Artur Guma-Pierzchniak - radość spełnienia, satysfakcja z bycia pożytecznym
Artur Guma-Pierzchniak ADHD ekiper
Liczyłeś kiedyś ile czasu rocznie/miesięcznie spędzasz na ekiperce?
Czas spędzony przeze mnie na ekpierce zależy od pogody, mojej formy i innych zajęć, takich jak: rehabilitacja i praca poza obijaniem dróg. Przeciętnie bywam w skałach trzy razy w tygodniu. To po przeliczeniu na miesiąc daje wynik dwunastu wyjazdów w skały, czyli przez rok uzbiera się całkiem pokaźna liczba wypraw- w zaokrągleniu 150 wyjazdów w skały.
Ile wbitych ringów masz na koncie?
Przyznam, że przygotowując odpowiedź na pytanie ile dróg obiłem i mam na koncie oraz ile ringów wkleiłem, miałem spory kłopot z policzeniem wszystkiego. Z moich obliczeń wynika, że na samej Jurze Północnej ubezpieczyłem około 485 dróg, wklejając bagatela około 1720 ringów, zarówno na drogach swoich, jaki i już istniejących, przy wymianie asekuracji. Uzbierało się tego przez kilkanaście lat działalności i ciągle powstają nowe drogi, bo jeszcze chce mi się działać. Ekipersko od czterech lat zaangażowałem się mocno w obijanie piaskowcowego rejonu Szczytnika, na którym ubezpieczyłem wiele znakomitych dróg, na kilku przepięknych turniach: takich jak Widokowa dochodzącej do 40 m,Wielbłądzie czy Kruku. Patrząc na topa umieszczone na stronie internetowej Wspinka.org, bo dla tej Fundacji i za ich pośrednictwem zacząłem działać, ubezpieczyłem w „piachach” Szczytnika i Malwy około 55 dróg. Od trzech sezonów działam też systematycznie na tatrzańskim Zadnim Kościelcu. Poza wymienionymi rejonami ubezpieczyłem też nieco dróg w rejonach drytoolowych: Lutynia i w moim swojskim podczęstochowskim, tj. na Złotej Górze. O mało co bym zapomniał o Dolinie Bobru - tam na skale Gapy, z widokiem na Karkonosze, ubezpieczyłem osiem ładnych granitowych dróg. Ponadto nieco dalej na zachód,w rejonach Międzygórzu na urokliwej skale Zacna obiłem dwie ciekawe drogi. Czyli jakby to wszystko zsumować, to mogłoby uzbierać około dwóch tysięcy ringów z około 550 drogami.
Jesteś chyba ekspertem od szpeju do obijania, jaki sprzęt polecasz do obijania?
Wiertarka jest uderzana o skałę, musi więc być odporna na fizyczne uszkodzenia. Zdarza się,że spada w czasie pracy z dużej wysokości, tak samo jak i akumulatory, które również muszą by odporne na takie zdarzenia. W tym układzie preferuję tylko dwie firmy:Bosch i Hilti-naprawdę dobre marki,na których póki co się nie zawiodłem. Używam wiertarki Bosch GBH Profesional 18 volt. Pracuję już bezawaryjnie na tym sprzęcie od czterech lat. Podróżuje ze mną wszędzie tam gdzie jadę coś ekiperować. Mogę powiedzieć również coś na temat odporności akumulatorów. Poza tym, że mają już kilka lat,wciąż utrzymują taką samą moc na poziomie wiercenia z jednego akumulatora 8 dziur pod ringa. Są bardzo odporne na uderzenia. Pamiętam jak pewnego razu, w czasie szykowania nowej drogi pod projekt na Zadnim Kościelcu, wypadł mi zapasowy akumulator. Spadł trzydzieści metrów kominem, zatrzymując się na półce i co więcej nie odnosząc przy tym żadnych uszkodzeń. Z drobniejszych, ale równie ważnych rzeczy do ekiperki przydatne są też sky hooki i jedynki. Poza tym standardowy szpej osobisty, czyli jak niewygodniejsza uprząż też jest niezwykle ważna, zwłaszcza gdy wisimy w ścianie kilkanaście godzin i mrowieją nam z bólu mięśnie w wyniku ucisku i ograniczonego krążenia.
