Od razu uprzedzę, jedyne, co kanonicznie wiemy o przeszłości Szczerbatka, to, że: po pierwsze, najprawdopodobniej nie urodził się w okolicach Berk, w przeszłości, gdy był jeszcze dzieckiem, miał starcie z pewnym Szeptozgonem, na którego ciele pozostawił trwałe blizny, a jakiś czas później, jako jedyna Nocna Furia, znalazł się w smoczej kolonii pod władaniem Czerwonej Śmierci. To koniec. Tylko tyle oficjalnie wyjawiło nam DreamWorks,
Opowieść, którą tutaj usłyszycie to tylko takie moje gdybanie. Wcale nie twierdzę, że cokolwiek z tego to kanoniczne fakty. Rozumiemy się? Okay, w takim razie zaczynamy!
Historię miłosną Śmigłej i Żabcia trudno nazwać szczególnie dramatyczną. Ich rodziny poznały się zupełnie przypadkowo. Aby mała Nocna Furia mogła bez żadnych komplikacji wykluć się z jaja, rodzice muszą je zanieść na szczyt góry podczas burzy, by uderzyła w nie błyskawica. Tak się akurat złożyło, że rodziny Śmigłej i Żabcia wybrały to samo miejsce i czas na złożenie swych jaj. Dorośli zaprzyjaźnili się bardzo, czekając na burzę, więc zamiast po wykluciu się młodych, rozejść się w swoje strony, postanowili potowarzyszyć sobie nawzajem, aż do czasu, gdy smoczątka nieco podrosną. Dzięki temu, gdy jedna para potrzebowała trochę czasu dla siebie, zawsze mogła zostawić swe pociechy pod opieką drugiej. Poza tym, cztery pary oczu pilnujące dzieci są zawsze lepsze niż dwie. I tak oto małe furie z obu miotów dorastały razem niczym jedno wielkie rodzeństwo.
Chociaż układ miał być tylko tymczasowy, zmienił się w stałą współpracę, gdy okazało się, że obie rodziny mają dziecko wymagające szczególnej opieki. Żabcio, chociaż początkowo wyglądał jak każda zdrowa mała furia, już wkrótce zaczął się wyróżniać na tle rodzeństwa. Podczas gdy jego bracia i siostry wyrastali powoli na umięśnione podrostki Nocnych Furii, on pozostawał malutkim, pulchnym smoczątkiem, niewiele większym niż kilka tygodni po wykluciu. Natomiast Śmigła, która zajadała się rybami, zupełnie nie mogła przybrać na wadze. Wyglądała jak szkielet i kości, a często czuła się tak słabo, że nie mogła chodzić.
Oba smoki najprawdopodobniej zmarłyby jeszcze we wczesnym dzieciństwie, gdyby mogły polegać tylko na jednej parze rodziców. A tak, żyjąc w stadzie, otoczone smokami gotowymi dla nich polować i bez przerwy, 24 godziny na dobę, 7 dni w tygodniu, obserwować je i chronić przed drapieżnikami, i Śmigła, i Żabcio dożyli dorosłości. Owszem, czasami było ciężko. Zdarzyło się kilka przypadków, gdy mało co nie zginęło albo jedno, albo drugie, albo oboje, ale ostatecznie przeżyli. Mieli wsparcie nie tylko swych rodziców, biologicznych oraz przyszywanych, a także rodzeństwa i przyjaciół, mieli również siebie nawzajem. Oboje wiedzieli jak to jest żyć z chorobą i niepełnosprawnością. Zwierzali się sobie z rzeczy, których nikt inny by nie zrozumiał. Wspierali i pocieszali w najtrudniejszych chwilach. Zawsze byli razem i w szczęściu, i niedoli, i gdy czuli się niemal zdrowi, i gdy choroba uderzała z podwójną mocą.
Przez lata byli najlepszymi przyjaciółmi… aż wreszcie się w sobie nawzajem zakochali. Ich rodziny z miejsca poparły ów związek, nawet pomimo tego, iż Śmigła i Żabcio dorastali de facto jako rodzeństwo. Obie pary od dawna martwiły się, że ich pociechom nie uda się znaleźć partnera, coś co dla każdej Nocnej Furii jest niezmiernie ważne, jako, że ich gatunek łączy się w pary na całe życie. Z tego powodu cieszyli się, że młodzi będą jednak mieli szanse na w miarę normalne życie. Może i dorastali razem jak rodzeństwo, ale biologicznie nie byli spokrewnieni. No a poza tym, i tak z tego dzieci nie będzie.
