Ile razy spotkaliście się ze stwierdzeniem, że do miasta nadaje się tylko mały pies? Bo męczy się w mieszkaniu, bo pies musi biegać, mieć podwórko itp?
No właśnie... na każdym kroku, ba taki stereotyp propagują też nie raz, nie dwa wszelkie fundacje.
Powiem szczerze, że nie znam osoby, która mając psa w mieście, nie staje na rzęsach żeby "zrobić mu dobrze". Wycieczki do lasu, park, spacery, jeziora, Wisła, petsitterzy, wakacje, działki ect. Czasami mam wrażenie, że to dziwne stwierdzenie jest w pewien sposób zakorzenione w naszej kulturze i podświadomym obrazie psa przy budzie, na łańcuchu na wsi. Bo co właściwie znaczy pies w domku z ogrodem?
Ja znam garstkę osób, które mając dom z ogrodem w którym przebywa pies (nie mam na myśli tutaj psów "do budy"), wychodzi na REGULARNE spacery. Za to w mieście znam garstkę osób, która wychodzi na spacer w dookoła bloku.
Tak jak pisałam - ludzie w mieście dbają o ruch psów, socjalizację, możliwość poznawania terenu w lesie, parkach, jeziorach. Nie od wczoraj zastanawia mnie i niemiłosiernie denerwuję jak słyszę "No chcieliśmy wziąć huskiego, ale powiedzieli nam, że tylko do domu z ogrodem".
Co psu właściwie daje ten ogród? To, że może iść siusiu nie 3-4x dziennie, a 10? W dużej mierze taki ogród rozleniwia, po prostu, zaczyna się szukać wykrętów dla których nie poszliśmy dziś na spacer - pogoda nie taka, za ciepło, za zimno, za mokro, za zmęczeni po pracy, zła konfiguracja gwiazd. Chwała jak pies jest na tyle kulturalny, że nie "kupka na swoim" i trzeba go wyprowadzić bo inaczej foch, klocka nie będzie.
Co psu daje mieszkanie w mieście? W moim osobistym odczuciu psy w mieście mają po prostu za-je-bi-ście: psi kumple, parki, wycieczki, bieganie z ludźmi, bieganie przy rowerach/rolkach, ludzie do nichania, blisko weterynarz, kanapy, kafelki, jedzenie na trawnikach, kałuże, martwe ptaki do tarzania i inne turbo-super-wyduper rzeczy, których w tej chwili nie jestem w stanie wymienić, (bo temperatura wypala mi mózg).
Dlaczego tak bardzo staramy się pokazać ludziom w mieście, że są gorsi od tych z domem? W jaki sposób trzymanie owczarka niemieckiego w mieście go męczy? Bo jest ciut cieplej niż na wsi? No może jest, no może na wsi nie ma soli zimą, asfaltu... Ale żaden odpowiedzialny i świadomy właściciel nie naraża swojego psa na ekstremalne warunki.
Dość dla mnie ważną kwestią jest też ten magiczny dwudziestoczterogodzinny dostęp do weterynarza. Psa może to za specjalnie nie cieszy, ale zawsze trochę mnie przeraża jak słyszę "u nas weterynarz jeden, pies książeczki nie ma". Ludzie czekający X czasu bo weterynarz jest albo jeden albo mega daleko. Pies w mieście ma "pod łapą" wszystko - weterynarzy, chirurgów, psie salony, psich fryzjerów, petsitterów. Full serwis!
O ile trochę rozumiem podejście zwykłego śmiertelnika do spraw psio-miastowych, to podejście fundacji, które nie chcą wyadoptowywać większych psów do miast jest dla mnie abstrakcją. Pozbawianie psa, możliwości znalezienia kochającego domu, bo ktoś mieszka w mieszkaniu? Serio? Ludzie w fundacjach powinni być bardziej świadomi tego, że ludzie kochają psy i naprawdę czasami chcą im przychylić nieba, a nie mają szansy. Jasne, że fundacja to nie jedyna droga "nabycia" psa, jednak dość popularna. Zwłaszcza, jak ktoś chce psa z zacięciem sportowym, a w fundacji na ogół szczerze powiedzą czy dany pies taki jest czy nie. Zresztą skoro się chce psa aktywnego to logiczne, że nie będzie siedział 5 dni w tygodniu 12h sam. Nawet jeśli to potem zostanie mu zadośćuczynione. Sama mimo pracy praktycznie codziennie staram się być w parku, a rano chodzimy na spacery mniej więcej godzinę.
Da się, da się wszystko, a ogród jak dla mnie jest słaba wymówką, że nie można mieć psa bo się go nie ma.
I żeby nie było- sama obecnie mieszkam w domku z ogrodem ;)
Trwa ładowanie...