Dawno, dawno temu ktoś powiedział, że Polska jest wyeksploatowana wspinaczkowa, skomentujesz?
Mam na swoim koncie wiele eksploracji skalnych zakątków Polski, ale wiem, że jak dobrze poszperamy po lasach, polach to możemy nadal odkrywać coś zupełnie dziewiczego. Wciąż znajduję interesujące skały ukryte między krzakami, choćby w najbliższych mojemu sercu miejscach, tj. na Jurze Północnej w rejonie Doliny Wiercicy, nie wspominając o wolno stojących ostańcach. Mam trochę takich projektów, ale nie będę na razie zdradzał co i gdzie. My ekiperzy też mamy swoje sekrety, mając na uwadze, że kiedy niepowołana osoba dowiaduje o odkryciu skały i planach jej ekiperowania może w mediach i nie tylko uchylić rąbka informacji o skale. Zdarzyło się nie raz, że kiedy pojawiasz się kolejnym razem u stóp takiej skały odkrywasz z niedowierzaniem rządek nowych ringów nienależących do ciebie. Więc lepiej być powściągliwym w tym temacie. Również na Jurze Południowej, w części położonej bliżej Krakowa, można odkryć jeszcze niejedną fajną do wspinania skałę. Inne rejony wspinaczkowe zachodniej Polski posiadają niewyczerpany, moim zdaniem, potencjał połaci skał na nowe drogi, np. Ziemia Kłodzka czy Pogórze Karkonoskie łącznie z Rudawa. Jeśli tylko dobrze się rozejrzymy i mamy do tego twórczą żyłkę zauważymy jak duże są możliwości eksploracyjnyjne w Polsce
Nie możemy uniknąć pytania o Twój wypadek i jego konsekwencje.
Ten nieprzyjemny, całkiem niepotrzebny wypadek kasujący w dożywotni sposób moje dotychczasowe wspinanie, a zarazem z tym związane prace alpinistyczne wydarzył się zimą 2007 r. na Wschodniej Ścianie Świnicy. Wypadek był nagły, reakcja na niego jeszcze bardziej odruchowa- szybkie łapanie kolegi na mnie spadającego z wyrwanym hakiem ze stanowiska wyciągu pierwszego drogi Darowskiego M5+. Ogromna siła uderzenia wyłapanego przeze mnie partnera wspinaczkowego solidnie uszkodziła mi prawy bark, wyrywając nerwy ze splotu barkowego, doprowadzając w ten sposób do nieuleczalnego, trwałego niedowładu prawej ręki od łokcia po dłoń. Od tego czasu jakikolwiek ruch moich palców jest po dziś dzień niemożliwy. Zabiegi operacje, szereg rehabilitacji na tyle usprawniło ciało, że powróciła ruchliwość barku. Wróciła też dobra kondycja, w tym również psychiczna wtedy najbardziej potrzebna. Wszystko co ważne siedzi i jest w głowie - psycha nad wszystko nami rządzi. Wiele pracy mnie kosztowało by się podnieś po opisanym wypadku, by nie rozlecieć się do końca i w łeb sobie nie palnąć… Podstawą było znalezienie motywacji do życia, wyznaczenie sobie celów, nawet tych drobnych oraz obranie wartościowej według mnie drogi życia. I tak pomału udało mi się osiągnąć radość spełnienia, satysfakcję z bycia pożytecznym w robieniu czegoś ważnego dla środowiska wspinaczkowego. Odnajdując właśnie sens życia w ekiperowaniu dróg.
Jak wyglądały początki ekiperskie?