I rzeczywiście, dzieci z tego nie było przez całe dekady.
Może to ciało śmigłej było niewystarczająco silne, by wyprodukować jajo. Może to nasienie Żabcia nie dawało rady go zapłodnić. A może była to wina i jednego, i drugiego, fakt pozostaje jednak taki sam. Podczas gdy inne młode Nocne Furie, ich rodzeństwo i przyjaciele, jedni po drugich cieszyli się zdrowym lęgiem, Śmigłej nigdy nie udało się złożyć choćby jednego jaja. Para nie była tym zaskoczona, w końcu jeszcze na długo zanim zakochali się w sobie nawzajem, wiedzieli, że ze względu na kiepski stan zdrowia, prawdopodobnie nigdy nie uda im się doczekać młodych. Mimo to teraz, gdy ich obawy okazały się być rzeczywistością, było to dla nich wielkim ciosem. Potrzebowali kilku lat, aby się po nim pozbierać i pogodzić z rzeczywistością.
Ostatecznie jednak, pomimo wszelkich przeszkód i ciężarów, Śmigła i Żabcio wiedli u swego boku długie, bogate i szczęśliwe żywoty. Może i nie mieli dzieci, ale mieli za to siebie nawzajem. Przeżyli. Mimo wszystko przeżyli. Udało im się nawet usamodzielnić, chociaż kiedyś nikt nie wierzył, że życie tylko we dwoje będzie dla nich kiedykolwiek możliwe. Z wiekiem nawet ich stan zdrowia zaczął się poprawiać, chociaż Żabcio osiągną zaledwie połowę wzrostu właściwego dla zdrowej Nocnej Furii, a Śmigłej nigdy nie udało się nabrać masy.
I tak sobie żyli razem, aż zaczęły wchodzić w wiek wśród dzikich smoków uważany za podeszły, gdy nagle niczym grom z jasnego nieba spadła na nich ogromna niespodzianka. Śmigła zniosła i to nie jedno a aż dwa jaja.
Wyprodukowanie nawet pojedynczego wymaga od samicy smoka zużycia całej masy energii, co dopiero całych dwóch. Owej energii ciało Śmigłej najzwyczajniej w świecie nie miało.
Cała i tak mizerna waga, której samicy udało nabrać na przestrzeni dekad, nagle znikła. Śmigła, po raz pierwszy od lat, znów, zupełnie jak w dzieciństwie, nie miała siły chodzić. Mimo to, chociaż nie mogła nawet wstać, była zdeterminowana dopilnować, by jej dzieci miały szansę wykluć się z jajek. Zmusiła Żabcia, aby zabrał je przed burzą na najbliższą górę, chociaż ten nie chciał opuszczać jej boku. Tak po prawdzie, to nie wierzył, że z jaj cokolwiek się wykluje. W końcu, skoro przez tyle lat im się nie udawało, dlaczego niby teraz nagle niby miałoby się im udać urodzić w pełni zdrowe, zapłodnione jaja? Znacznie ważniejsze było teraz opiekowanie się Śmigłą, którą w końcu można było uratować.
Smoczyca jednak nalegała. Wypychała samca pyskiem z gniazda, aż ten wreszcie uległ, przestraszony, że mogłaby się niechcący skrzywdzić. Pognał więc, niezgrabnie trzymając oba jaja w paszczy. Zamierzał jednak trochę oszukać Śmigłą. Zamiast wspinać się na jakąś górę, wybrał pagórek pośrodku równiny, na którym rosło samotne drzewo. Całe powykręcane, na wpół martwe, poczerniałe. Po jego wyglądzie sądząc, w przeszłości musiało oberwać niejednym piorunem. Żabcio zamierzał to wykorzystać. Było to niezgodne z tradycjami Nocnych Furii i mogło nawet zaszkodzić jajom, Żabcio nie miał jednak ani czasu, ani siły, by wspinać się na prawdziwy górski szczyt. Smok najprawdopodobniej zginąłby w połowie drogi, a wraz z nim przepadłyby jajka. Wtedy Śmigła pozostałaby sama, zbyt słaba, by dla siebie polować lub, by szukać pomocy. Żabcio zostawił jaja na wzgórzu tuż przy drzewie, oddalił się na bezpieczną odległość i czekał. Zaczęła się burza.
