Wróciłyśmy z wystawy Fransa Halsa w Berlinie! Na wstępie dziękujemy Wam z serducha drodzy Patroni za Wasze wsparcie, dzięki niemu mogłyśmy pojechać, obejrzeć, a teraz zrelacjonować Wam tę wystawę ❤ Nasz wyjazd był dość szalony, bo w 24h udało nam się obejrzeć i Halsa, i zbiory Gemäldegalerie, pospacerować troszkę po mieście, pozachwycać się architekturą i odwiedzić Street Food Thursday w Markthalle Neun, co też było niezwykłym doświadczeniem 🙂 Ale skupmy się wystawie Halsa, która nas szczerze zachwyciła. Może jeszcze uda Wam się na nią wybrać, zostały co prawda ostatnie dni (do 3 listopada), ale bardzo, bardzo warto! Nie ma specjalnych biletów, przedziałów czasowych, wielkich kolejek i żadnych innych rozczarowań, jest tylko niczym niezmącone spotkanie z genialnym malarstwem Halsa 🙂 „Frans Hals. Mistrz ulotnej chwili” to trzecia odsłona tej wystawy. Najpierw odwiedziła Londyn, potem Amsterdam, w końcu przyszedł czas na Berlin i Gemäldegalerie, która ma w swoich zbiorach aż 9 obrazów Halsa! Wystawa jest duża, dopracowana w najdrobniejszych detalach. Kolory ścian, aranżacja i warstwa edukacyjna na piątkę z plusem. Są chyba wszystkie najważniejsze dzieła Halsa, jest „Uśmiechnięty chłopiec”, „Wesoły pijak”, „Malle Babbe”, „Błazen grający na lutni” i wiele, wiele więcej, a do każdego z nich można podejść naprawdę blisko, spojrzeć im w oczy, studiować każdy detal, nie narażając się na pikanie alarmu czy srogie oko pilnujących ekspozycję:) To wyborna gratka zobaczyć ponad 50 dzieł tego genialnego malarza w jednym muzeum. Wchodzimy z pełnego światła przedsionka do sali skąpanej w mroku. Kiedy jednak wzrok się przyzwyczaja dostrzegamy jaśniejące portrety. Wesoły pijak, roześmiany chłopiec czy kurtyzana witają nas w pierwszej sali. Brawurowa kreska, błyskotliwość w uchwyceniu istoty portretowanego, to wszystko robi wielkie wrażenie. Z pozoru wydaje się, że takie nagromadzenie portretów będzie nudne, kolejne sale, kolejne portrety. Ale nic bardziej mylnego. Jego portrety są fascynujące. Oglądane z bliska robią wielkie wrażenie. Koronki czy wzór na tkaninie z bliska okazują się plątaniną kresek, które wyglądają na kładzione szpadą nie pędzlem. Przekrwione oczy biedaków, czy ich brudne ręce wzruszają. W czasie pracy malował haarlemskie elity, a w wolnym czasie portretował biedaków, prostytutki czy pijaków. Roześmiany błazen z teatrzyku ludowego, Pekelharing, o twarzy ucharakteryzowanej na osobę o ciemnej skórze mógłby być namalowany 200 lat później przez Édouarda Maneta. Wiele z jego prac jak „Malle Babbe” jest malowanych alla prima, czyli z dużym rozmachem od razu, bez większego planu. Artysta na bieżąco decyduje jak będzie wyglądało dzieło i co tu kryć - musi być mistrzem w swoim fachu. Ale co ciekawe badania jego twórczości, prowadzone do tej wystawy, ujawniły, że nie zawsze tak malował, część dzieł była starannie planowana. Zestawienie jego portretów z dziełami innych mistrzów z epoki pokazuje jak wyprzedzał ich o kilka długości. Nie upiększał, nie podlizywał się zamawiającym, przedstawiał ich prawdziwie, a uwodził swoją wirtuozerią. Ciągnęło go jednak do przedstawiania ludzi wolnych, często z marginesu, biednych, ale noszących w sobie prawdę. Hals żyje długo, ponad 80 lat, ale mimo tak ogromnego talentu starość spędza w biedzie. Pod koniec życia Miasto Haarlem wspiera go finansowo. Kiedy dochodzimy do końca wystawy musimy chwilę odpocząć, a potem jeszcze chcemy obejrzeć stałą ekspozycję. Jednak Hals działa jak magnes wracamy jeszcze raz go obejrzeć. Jeszcze się nacieszyć. Nasze spotkanie z jego twórczością trwało tylko chwilę, ale pozostawiło niezatarte wspomnienie. Ile by się nie patrzyło na te dzieła, pozostaje niedosyt, a ten moment wydaje się zbyt ulotny. P.S. Tu dodatkowo znajdziecie wybrane zdjęcia i filmy z wystawy! Miłego oglądania ❤ https://bit.ly/hals-berlin-fot
Trwa ładowanie...