Za ekiperowanie zabrałem się na poważnie po moim wypadku na wschodniej ścianie Świnicy zimą 2007 r. Ekiperka okazała się wtedy dla mnie złotym środkiem, sposobem na załamane życie. Od tego czasu zakładam pieczołowicie w ukochanych skałach i górach kolczyki stałej asekuracji z nieustanną myślą by nikt już nie musiał cierpieć, tak jak ja od czasu wypadku w górach kilkanaście lat temu. O wypadku opowiem później, teraz chciałbym opisać początki mojej ekiperki. Z ekiperowaniem miałem już styczność w początkach mojej wspinaczki - obijałem wówczas swoje drogi w skałach pod częstochowskich. Początki ekiperskie wyglądały zupełnie inaczej niż w dzisiejszych czasach. Żeby to zrozumieć musimy cofnąć do lat 90-tych ubiegłego wieku. Kiedyś było trudno o cokolwiek ze szpeju, tym bardziej o stałe punkty asekuracyjne do obijania skał, nie wspominając już o wiertarce akumulatorowej, która była szczytem marzeń. W latach 90-tych ubiegłego wieku obijano dużo spitami speleo oraz ringami samoróbkami z pręta zbrojeniowego. Do spitów stosowaliśmy plakietki tworzone z ładnie wyprofilowanych w imadle warsztatowym kątowników, które i tak często nam kradziono. Zrobienie ringów wymagało większego nakładu pracy z odpowiednim zapleczem piecowo-warsztatowym. Grzaliśmy w piecu kaflowym do czerwoności pręt, po czym szybko z nim biegliśmy do piwnicy, w której to w imadle przy pomocy rurki i młota wyginaliśmy oczko ringu. Później jak ostygł malowało się go najczęściej sreberkiem nieco odpornym na korozję. Jak potem się okazało spity samoróbki nie nadawały się do wspinaczki – nie miały atestów na rwanie w czasie odpadnięć z liną, mogły być wyłącznie stosowane do zjazdów. Jakoś wtedy nikt tym nie przejmował i obijano nimi skały. Ringi natomiast osadzaliśmy ręcznie przy użyciu stalowej hartowanej rurki z naostrzoną koronką,przy pomocy której uderzając pokaźnym młotkiem po dłuższym czasie wykuwało się o 10- centymetrową dziurę pod ringi z prętów zbrojeniowych. Zależnie od twardości skały i ostrości tak zwanej ringownicy jeden otwór kuło się nawet 1,5 godz. Po tak ciężkiej pracy nie było już siły i ochoty na wspinanie w danym dniu. Rekordowo wykuwało się 2-3 dziury dziennie. Nie to co teraz- wiertarką w ciągu zaledwie 2 godzin można szybko i bez bólu przewiercić długą 10-wpinkową drogę. Pierwsze wiercenia wiertarką w skałach Jury z powodzeniem zacząłem stosować za pomocą agregatu prądotwórczego z początkiem lat 2000.Przy pomocy takiego 20-kilogramowego agregatu, który wiozło się komunikacją MPK powstał obity Boniek i wiele skał w Dolinie Wiercicy,jak np.Proxima Centauri,Diabelskie Mosty, Czarny Kot i Część Białego Psa, a także po części Zastudnia,Sroga,Towarne Góry i kilkanaście innych ważnych skał Północnej Jury. Pierwszy raz akumulatorową wiertarkę Hilti z topornymi żelowymi akumulatorami 5kg! pożyczyłem od Buldera-Pawła Haciskiego na obijanie skały Kuropatwy w Kusiętach. Potem Paweł zostawił mi ją na stanie jako wiertarkę Jury i tak w ten to sposób zaczęło się bezpieczne i w miarę postępu technicznego coraz bardziej z lekkim sprzętem wiertniczym eksplorowanie i obijanie skał nie tylko Jury. Obecnie działam z lekką 2,5 kg Boszką 18-voltową ufundowaną przez grupę przyjaciół i wspinaczy Wieżos pl Kalisz, która przez okres ponad 3 lat zjechała ze mną kawał skał i gór,wywiercając pareset dziur,w których z niesłabnącą motywacją osadzam ringi,tworząc wiele nowych i ciekawych dróg wspinaczkowych.
Jakie są Twoje ulubione rejony?