Ryzyko podjęte przez Nocną Furię opłaciło się niemal natychmiast. Już jedna z pierwszych błyskawic obrała za cel samotne drzewo i wzgórze.
Błysk.
Snop iskier.
Huk.
Zapach spalenizny.
Dookoła walił rzęsisty deszcz. Grube krople bezlitośnie wbijały trawę w ziemię.
Żabcio z bijącym sercem podchodził do miejsca, w którym zostawił jaja. Wiedział, że najprawdopodobniej zobaczy je niezmienione albo, co gorsza, zniszczone. Nie chciał mieć co do tego żadnych złudzeń. A jednak mimo to... nie był w stanie powstrzymać tego drobnego płomyka nadziei.
Trafione przez piorun jaja znalazły się w zasięgu wzroku Żabcia.
Z jednego coś wystawało. Coś małego i czarnego.
Nóżka! Nóżka smoczątka! A z pęknięcia w drugim wysunęła się maleńka mordka o wielkich, chociaż jeszcze ledwo co widzących, oczętach.
Normalnie, w tym momencie Nocne Furie pozwoliłyby maluchom samodzielnie wydostać się z jaj, ta sytuacja jednak nie była normalna. Żabcio szybko, lecz przy tym tak delikatnie jak tylko mógł, zabrał się za kruszenie skorup, a gdy oba szkrabulki były wolne, chwycił je w ramiona i popędził tylko na dwóch tylnych łapach, coś, co Nocne Furie robiły sporadycznie, a co zdaniem ludzi wyglądało przekomicznie.
Śmigła nie spała, gdy Żabcio wpadł jak wariat do ich gniazda, nie miała jednak wystarczająco wiele siły, by unieść głowę. Samiec ostrożnie ułożył dwa smoczątka przy jej nozdrzach, tak aby mogła obwąchać swe dzieci.
Ani ich zapach, ani wygląd nie wskazywał na żadne choroby, ani te trawiące ich rodziców, ani żadne inne. Były to dwa całkowicie zdrowe samczyki, z których jeden w przyszłości miał zostać przez Wikingów nazwany Szczerbatkiem.
Gdyby Śmigła i Żabcio byli ludźmi, w tym momencie płakaliby. Ze szczęścia. Ze wzruszenia. Z ulgi. Ale także z żalu. Bo chociaż Nocne Furie nie były tak inteligentne jak ludzie, przeczuwały, co wkrótce nadejdzie.
Zasnęli wtuleni w siebie nawzajem, wszyscy razem, we czworo, ale obudziło się ich tylko troje. Śmigłej, miłości życia Żabcia, która towarzyszyła mu odkąd sięgał pamięcią, już nie było.
Gdyby mógł sobie na to pozwolić, pozostałby przez całe tygodnie u jej boku, rozpaczając, miał jednak teraz dwoje dzieci, które bez jego opieki nie dałyby rady przeszyć. Śmigła oddała swe życie za to, aby ci dwaj malcy mogli przyjść na świat. Żabcio nie zamierzał pozwolić, aby jej poświęcenie się zmarnowało. Nietypowa jak na Nocną Furię przeszłość nauczyła go, że dzieci mają większą szansę na przeżycie, gdy otacza ja więcej przyjaznych dorosłych troszczących się o ich dobro. Postanowił więc odszukać rodzinę swoją i Śmigłej. Kiedyś co i rusz ktoś z krewnych ich odsiedział, a to rodzice, a to rodzeństwo, a to dorośli już siostrzeńcy i siostrzenice, jednak od ładnych paru lat Żabcio jakoś żadnego z nich nie widział. Pewnie widzieli, jak dobrze radzą sobie on i Śmigła, i wreszcie zrozumieli, że pary nie trzeba cały czas monitorować. Wtedy Żabcia i Śmigłą ucieszyła to nagłe zaufanie i samotność, teraz samiec żałował, że wraz z partnerką nie wybrali się sami w odwiedziny do rodziny chociaż raz czy dwa. Przynajmniej miałby teraz nieco świeższe informacje dotyczące miejsca pobytu poszczególnych krewnych. Bratankowie i bratanice pewnie pozakładali własne rodziny i rozeszli się we wszelkie możliwe strony. Rodzeństwo mogło pozmieniać terytoria, ale przynajmniej część z nich powinna nadal polować gdzieś w okolicy. Z kolei rodzice… ich już pewnie nigdzie nie znajdzie. On i Śmigłą byli już sami niemłodzi, co dopiero ich rodzice. Musieli być starożytni, zdecydowanie zbyt starzy, by móc zbyt wiele pomóc w wychowywaniu dwójki młodych. Mogli jednak wiedzieć, gdzie obecnie podziewa się reszta rodziny. Może nawet część krewnych przebywała z nimi na stałe, aby pomagać staruszkom?
