Słuchałem niedawno wywiadu z niezależnymi twórcami jakiejś gry. Podczas tego wywiadu jeden z nich powiedział dość banalną rzecz: że zrobił taką grę, w jaką chciałby zagrać.
Niby oczywiste. Ale w praktyce ta oczywistość staje się trudna do zastosowania. Bo nawet nie chodzi o to, że z czasem zapominasz dlaczego robisz to, co robisz. Najgorsze jest to, że z czasem to zdanie się zmienia w inne: robię grę, w którą inni chcieliby zagrać.
Zapytaj dobrego kucharza dlaczego gotuje. Jak myślisz, co powie? "Gotuję, bo lubię gotować".
Nie sądzę. A jeżeli tak powie, to znaczy, że tak jak ja pomylił trochę drogę.
Bo dobry kucharz gotuje nie dlatego, że lubi gotować. Kucharz gotuje dlatego, że lubi jeść!
Tak jest ze wszystkim. Dobry muzyk to nie ktoś kto lubi grać - to ktoś ktoś kto lubi słuchać muzyki. Dobry malarz to nie ktoś kto lubi malować - to ktoś kto lubi podziwiać piękno. A dobry twórca gier to nie ktoś kto lubi robić gry - to ktoś kto uwielbia grać!
Kiedy sobie to uświadomiłem i zacząłem analizować co robiłem, jak, i dlaczego wybierałem te rzeczy a nie inne, zauważyłem natychmiast jak ważne okazywało się to rozróżnienie. I przypomniałem sobie przy okazji dlaczego zacząłem nagrywać Odwyk! Dlaczego dałem mu taką formę a nie inną.
Wcale nie dlatego, że chciałem nagrywać. To było dlatego, że chciałem słuchać!
Pamiętam już teraz. I dziwię się jak mogłem o tym zapomnieć! Zaczęła się przecież cała sprawa od tego, że szukałem czegoś do słuchania. Podcastu, kazań, czegokolwiek, co było na temat Biblii, Boga i życia, ale mówione zwykłym, zrozumiałym, ludzkim językiem. O tematach życiowych, a nie teoretyzowaniu. Bez sztywności i nadętej powagi. Ale nade wszystko bez tego głupkowatego, świętoszkowatego uśmiechu, jakim święcą często ci co mówią kazania w internecie. Nie mogę znieść tego ich "kochani to", "kochani tamto". Mam wrażenie, że naćpali się LSD, albo że ich ktoś wypuścił z psychiatryka.
Zrobiłem Odwyk dlatego, bo nie było nic takiego. A to było coś, czego ja sam chciałbym słuchać.
I kiedy sobie przypomnę wszystko to, co mi wychodziło najlepiej, to widzę, że reguła się sprawdza: jeżeli dawałem coś, co chciałbym sam dostać, efekty były o wiele lepsze niż kiedy dawałem coś, co sam chciałbym dać.
Ostatnio dużo więcej mi nie wychodzi i zorientowałem się z czego to może wynikać.
Zamiast myśleć co chciałbym sam słuchać, oglądać, czytać, myślę co chciałbym nagrywać, pokazywać i pisać. Skupiam się na tym, co chciałbym, żeby inni słuchali, oglądali i czytali. A nie co ja sam bym chciał.
W zasadzie to dobrze o mnie świadczy - bo bierze się to stąd, że myślę o innych zamiast o sobie. Sęk w tym, że daje to o wiele gorsze efekty niż wtedy, kiedy myślałem najzwyczajniej w świecie o tym, co mnie samemu się podoba.
A przecież na gitarze zacząłem grać dlatego, że lubiłem słuchać piosenek gitarowych. Dlatego też zacząłem śpiewać i pisać piosenki. I pisałem takie, jakich sam chciałbym słuchać.
I dobrze robiłem.
I nie trzeba było tego zmieniać. Albo raczej: nie powinienem był dopuścić do tego, żeby się to zmieniło. Bo myślę, że zmiana jednego podejścia w drugie to naturalny proces dla kogoś, kto długo zajmuje się tworzeniem.
Postanawiam więc niniejszym wrócić do źródeł.
Będę więc słuchać, czytać, grać w gry. Przypominać sobie co ja lubię, nie to co chciałbym, że inni lubili. Czuję opór przed tym, bo wydaje mi się, że to jakieś egoistyczne. Egoistyczne czy nie, przynosi lepsze efekty. Co do tego nie mam wątpliwości. Efekty, które są lepsze dla innych.
Bo kucharz, który kocha jeść po prostu gotuje lepiej niż ten, który kocha gotować. Bo pierwszy robi po to, żeby cieszyć się efektem, a drugi po to, żeby cieszyć się robieniem. A radość z efektu będzie i dla kucharza o dla wielu innych, podczas kiedy radość z pracy jest tylko dla samego kucharza.
Kiedy więc przestawiłem sobie to w głowie natychmiast zobaczyłem, że muszę pozmieniać parę planów. Wystarczyło sobie zadać pytanie: czy chciałbym czytać taki tekst? Czy chciałbym oglądać taki film? Czy chciałbym grać w taką grę?
I kiedy zorientowałem się, że nie zawsze odpowiedź jest "o tak, bardzo!" to byłem pewny, że mam złe podejście. I wynik też będzie dobry.
O jednej rzeczy mogę powiedzieć na pewno: bardzo chciałbym zagrać w taką grę, którą przygotowuję.
Niestety niekoniecznie mogę to powiedzieć o reszcie planów. Ale to nie szkodzi - bo teraz wiem jak wytyczać kierunki i wiele rzeczy stało się jasne i czytelne.
Dlatego też rozpisałem się tutaj, bo mam wrażenie, że odkryłem coś ważnego i tobie też może się to przydać.
Te trudne decyzje co robić w życiu - nikt ich nie uniknie. Jeżeli więc się nie zastanawiałeś jeszcze nad tym od tej strony, zadaj sobie pytanie inne niż "co mogę dać innym". Zadaj sobie pytanie: "co lubię dostawać". To o wiele łatwiejsze pytanie.
I kiedy znajdziesz odpowiedź, to kolejnym krokiem - naturalnym i bardzo już prostym - jest zacząć dawać innym to, co sam lubisz dostawać. Zobaczysz, że efekt będzie znacznie lepszy a motywacja silniejsza.
Trwa ładowanie...