Na północnej Jurze moje ulubione rejony z powodu ciszy i spokoju to zdecydowanie Dolina Wiercicy, z poukrywanymi po lasach skałami. Bardzo lubię dzikie miejsca, które jeszcze można odnaleźć w Suliszowicach i Siedlcu.
Jak konkretnie wygląda Twoja rehabilitacja?
Rehabilitacje rozpocząłem w czasie pobyty w Wrocławskiej Klinice Ręki, w której miałem operacje przeszczepu nerwów. Nerwy pobrano mi z lewej nogi, by je przeszczepić w splot barkowy. Nogę odczuwam po tym zabiegu troszkę mniej sprawniejszą siłowo od prawej. Odczuwam ten dysk komfort na przykład jak pedałuje małpami po linie w czasie ekiperowania jakieś drogi na skale. Po operacji przeszedłem miałem długi trzyletni ciąg rehabilitacji po różnych klinikach, szpitalach itp. Sporo też prywatnie co było bardzo dla mnie kosztowne. Wtedy jeszcze nie byłem pod skrzydłami Fundacji Kukuczki, która super mnie wspiera. W moim długim okresie rehabilitacji w ośrodkach szpitalnych miałem dużo zabiegów, jeden za drugim bo taka była potrzeba. Po jakimś czasie już zaczęli mnie przeganiać z tych ośrodków i nie chcieli przyjmować ponieważ już na siłę tam wchodziłem oczekując kolejnych zabiegów, za co już fundusz nie chciał płacić. Tłumaczyli tym że dla nich liczy pacjent któremu rehabilitacja szybko przynosi pożądane dobre skutki. A nie jak w moim przypadku kiedy to się wlecze do usranej śmierci. W tamtym okresie lekarze też mi ściemniali panie Arturze 3-5 lat i będzie cacy. W co oczywiście wierzyłem i z mega powerem napierałem na każdej rehabilitacji. Dlatego potrzebowałem ich dużo systematycznie. Obecnie moja rehabilitacja oparta jest na podtrzymywaniu dobrej kondycji fizycznej. Polegająca na ćwiczeniach terapii manualnej i masażach. Z których korzystam jak są pieniążki. A tak naprawdę najlepszą rehabilitacją jest po prostu wspinanie. Do którego powróciłem by chociaż po tych piątkach powspinać,a czasem i szóstkach z plusem na wędkę. Musze pochwalić że i tradowo rysami na Jurze po IV+ daje rady. Wszystko to technika wypracowana przez lata, która nie ginie.
Jak wyglądają dalsze tatrzańskie plany ekipy Wieżos?
Przez ostatnie trzy sezony w Tatrach wspólnie z doborową ekipą z Kalisza - grupą Wieżos - tworzyliśmy na ładnej, piramidalnej ścianie Zadniego Kościelca nowe drogi. Powstało ich cztery: Odvet VII, Problemy przy Kasie VIII, Zakaz Stękania VI+ i GAMA. Ostatnia jako jeszcze nieotwarty projekt, ale liczymy że ta ładna, trzy wyciągowa droga będzie miała mocną cyfrę rzędu IX. W tym roku niewątpliwie Wieżowianie ją otworzą, a ja będę ich już w ścianie wspierać mentalnie, upamiętniając fotograficznie ich dokonania. Mam w Tatrach na Zadnim Kościelcu jeszcze koleiny nowy projekt, który zacząłem już obijać jesienią ubiegłego roku. Jest to ładna 120-metrowa, lita płyta ciągnąca się zaraz na prawo od Komina Strumiłły. W jednym zdaniu można ją określić jako przyjemne płytowe wspinanie o szóstkowych trudnościach, z romantyczną nazwą - Miodowy Weekend. Uwagę moją zwróciły też wyżej położne ścianki w kierunku Mylnej Przełęczy o fantastycznych formacjach, niewysokie do trzech wyciągów. Poza tym od dłuższego czasu mam wypatrzoną, w moim łakomstwie eksploracyjnym, ładną ścianę Koziej Czuby w Pustej Dolince. Chciałbym w tym sezonie wybrać się tam z ekipą i zrobić w jej pomarańczowych okapowych płytach ładną sportową drogę. Jesienią 2018 r. byłem pod ścianą na rozeznaniu możliwości i zapewniam, że potencjalnych dróg jest wiele. Pamiętam też 2018 r. z dawnych moich wspinaczek w Dolince Buczynowej super formacje, jeszcze dziewicze i godne pozyskania do sportowej wspinaczki. Jestem przekonany, że będę dalej poszukiwał ciekawych tatrzańskich projektów. Eksploracyjnie Tatry mają bowiem dużo nam do „powiedzenia” i zaoferowania.