Kierując się tą logiką, ruszył w drogę wraz z maleńkimi synkami, niosąc w pysku na zmianę raz to jednego, raz to drugiego. Wędrowanie szło im powoli, czego można się było spodziewać, w końcu dwoje z nich ledwo co się wykluło, a jedyny dorosły miał niepełnosprawność. Wreszcie jednak udało im się dotrzeć na stare terytorium, gdzie dekady wcześniej Żabcio i Śmigła razem dorastali. Niestety, zamiast smoczych dziadków czy jakichkolwiek innych krewnych, odnaleźli straszliwą prawdę.
Nocne Furie były eksterminowane. Grimmel Gnębiciel obrał sobie za cel życia całkowite zniszczenie ich gatunku.
Nie było już rodziny Żabcia. Rodzice, teściowie, bracia, siostry, szwagrowie, szwagierki, siostrzenice, siostrzeńcy, bratankowie, bratanice, cioteczne i stryjeczne wnuki, wszyscy przepadli. Nawet jeśli udało im się umknąć rzezi, musieli uciec jak najdalej i się ukryć. Żabciowi nigdy nie udałoby się ich w porę odnaleźć.
Jedyne co mu pozostało to dwaj zaledwie dwumiesięczni synowie czepiający się jego łap, prosząc o dokładkę jedzenia. Tacy mali, tacy bezbronni. Wszystko, co pozostało po Śmigłej i reszcie ich rodziny.
Nawet gdyby dookoła nie latali krwiożerczy łowcy Grimmela, Żabcio, jako samotny ojciec, na dodatek z niepełnosprawnością, miałby kłopoty z zapewnieniem obu swoim potomkom przetrwania. Samiec musiał jakoś zwiększyć ich szanse, a że najbezpieczniejszym sposobem uniknięcia myśliwych, a także nieludzkich drapieżników było zapaść się pod ziemię, to właśnie zamierzał zrobić.
Jak przez mgłę pamiętał, że jedna z najstarszych bratanic Śmigłej uparła się, by zamieszkać pod ziemią, w rozległym, starożytnym systemie tuneli, jaskiń i podziemnych jezior. Samiec postanowił złożyć jej wizytę… Czy też raczej, chciał złożyć wizytę jej domostwu, bo młodej samicy zastać tam się nie spodziewał. Bo kto by chciał spędzić całe życie w samotności w mrocznej, wilgotnej jaskini, gdzie nie widać ani gwiazd, ani błyskawic przecinających niebo podczas burzy? Bratanica Śmigłej Na pewno już dawno znalazła sobie partnera i wyprowadziła się w jakieś normalne miejsce. Prawdopodobnie gdzieś bardzo daleko, bo Żabcio nie widział jej na zlotach rodzinnych tak od dekady czy dwóch.
I rzeczywiście, żadnej innej Nocnej Furii on i jego synkowie nie zastali. Znaleźli jednak bioluminescencyjne grzyby, niemal tak duże jak same smoczątka, a przy tym od biedy jadalne, chociaż niezbyt smaczne. Najbardziej zachwycające były jednak podziemne jeziora o krystaliczne czystej wodzie, pełne ślepych ryb dających się bez trudu złapać nawet dwóm smoczątkom. Okazały się być znacznie smaczniejsze niż grzyby.
