Podaruj znajomemu subskrypcję Autora Justyna Jagodzińska w formie kuponu podarunkowego.
Zobacz jak działają kuponyNazywam się Justyna Jagodzińska. Jestem autorką ebooka „Kochajmy się, do cholery!”, który można pobrać za darmo na stronie justynajagodzinska.pl.
Od jakiegoś czasu śni mi się ten sam sen. Znam na pamięć jego fragmenty. Za każdym razem próbuję go dośnić do końca. Zawsze budzę się w tym samym momencie, ale po przebudzeniu zwracam uwagę na inne szczegóły wyśnionej opowieści. Podczas ostatniego razu zdałam sobie sprawę, że to, że nie znam zakończenia tej historii jest w tym wszystkim najpiękniejsze.
Podobnie jest z moimi marzeniami. Jest ich wiele. Tych wielkich i tych bardzo małych. Tak jak sennych szczegółów. Niektóre staną się planem, opuszczając krainę wyobraźni. Część z nich zniknie na zawsze i po latach nie będę o nich pamiętać. Jeszcze inne - wrócą w zupełnie innym momencie życia, kiedy będę gotowa na ich realizację. Coś jak w Simsach. Odhaczasz te małe pragnienia, żeby osiągnąć życiowy cel. Jedno pozostaje niezmienne od wielu lat. Utrzymywać się z pisania. Tworzyć i publikować kolejne teksty.
Kiedy zaczęłam pisać dla dużego medium wydawało mi się, że osiągnęłam właśnie to życiowe spełnienie. Żyłam z pisania. Nie dźwigałam jednak pracy w korporacji. Gdy posypało się moje zdrowie psychiczne, co nie pozwoliło mi pracować nad artykułami, a w efekcie doprowadziło do utraty pracy, myślałam, że to koniec mojej przygody z dziennikarstwem. Czas poszukać normalnej roboty i przestać żyć marzeniami.
Nie byłabym jednak sobą, gdybym porzuciła pisanie. Uczyniłam z niego formę autoterapii. Będę to robić, choćbym miała wrócić do publikowania tekstów po godzinach pracy na słuchawce czy w handlu, co robiłam przez lata. Choćbym miała napisać kolejną książkę, której nigdy nie wydam, do szuflady. Jedną już mam na dysku. Kiedyś wysłałam ją do kilku wydawnictw, ale szybko się poddałam. Dzisiaj nie chcę jej pokazywać światu. Wystarczy, że w momencie życia w którym byłam, praca nad każdą stroną tekstu pozwoliła mi przetrwać trudny okres. Wtedy jej potrzebowałam.
Przez ostatni rok przebywałam na zasiłku rehabilitacyjnym. Pomiędzy pobytami w szpitalach psychiatrycznych wzięłam ślub, zmieniłam nazwisko i stworzyłam e-booka. O zdrowiu psychicznym, szpitalach psychiatrycznych, sięganiu dna, słowach, internecie i nastolatkach. Historie i przemyślenia, którymi się w nim dzielę to coś na czym nie chcę zarabiać. Uważam, że w każdym człowieku jest opowieść, którą warto opowiedzieć światu. Oto moja. Pełna dygresji, wspomnień i wniosków z obserwacji świata.
Opublikowałam ją za darmo, żeby mogła dotrzeć do osób, których nie stać na to, żeby płacić za moje słowa. Głównie do nich.
Takich jak ja teraz. W trudnym momencie swojego życia. Dla których promocja w markecie (9,99 za sztukę) jest jedyną szansą, żeby kupić nową książkę, tak żeby nie ucierpiał domowy budżet.
Kiedy zdecydowałam się na publikację, postanowiłam pójść o krok dalej. Wykorzystać fakt, że żyję z człowiekiem, który od dawna namawiał mnie do założenia własnej strony i potrafi takie strony tworzyć. Przyznałam mu rację. Chcę stworzyć własne miejsce w sieci, gdzie będę mogła publikować wywiady, felietony, recenzje, kartki z pamiętnika. Co tylko mi przyjdzie do głowy. Pisać to co chcę i jak chcę. Po swojemu. Tematyka, którą zamierzam poruszać to zdrowie psychiczne i edukacja.
Tak powstała strona justynajagodzinska.pl, gdzie wrzuciłam pierwsze teksty, którą w najbliższym czasie zamierzam rozwijać.
Planuję też pisać reportaże (tak jak robiłam to w gazecie dla której pracowałam) i publikować je freelancersko w różnych mediach.