Współpracujesz z różnymi środowiskami, jak to wygląda?
Jestem członkiem Klubu Wysokogórskiego Opole, który bez dwóch zdań jest prężne działającym klubem. Dużo wspólnie współpracujemy obijając nowe drogi na Ziemi Kłodzkiej oraz przy corocznej organizacji zawodów drytoolingowych w Lutyni. Kiedy tylko można spotykamy się też na Jurze, by w niej coś podziałać ekipersko. Wiele działam też w piaskowcach Szczytnika, w których z dużą pomocą tamtejszego środowiska działam przy tworzeniu nowych dróg. Chętnie zawsze uczestniczę we wspólnych działaniach z Naszymi Skałami np. późną jesienią przygotowaliśmy duży, wspaniały rejon Zubowych Skał w Rezerwacie Pazurek. Po wielu staraniach ze strony Naszych Skał rejon został w końcu przez Park udostępniony do wspinania. Ostatnio dużo pracujemy przygotowując do wspinania rozległą skałę Rozwalistą w Dolinie Kobylańskiej. Dużo wspólnie, tak po przyjacielsku działam również ze środowiskiem wspinaczy z Kalisza. Z nimi właśnie obijam nowe sportowe drogi w Tatrach na ścianie Zadniego Kościelca. W środowisku wspinaczkowym mam kontakt z wieloma wspinaczami z różnych klubów, z którymi utrzymuję dobry kontakt i spotykamy na różnych skałkowych (wspinaczkowych i ekiperskich) wyjazdach.
Dlaczego Karpathos?
Temat Karpathos pojawił u mnie przypadkiem. Będąc na Szczytniku spotkałem Marka Freusa. W czasie rozmowy o wspinaniu przekazał mi informację, że pewien gość z Lubinia organizuje wyjazd ekiperski do Grecji, na wyspę Karpathos i szuka ludzi do obijania dróg. Podał mi telefon i w ten sposób skontaktowałem z Piotrem Barabasiem. Porozmawialiśmy, na pewno prześwietlił mnie w środowisku co to za jeden i oddzwonił, że jest zainteresowany tym bym jechał. Nie pozostało mi nic innego niż spakować się i pojechać na moją pierwszą wyprawę eksploracyjną na Karpathos. Wyspa od razu mnie zauroczyła swoją cudną pięknością i ilością nietkniętej skały. Działałem z ekipą w rozległym i największym na wyspie kanionie -Iwona. Potem przeniosłem się do olbrzymiej groty Popa, w której działając solo wytyczyłem kilka mocnych dróg. Po tej wyprawie zaczęły się kolejne loty na wyspę. Pojawiając się tam systematycznie co pół roku dorzucamy za każdym pobytem nowe drogi i otwieramy nowe sektory. Na Karpathos mamy już stałą bazę w domu Piotra. Gościmy również w zaprzyjaźnionych tawernach położonych w pobliżu rejonów wspinaczkowych, w którym działamy. Przez kilka naszych pobytów ekiperskich na wyspie powstała już całkiem spora liczba dróg. Zostały one opisane w przewodniku Artura Kraszewskiego. Topo zawiera około 250 dróg powstałych w 24 sektorach eksplorowanych też przez inne ekipy. Poza nami dużo ekipersko na wyspie działają Francuzi. W topo spisane są też stare drogi. Obecnie na wyspie po ostatniej jesiennej wyprawie będzie około 300 dróg, w tym przybyły nowe rejony, które dalej wiosną będą eksplorowane. Karpathos to niezmierzona kilometrami przestrzeń udekorowana wszędzie skałami różnej maści. Każdy rejon różni się od drugiego, nie ma tam nic