Źródła słodkiej, czystej wody, mnóstwo pożywienia, które smoczęta, nawet gdyby coś stało się Żabciowi, byłyby w stanie zdobywać same, żadnych drapieżników, a co najważniejsze kompletny brak śladów obecności ludzi. Wszystko wskazywało na to, że ludzka stopa nigdy nie postanęła w tym podziemiu. I najprawdopodobniej jeszcze długo miała nie postanąć, bo jedno z wejść znajdowało się w miejscu niemalże niedostępnym dla nielatających istot, a drugie pod wodą.
Krótko mówiąc, Podziemie było wszystkim tym, czego Żabcio w tamtej chwili szukał i potrzebował. Idealne miejsce, w którym ani ludzie, ani drapieżniki, ani głód, ani żadne inne niebezpieczeństwa nie zagrażały jego dzieciom. Idealny nowy dom dla jego małej rodziny, gdyby tylko Śmigła mogła to zobaczyć…
Być może, gdyby Żabcio nie był tak podekscytowany faktem, iż właśnie pozornie znalazł sposób na zapewnienie synom jego i Śmigłej całkowitego bezpieczeństwa, zastanowiłby się, jakie to dziwne, że od ponad dekady nikt nic nie słyszał bratanicy Śmigłej, i że na dodatek żaden inny smok nie zamieszkał w podziemiu podczas jej nieobecności. I być może nawet zauważyłby ślady Szeptozgonów znajdujące się w kilku miejscach, w których nikt by się ich nie spodziewał.
Niestety jednak, żadnej z powyższych rzeczy nie uczynił. I chociaż przez ponad pół roku żyło się jemu i dzieciom w Podziemiu jak w raju, później Żabcio miał swego braku rozwagi srogo żałować.
Ciąg Dalszy Nastąpi w historii brata Szczerbatka.
Tja, przepraszam, to kolejna historia, która okazała się być za długa, aby zmieścić ją w jednym odcinku. Przepraszam także, że ten film pojawił się z takim ogromnym opóźnieniem. W piątek, akurat gdy nad nim pracowałam, nagle zabrakło prądu i… takie zamknięcie bez uprzedzenia niestety zaszkodziło części plików. Z całego projektu bez szwanku uszedł tylko Speedpaint i sam rysunek, tak więc.. większość pracy musiałam wykonać od nowa. Taaa… Taka wpadka i to jeszcze w tym samym tygodniu, w którym wreszcie udało mi się ruszyć z oficjalną stroną na Patronite.
Dla tych, którzy po raz pierwszy słyszą o tym portalu, Patronite to polski odpowiednik amerykańskiego Patreona, strony pozwalającej fanom bezpośrednio wspierać ich ulubionych twórców. Aby zostać patronem, starczy wybrać, ile złotych miesięcznie jest się gotowym wysyłać daje osobie i kliknąć „zostań Patronem”. Jeśli potrzebujecie dokładniejszych instrukcji, Patronite ma przygotowany bardzo szczegółowy artykuł dla nowych odwiedzających, link do niego znajdziecie w opisie wideo!
Obecnie mam dla patronów do zaoferowania 5 różnych szczebli od 3 do 20 PLN, które zapewnią Wam takie rzeczy, jak: dostęp do materiałów tylko dla patronów, branie udziału w ankietach decydujących o tematyce filmów pojawiających się na kanale i pojawienie się waszych imion w napisach końcowych każdego filmu!
Dziękuję Wam Wiruu, Kocojek, Szcot, Clover, i jedna osobo pragnąca zachować anonimowość. Przyznam, że ostatnimi czasami coraz częściej czułam się, jakby moje filmy nie dawały nikomu radości, a Wy pokazałyście mi, że jednak jest kilka osób, którym zależy, żebym robiła więcej filmów. Taka walidacja okazała się być dokładnie tym, czego potrzebowałam. Jeszcze raz najmocniej przepraszam, że pierwsze wideo z Waszymi imionami ukazało się z tak ogromnym opóźnieniem.
No dobra, dosyć o Wróćmy do właściwego tematu, czyli do… Śmigłej i Żabcia!
Ciekawostka: w języku angielskim imiona Śmigłej i Żabcia brzmiałyby Slender i Frogger. Tak, to nawiązanie do dwóch gier komputerowych, które różnią się od siebie jak dzień i noc… Zupełnie jak Śmigła i Żabcio!
