Coś pęka!
(TW: #metoo #teatr #molestowanie #wyznanie #comingout).
Dokładnie 2 lata temu pracowałam nad spektaklem "Casting!" w reżyserii Katarzyny Szyngiery z tekstem Weroniki Murek i scenografią Agaty Baumgart, który powstał wg. mojego projektu w ramach Nurtu Off 40. Przegląd Piosenki Aktorskiej. Złożyłam ten projekt wiedząc, że chcę powiedzieć o #metoo, które się wówczas nie wydarzyło w polskim teatrze. W polskim świecie teatralnym wszyscy niby wiedzą, ale nikt nie mówi. Rozmawia się między sobą - z tym pracy unikaj, tamten to dziaders, ten ma sprośne żarty, tamten to oblech-molestator, a temu lepiej nie pokazuj się w makijażu, bo nie da ci spokoju.
Praca nad spektaklem była ciężka a research obarczony dużym ciężarem traumatycznych doświadczeń. Jesienią 2018 roku odbyłam masę rozmów, głównie z kobietami: aktorkami, scenografkami, reżyserkami, kompozytorkami, asystentkami reżyserów, aktorkami etatowymi i freelancerkami w różnym wieku i z różnych zakątków Polski, studentkami aktorstwa i aktorkami o długim doświadczeniu w zawodzie, młodymi adeptkami sztuki aktorskiej robiącymi epizody w serialach i pracowniczkami teatrów instytucjonalnych. W styczniu 2019 roku opowiadałam w wywiadzie dla teatralny.pl, że "Wysłałam sto pięćdziesiąt zapytań do różnych osób, ze dwie z tego grona odpisały: nigdy nic takiego mnie nie spotkało. (...) Są to historie o reżyserach, którzy proponują rozbieraną próbę w nocy pod pretekstem szukania postaci. Albo mówią wprost, co zdarza się szczególnie w teatrach prowincjonalnych, ale też w rozmaitych grupach teatralnych, do których trafiają dziewczyny jeszcze nieletnie: załatwię ci karierę, będziesz grała tu i tam, ale najpierw będziemy pić alkohol i uprawiać seks. W przypadku osób szerzej rozpoznawalnych wszystko odbywa się w białych rękawiczkach. Niemoralna propozycja nie pada wprost, toczą się rozmowy, padają obietnice, a potem propozycja pójścia razem na lampkę wina i odwiezienia do domu. I kiedy odmawiasz, okazuje się, że rolę zagra ktoś inny."
(Cały wywiad dostępny jest tutaj: http://teatralny.pl/.../ja-artystka-ja-obywatelka,2588.html).
Spektakl Extras - Casting miał swoją premierę w Międzynarodowy Dzień Teatru (27 marca) 2019 roku i został zgodnie z regułą konkursu festiwalowego zagrany dwukrotnie. Niestety tak się robi w offie, że spektakle nie są eksploatowane, bo nie ma na to budżetów. Niestety (i to jeszcze smutniejsze) jest wciąż i jeszcze długo będzie dobitnie aktualny. W spektaklu obok mnie zagrały jeszcze dwie Aktorki (Agata Obłąkowska i Kama Salach). Weronika Murek napisała tekst na podstawie naszych rozmów/wywiadów i własnych doświadczeń i doświadczeń naszych koleżanek. Powstały trzy wręcz archetypowe postaci:
Aktorzyca (etatowa aktorka o wieloletnim doświadczeniu, która całe życie molestowana teraz jest po drugiej stronie, czuje władzę i jest strażniczką systemu).
Dyrektor (co tu dużo mówić - typowy dziaders, który nie kryje się ze swoim dziaderstwem)
Lewicowy Reżyser - i w tę rolę wcieliłam się ja. Co tu robi lewicowy reżyser spytacie? Ah, no właśnie.. on robi wszystko z pozycji intelektualnego manipulatora, przekracza Twoje granice pod pretekstem szukania roli, robi wszystko w białych rękawiczkach.