takiego samego. Skała występująca na Karpatos to głównie pomarańczowy wapień. Chociaż są też zlepieńce, piaskowce i skała wulkaniczna. Na wyspie kuszą swoją atrakcyjnością nadmorskie klify Proni, na których bardzo dużo działałem w czerwcu ubiegłego roku, tworząc wiele przepiekanych dróg o całkiem lajtowej cyfrze. Szereg dróg pomiędzy 6a - 6b zaprasza do kołysania się wprost nad falami rozpryskującymi się o skały bajkowej zatoczki. Tuż niedaleko położony jest drugi klif Chickens Bay z łatwymi drogami dla rodziców z dzieciakami. W środku klifu znajdziemy dziką ukrytą klimatyczną, sprzyjającą kąpieli zatoczkę. Największym sektorem wspinaczkowym na Karpathos jest Wąwóz Adia, łatwodostępny, oddalony tylko 10 minut od drogi. W nim na pomarańczowych płytach i przewieszeniach potworzyliśmy w kilku sektorach dużo dróg, w tym wyciągowe. Skały wąwozu dochodzą do 150 metrów wysokości, a najwyższa ściana na Wyspie Big Wall sięga ponad 200 metrów i jest jeszcze całkowicie dziewicza. Jej filar prezentuje się bardzo ładnie i przyciąga mnie jak magnes by w końcu ją obić. Możliwe, że przy okazji kolejnej wiosennej wyprawy uda mi tam zawitać z wiertarką. Choć wiem, że ostatnio chłopacy pootwierali nowe rejony w Finiki, więc i tam będę niedługo działał. W każdym bądź razie skały jest tam bez liku. Przydałaby się cześć tamtych skał u nas na Jurze…
Jak wygląda Twoja współpraca z autorami przewodników?
Obijam nowe drogi dlatego często zaraz po ich powstaniu mam kontakt z autorami przewodników. Najczęściej spotykamy się w terenie, gdzie pokazuję im co nowego zmajstrowałem, a oni na bieżąco rysują topo. Takie spotkania miewam z Pawłem Haciskim, Grześkiem Rettingerem i Darkiem Kapturem. Z Grzesiem też obijam nowe drogi. Ostatnio latem ubiegłego roku działaliśmy wspólnie na znakomitych, dużych skałach Pustelnika w dolinie Wiercicy, dołączył do nas również Łukasz Kołodziej. Z Darkiem pracuję podczas akcji ekiperskich na Ziemi Kłodzkiej, organizowanych przez KW Opole. Sporo topo nowo powstałych obitych dróg publikuję na portalu górskim wspinanie.pl. Zawsze podsyłam im opisy wraz z fotografiami ukończonych rejonów wspinaczkowych.
Wydaje mi się że oprócz wspinania ważne są dla Ciebie inspiracje muzyczne i filmowe?
Poza wspinaniem lubię dobrą, niekomercyjną muzykę i kino. Wychowałem na zaszczepionej przez kolegów muzyce zespołów wykonawców starszej daty. Wiele kapel z tamtych czasów już nie istnieje. Były to lata okres przede wszystkim rytmów twardego metalu i punka. Lubię każdą ciekawą odmianę muzyki, jedynie czego nie cierpią moje uszy to techno i disco, które rozbraja, jak majteczki w kropeczki grane w remizie na weselnym przetargu. Po filmy też lubię sięgać bardziej te z poza Hollywood. Bardzo gustowne jest kino skandynawskie. Jestem za nie tuzinkowymi graniem bez komercji na płycie i ekranie, dla oczów i uszów co dobrze robi na duszy. Często lubię eksperymentować w poszukiwaniu czegoś ekstra nowego.
Nazwy twoich dróg nawiązują do tych fascynacji, skąd się biorą?