Tak, Slender to śmigły, czyli Slenderman to tak naprawdę Śmigły Gościu. Zróbcie z tą wiedzą, co uważacie za słuszne.
Ponieważ Nocne Furie są całe czarne i nie mają jakiś z miejsca rzucających się w oczy, różnorodnych wzorków, projektując tą dwójkę starałam się dać ich sylwetkom łatwe do rozpoznania kształty, które z miejsca odróżniałyby ich nie tylko od siebie nawzajem, ale także od Szczerbatka... i trochę przesadziłam, zwłaszcza ze Śmigłą. Chciałam zetrzeć cały szkic, ale... tak sobie pomyślałam... że w sumie to jestem w stanie z tym pracować.
Ponieważ mój nieudany szkic Śmigłej wyglądał jak smoczy odpowiednik ofiary długotrwałego niedożywienia, kojarzył mi się z rzadkimi chorobami, które powodują, że organizm danej osoby nie jest w stanie odpowiednio przyswajać składników odżywczych zawartych w jedzeniu, a w skrajnych przypadkach może prowadzić do niemal całkowitego zatrzymania pracy układu pokarmowego. Wtedy taki człowiek musi być karmiony przez rurkę. Tego typu choroby są bardzo poważne, prowadzą do obniżenia jakości życia a czasami nawet przedwczesnej śmierci. Śmigła na szczęście miała fantasy-wersję tych wszystkich chorób, która jej nie zabiła we wczesnej dorosłości. Wywołała za to brak płodności. Jak w wielu przypadkach znanych nam z realnego świata, wieczne wygłodzenie sprawiło, że Śmigła przez znaczną część swego życia nie była w stanie mieć dzieci. I tak, dokładnie tak jak obawiał się Żabcio, to właśnie złożenie jaj doprowadziło bezpośrednio do jej śmierci. Jej organizm zużył na to zbyt wiele energii, a później nie był wstanie nadrobić tego braku. Przepraszam, obiecywałam, że postaram się przystopować nieco z dramatami w moich historiach i wreszcie opowiedzieć o kimś, kto miał normalne, spokojne, szczęśliwe życie, w którym nigdy nic się nie wydarzyło poza niechcący głośnym pierdnięciem podczas tańczenia na dożynkach, ale znowu nie wyszło.
A, i jeszcze jedno, na rysunku Śmigła wcale nie jest jakoś szczególnie wysoka. Powiedziałabym, że za życia była troszeczkę niższa niż Szczerbatak. To tylko z Żabcia był taki konus. I nie, chorobą, na którą cierpiał, nie była karłowatość, tylko zaburzenia hormonalne. Jego ciało nie wytwarzało wystarczającej ilości hormonu wzrostu. Gdyby był współcześnie żyjącym człowiekiem i zostałby poprawnie zdiagnozowany nie później niż podczas okresu dojrzewania, dałoby się go całkowicie wyleczyć za pomocą terapii hormonalnej. Niestety, Żabcio był smokiem żyjącym w czasach wikingów, więc miał przekitrane. A, i jeszcze dodam, że niedobór hormonu wzrostu również obniża płodność, więc fakt, iż w mojej opowieści on i Śmigła byli w stanie doczekać się jakiegokolwiek potomstwa i to na dodatek bez współczesnych ludzkich metod leczenia bezpłodności... no, nie nazwałabym takiego obrotu wydarzeń bardzo prawdopodobnym. Ale hej, nadal jest bardziej prawdopodobny niż istnienie potomka Kiona i Jasiri, pół-lwa, pół-hieny.
To już wszystko na dziś, do zobaczenia w nowym filmie, w każdy piątek o godzinie 17:00.
A teraz pora na nasz odpowiednik sceny po napisach końcowych czyli… wulgaryzm tygodnia! Dziś jest nim… ciupcianie! Dla tych, którzy nie wiedzą, co ów termin oznacza. Kiedy tatuś Nocna Furia i mamusia Nocna Furia kochają się bardzo mocno, to wtedy właśnie mogą chcieć razem trochę pociupciać. A później, jeśli się nie zabezpieczą, są z owego ciupciania małe smoczki. Idźcie… i pamiętajcie, żeby się zabezpieczać. Ciupciania należy używać odpowiedzialnie.
Trwa ładowanie...