W trakcie naszej pracy nad spektaklem w sieci ukazuje się to i wywołuje lekką burzę (btw. ukazało się 8 marca, wszystkiego dobrego): https://www.youtube.com/watch?v=hzGLDC-j1Iw.
Pomyślałyśmy, że nie ma innej drogi: kupujemy białe bluzy i nawiązujemy do tego filmu w naszym spektaklu. Po tym filmie już zaczynają się pisma i komentarze Pawła Passiniego. Powietrze zrobiło się gęste, ale do prawdziwego #metoo wciąż nie dochodzi. Aktorki boją się mówić a ja śpiewam w spektaklu "no chyba jednak ja". W marcu 2018 dochodzi jeszcze afera podczas słynnego konkursu recytatorskiego w Teatr Lalek Banialuka i jawnego seksizmu wobec nieletniej dziewczyny przez aktora tamtejszego teatru będącego jurorem konkursu.
Nasza premiera poszła gładko. Nie padają ze sceny żadne nazwiska (poza odczytaniem listu dyrektora Banialuki), nie możemy ujawniać niczego bez zgody osób, które doświadczyły nadużycia, molestowania i mobbingu. Nawiązujemy do wielu afer, również do afery byłego dyrektora Wrocławski Teatr Współczesny (Lesienia), który miał proces wytoczony przez kilka aktorek, który miał na rozmowach w swoim gabinecie jak mantrę powtarzać "nie ważne jaką jesteś aktorką, ważne jak ciągniesz".
Po premierze chcę działać dalej i prowadzę rozmowy z kobietami, które boją się mówić głośno. Piszę im, że znajdziemy pomoc prawną, że zorganizujemy to dobrze, że nie zostaniecie z tym same (#NigdyNieBędzieszSzłaSama). Mijają miesiące a sprawa cichnie. W drugiej połowie 2018 roku Weronika Szczawińska, Karolina Szczypek i inne twórczynie organizują konferencję o molestowaniu w szkołach teatralnych.
2019: 9 kobiet oskarża dyrektora Teatr Bagatela o molestowanie i mobbing. Nareszcie - myślę. Coś pęka, ale fala wciąż nie uderzyła w całe środowisko.
Lockdown 2020 i odważne aktorki mówią o praktykach molestowania w Ośrodek Praktyk Teatralnych "Gardzienice".
Znów mija pół roku.
Kilka dni temu:
"Magdalena: – Na pierwszej próbie indywidualnej kazał mi robić, „co poczuję”. Potem miał chrapkę na kolejną, ale odmówiłam. Zapytał, czy daję mu kosza. Miałam duży monolog, ale reżyser potem już nie poświęcał mi uwagi.
Paulina: – Kazał mi się wić. Stanął przede mną i grał na gitarze, drzwi były zamknięte na klucz. Wydawało mi się to dziwne. Od następnych indywidualnych spotkań się migałam. Potem uwziął się na mnie. Próbował mną manipulować, wywołać poczucie winy, mówiąc grupie, że spotykamy się tylko dla mnie, a ja nic nie rozumiem. Używał przy tym wulgaryzmów.
Kacper: – Chłopaków nie zapraszał na nocne indywidualne próby. Mój Tezeusz miał być postacią zdominowaną, niemęską. Reżyser mówił, że Tezeuszowi „nie staje fiut”. Kreował mnie na zwyrola z pejczem. Komplementował moją pracę.
Sebastian: – Wydawał mi się śliski, więc nie wchodziłem z nim w kontakt. Pozwalał mi trzymać się z tyłu. Ciągle czepiał się Gosi, że nie angażuje się, milczy. Ja też milczałem, ale mnie nie zwracał uwagi."
Tutaj konkretnie mowa o Pawle Passinim (cały reportaż Igi Dzieciuchowicz:https://wyborcza.pl/.../7,127290,26753312,nocne-proby-z...).
