Post udostępniony za darmo dzięki mecenatowi Gośki Kończak.
Opowiadanie pierwotnie opublikowane w zinie Biceps #9.
----- ----- -----
RYSOGRAF
- Nieee! - krzyk było słychać w całej Arenie. Ruch zamarł.
- Spokojnie, to w kolejce po numerki! - informował wszystkich zziajany wolontariusz. Po minucie wszystko wróciło do normy.
Janusz się spóźnił. Zaspał. Mógł sobie darować dwa Harde na dobry sen. Nie będzie pięćdziesiątego rysografu od Mistrza. Nie będzie niczego. Kiedy przyjechał pod Arenę, okazało się, że wszystkie karty zostały rozdane. Gdzie podziały się piękne czasy list kolejkowych? Gdzie są koledzy? Koledzy... dobre sobie. Żaden nie kiwnął palcem, wszyscy mieli już numerki i rozkładali bezradnie ręce. Odwrócili się plecami, kiedy jeden z rosłych opiekunów strefy autografów zasugerował Januszowi opuszczenie obiektu.
Chuje, zazdrościli mu jego kolekcji. Marek z Bytomia, Gruby z Podlasia i ten cwaniak z Warszawy, który sprzątnął mu sprzed nosa puzzle z Kają i Koką. Pokazałby im wszystkim tu i teraz, ale to przekreśliłoby jego szanse na zdobycie rysunku. PIĘĆ-DZIE-SIĄ-TEGO rysunku Mistrza Jerzego Grosińskiego. Tym razem chciał poprosić o Svensona z toporem, bo każdy poprzedni miał narysowany miecz. Nie obchodzili go inni rysownicy. Jacyś hipsterzy, pedały co nie potrafią rysować, i ich ziny. Jeździł za Mistrzem wszędzie, z każdego konwentu i festiwalu przywoził dzieło swojego idola. Czasem dwa albo trzy, zanim zaczęły się pojebane regulaminy.
Odstał swoje w życiu, coś mu się należało. Nie wszystko było stracone. Zaczął od spotkania autorskiego. Odczekał cierpliwie, co Mistrz ma do powiedzenia, i kiedy tylko nadszedł czas na pytania od publiczności, rzucił się na mikrofon.
- Czy mogę prosić o rysunek w… - prowadzący zabrał mikrofon, zgromadzeni na sali wybuchnęli śmiechem, niektórzy pokazywali Janusza palcami i szeptali “patrz, Renfield”.
Plan B. Stołówka dla VIP-ów. Przecież nikt jej nie pilnuje! Janusz obserwował miejsce z bezpiecznej odległości. Teraz! Przysiadł się do Mistrza i już wyjmował album z plecaka…
- Proszę wyjść, bo zawołam ochronę. - stał przed nim sam Dyrektor Festiwalu. Janusz miał na końcu języka ciętą ripostę, ale ustąpił. Da im potem jedną gwiazdkę na fejsbuku.
Wyszedł ze stołówki, obejrzał się tylko raz, żeby zobaczyć jak Dyrektor i Mistrz rozmawiają sobie w najlepsze, mając gdzieś osobistą tragedię największego fana.
Afterparty było ostatnią szansą, żeby namówić autora Svensona na rysunek. Janusz słyszał co się wyrabia na tych imprezach. Musiał być czujny. Zamiast Hardego, kupił w Żabce trzy kawowe energetyki (tylko pięć złotych!). Jeszcze nigdy nie był tak zdeterminowany, nawet w trakcie największych kłótni na forum Konfraterni. Kiedy pojawił się w klubie, zabawa trwała w najlepsze. Hałas, tłok, migające światła, a w samym centrum pląsający Jerzy Grosińki. Mistrz. Idol. Najlepszy rysownik w historii wszystkiego. Janusz zbliżył się tanecznym krokiem, z komiksem za pazuchą.
- Mistrzu! Mistrzu! Rysograf! Mogę prosić o rysograf? - Mistrz spojrzał w kierunku Janusza, zmrużył oczy.
- RY-SO-GRAF-MIS-TRZU! - Janusz w jednej ręce trzymał trzydziesty siódmy tom przygód Svensona pt. “Galaktyczny Drakkar”, drugą ręką wykonywał gest przypominający rysowanie.
Wypadki potoczyły się szybciej niż w klasycznych przygodach Kapitana Żuka. Janusz wyleciał za drzwi, a ochroniarz przy wejściu został pouczony, że “tego klienta nie obsługujemy”.
Zdradzony, poniżony, wyśmiany. Ale nie pokonany.
*****
Jerzy Grosiński obudził się z potężnym bólem głowy. Coś było nie tak. Śmierdziało piwnicą, nie mógł ruszać rękoma ani nogami, widział tylko na jedno oko i wydawało mu się, że za oślepiającym światłem widzi galerię komiksów i gadżetów ze Svensonem. “To jakiś koszmar, obudź się staruszku, takie balety to nie na twoje lata” pomyślał. Wtedy usłyszał piskliwy głos.
- Dzień dobry, Mistrzu. Nareszcie, moja kolekcja jest kompletna.
Trwa ładowanie...