Generalnie nazwy dróg przychodzą same z wyobraźni i różnych skojarzeń, bądź też nawiązują do charakteru skały, na której obijam drogi. Nieraz zapisuje sobie fajne słówka pojawiające się nagle w głowie by ich nie zapomnieć. Bywają w tym wszystkim nazwy śmieszne jak i te całkiem poważne. Często bywa, że drogi nazywam kompleksowo od narzucającej formacji lub sytuacji życiowych lub tych, które związane są z obijaniem dróg lub ich pierwszym prowadzeniem. Zdarzają się też perełki, takie dziewicze nienazwane skały, którym też trzeba nadać nazwę i bywa że osoby z którymi jestem akurat w skale proponują ciekawą nazwę drogi. Czasami nowe obite drogi ofiarowuję przyjaciołom i oni nadają im nazwy. Podsumowując nazwy moich dróg to nazwy zasłyszane z mediów, zaczerpnięte z książek lub filmów, załapane z podwórkowego życia, a pasujące według mnie do okoliczności, w których akurat się znajduję. Moja głowa ma spory zasób pokręconych nazw, odpowiadających aktualnym zdarzeniom czy myślom.
O co chodzi z Twoim pomysłem Gumowe Topa?
Projekt z opracowaniem przewodnika Gumowe Topa pojawił już kilka lat temu. Pomysł jego napisania wyszedł od moich znajomych, którzy poprosili mnie żebym zebrał materiały na temat obitych przeze mnie dróg i przygotował do wydania. Jak się domyślam głównie chodziło im o podanie pochodzenia nazewnictwa dróg. Do etymologii nazewnictwa dodaję historie opisywanych rejonów i w ten sposób, jak już wielu przyjaciół mi to powiedziało - takie topo robi bardzo ciekawe. Zatem tej zimy zabrałem się za mój odwieczny projekt, przy którym pracy zejdzie mi zapewne do wiosny albo i dłużej. Pomału systematycznie składając materiał- topo plus zdjęcia opisuję rejon po rejonie, począwszy od skały Jury Północnej. W nim właśnie zamieszczę bardzo interesujące, pełne humoru pochodzenie nazw skał i dróg z przypomnieniem ciekawych historii zwiazanych z daną skałą. Po przeczytaniu przez moich znajomych kilku już gotowych topowych opisów otrzymałem od nich pozytywną informację zwrotną. Do napisania tego typu opracowań zachęcają mnie również autorzy topowych przewodników w naszym kraju, tj. Michał Kajca i Grzegorz Rettinger. Chłopaki podbudowują mnie bym śmielej podszedł do tego pomysłu i z pełnym pozytywnym przekonaniem, zapewniając, że wydawca w międzyczasie się znajdzie. Przez wiele lat w moim dorobku ekiperskim uzbierało sporo dróg w różnych rejonach Polski. Dlatego właśnie chciałbym moją prace podzielić na części, myśląc o wydaniu dwóch tomików, z których pierwszy dotyczyłby Jury, zaś drugi przedstawiałby zachodnią część wspinaczkową kraju. Opisałbym w nim drogi powstałe na Ziemi Kłodzkiej, w tym piaskowce Szczytnika i Malwy. Dodatkowo w drugiej części chciałbym usadowić Tatry i ładną skalę z doliny Bobru. Mam nadzieje, że uda się pozyskać wydawcę. Przy okazji tego wywiadu zwracam się do osób z wydawnictw zainteresowanych wydaniem mojego przewodnika Gumowe Topa z prośbą o pomoc w realizacji mojego marzenia. Proszę o kontakt bezpośredni ze mną na maila artur-guma@wp.pl lub z redakcją Gór. Z góry dziękuję również za wszelkie wskazówki i wsparcie w tym ważnym dla mnie temacie. Zainteresowanym mogę przesłać gotowe wycinki tekstu.
Serdecznie z całego mojego serca, przepełnionego górską pasją, dziękuje za ten dla mnie niezwykły lecz szczery wywiad.
Trwa ładowanie...