się i znika, jak światło w lodówce, kiedy wciskasz drzwi do połowy, żeby zobaczyć, czy żarówka faktycznie gaśnie. A jednak — mimo wszystko — coś w tym wszystkim jest: atmosfera, rytm, ta specyficzna energia ludzi, którzy wiedzą, że mówią nie o tym, o czym chcieli mówić, ale mówią na tyle długo, że staje się to tematem samym w sobie. W Pulsie Extra 199 padają słowa, które nie powinny paść, i milkną te, które mogłyby coś wyjaśnić. Myśli wchodzą sobie w drogę, potykają się o własne sznurowadła, podnoszą, otrzepują i biegną dalej, choć nie wiedzą dokąd. Narracja próbuje się trzymać kupy, ale sama kupy ma w tym tygodniu wolne. To odcinek, który nie rozwiązuje żadnego problemu, nie stawia żadnej tezy i nie ma absolutnie żadnego przesłania. I w tym właśnie tkwi jego magia. Bo są takie momenty, kiedy chaos jest nie błędem — tylko formą wyrazu. Puls Extra 199 — ocean dźwięków, których nie trzeba rozumieć, żeby je przeżyć. Ni to rozmowa, ni to eksperyment, ni to przypadkowy seans spirytystyczny, na którym nikt nie przyszedł, więc gadamy ze sobą. Długo, szeroko, bez sensu. Tak jak lubimy.

Komentarze

Trwa ładowanie...