To jak często cokolwiek wrzucę na stronę będzie zależało od tego z czego będę żyć. Bo póki co nie dość, że psychicznie nie jestem gotowa na etat to w moim małym mieście do którego uciekłam po latach mieszkania w dziesięć razy większym, "nie ma pracy dla ludzi z moim wykształceniem", jakby to powiedział Ferdek Kiepski, ale kto wie, jeszcze nie dotarłam do pośredniaka.
Dlaczego założyłam Patronite?
Potrzebuję motywacji, żeby nie odpuścić w walce o marzenia. Może brzmi to banalnie, ale tak to wygląda. Dawno temu prowadziłam kanał na YouTube. Miałam 17 subskrybentów. Wystarczyło mi to jednak, żeby opublikować kilka filmów. Jeszcze wcześniej wymyśliłam magazyn internetowy o modzie, który istniał w sieci ładnych parę lat. Nie potrafiłam zarządzać ludźmi, ale do ludzi miałam szczęście, więc ciągnęli to za mnie, żebym mogła sobie pisać za darmo. Każda wpłata ma dla mnie ogromną wartość, bo to znak, że moje słowa do kogoś trafiają, a to jest dla mnie najważniejsze. Nie wyświetlenia i inne statystyki. Pewnie dlatego nie poradziłam sobie w dużych mediach.
Wracając do snu o którym wspomniałam na początku. Trwa w nim obrona mojej pracy dyplomowej, której nigdy nie napisałam. Na kierunku, który rzuciłam lata temu, czego czasem żałuję. Mam słowotok. Wyrzucam z siebie zdania jak karabin maszynowy. Cała się trzęsę, ale nie plącze mi się język. Wbrew pozorom, brzmię dość pewnie w tym co mówię. W pewnym momencie rzucam zdanie "jebać to czy się obronię". Wykładowcy patrzą na mnie z niedowierzaniem. Pytają czy się nie przesłyszeli. Odpowiadam: "ależ skąd". Przestaję się trząść i mówię dalej. Tym razem powoli, ważąc słowa. "Podczas interpretacji tekstów literackich nie poświęcamy zbyt wiele uwagi na omawianie wstępu i zakończenia historii. Skupiamy się na drodze jaką przechodzą bohaterowie. Wiem co umiem. Wiem, ile się nauczyłam. Kogo obchodzi zakończenie tej obrony?" - tak mniej więcej można skrócić ten wywód, choć używałam trochę ładniejszych słów, których dokładnie nie przytoczę. Profesor, którego bardzo cenię patrzy mi w oczy z zaciekawieniem, przygryzając skuwkę od długopisu i mówi: "Kontynuuj". Wtedy zawsze się budzę.
I na tym sennym flow napisałam ten opis, budząc się o porze zbyt wczesnej, żeby wyjść po fajki, usuwając wszystkie słowa, które próbowałam tu sklecić przez dwa tygodnie. Poszłam spać dalej. Po przebudzeniu zastanawiałam się czy mi się to przyśniło. A skoro nie, to tak go tu zostawiam. Bez korekty. Nic lepszego mi nie przyjdzie do głowy.
Co oferuję moim patronom?
Cotygodniowy „Cholernie Pozytywny Newsletter” publikowany w każdy piątek (zaczynając od 13 grudnia) w którym dzielę się tym, co dobrego przeczytałam, przesłuchałam i obejrzałam w sieci. Internet pełen jest jakościowych treści, które łatwo przegapić w zalewie identycznych artykułów czy filmików. Pokażę ci kogo warto obserwować w mediach społecznościowych, czyje muzyczne poczynania warto śledzić, jacy dziennikarze piszą świetnie o sporcie czy kulturze (głównie takich czytam). Dorzucę ciekawe przepisy na dania z internetu, które wypróbowałam i propozycje polskich produktów wartych polecenia, które można kupić w sieci. Przemycę cytaty z polskiej literatury współczesnej, czasem poezję. Spróbuję znaleźć trochę koloru pośród szarej rzeczywistości.
Nie rozgraniczam progów. To patroni decydują o tym, jaką kwotą chcą mnie wesprzeć. Newsletter otrzyma każdy, niezależnie od tego czy wpłaci mi 3 złote miesięcznie czy 30 złotych.
Wesprzyj działalność Autora Justyna Jagodzińska już teraz!
Chcielibyśmy Cię poinformować o ryzykach, związanych z Twoim zaangażowaniem finansowym. Przekazując środki na realizację pasji Twojego ulubionego Twórcy prosimy, abyś wziął/wzięła pod uwagę kilka kwestii.