APELUJĘ DO WAS I DO SAMEJ SIEBIE! AKTORKI I PRACOWNICZKI TEATRÓW, REŻYSERKI I TWÓRCZYNIE! Jest Was wiele. Rozmawiałyśmy wielokrotnie. Opowiadałyście te historie siedząc zapłakane w garderobie. Pisałyście o tym koleżankom ze szkół. Nie zostaniecie z tym same. Coś się zmieniło i zmieniło się społeczeństwo. Dziś zupełnie inaczej mówi się o takich doświadczeniach. To jest trudne. To jest bardzo trudne. Czuję jak bardzo boicie się stracić etat czy angaż. Jak potwornie ciężko jest o pracę a każde wyznanie tego typu może rozsądzić o dalszej drodze zawodowej, ale nie należy siedzieć cicho. Skończmy z zamiataniem pod dywan jawnych przekroczeń dziadersów (gdzie dziaders to stan umysłu, nie wiek ani nie płeć). Jeśli nie chcemy żyć w takiej rzeczywistości, to musimy zacząć ją zmieniać, być może już nie dla nas a dla innych kobiet, dla młodszych pokoleń, które dopiero zaczną wchodzić w świat artystyczny. Znam Wasze historie. A Wy znacie pewnie całą masę historii innych kobiet. Wiem, że się boicie. Wiem, że bariera wstydu również może Nas/Was powstrzymywać. Niech ten wpis doda Wam odwagi, oznaczam w nim instytucje, w których prawdopodobnie nigdy nie dostanę pracy za to, że w ogóle to piszę, ale jeśli ta machina ruszy na całego, to nagle okaże się, że jest nas więcej, że dziady nie mogą się już schować, że manipulanci i molestatorzy nie będą już nad nami górować.
A co na to Strażniczki Patriarchatu? To teraz opowiem Wam moje doświadczenia: „Jeżeli się nie rozbierzesz to nie dojdzie do premiery”. Okazało się, że mam być całkowicie naga i tańczyć na ziemi wobec publiczności, która ustawiona była dookoła z trzech stron. Reżyserka zaproponowała mi, że mogę zapuścić dłuższe włosy łonowe wówczas nikt nie będzie oglądał moich warg sromowych. Na wszystko reagowałam żartem, uśmiechem. Byłam początkująca artystką, czułam i byłam uczona, że tak wygląda ten świat, że polega na ciągłym przekraczaniu siebie i swoich granic, że transgresja w sztuce wyzwala i odbiorczynie_ców i twórczynie_ów. Byłam szczęśliwa, że ktoś robi ze mną spektakl. Gigantyczny koktajl emocjonalny po moim PPA (marzec 2017). Pamiętam recenzję Dagmary Chojnackiej „Micuła świetna, super wcieliła się w rolę ofiary, zabrakło reżyserii, to był bardziej work in progres”. Czy musiałam stać się ofiarą, żeby wcielić się w rolę ofiary? Do tego muzycznego spektaklu ułożyłam kilkanaście piosenek, które aranżował dźwiękowy eksperymentator Dariusz Jackowski. Miałam zakaz mówienia na próbach o sprawach muzycznych „to ja tu jestem reżyserką, ty jesteś tylko aktorką”. Wszelkie uwagi nt. muzyki i jej roli w spektaklu przekazywałam po próbach Darkowi, Darek przedstawiał je reżyserce i ona je wówczas akceptowała, myślała że są od niego, mnie nie chciała słuchać, bo byłam „tylko aktorką”. Po drugiej próbie generalnej reżyserka zapytała mnie o kolejność piosenek. De facto ja ułożyłam ten spektakl, mimo iż ciągle sobie za to umniejszałam. Mówiłam, że wydaje mi się, że tak będzie lepiej, przecież sama tak kiedyś wspominałaś. Byłam tak zestresowana i stłamszona, że nie śmiałabym powiedzieć jej, że w ogóle mam jakąkolwiek propozycję. Moja przyjaciółka i malarka Dorota Pawiłowska brała z nami udział w tym projekcie. Dużo wówczas rozmawiałyśmy o tym, czy zerwać ten projekt, czy jednak dojechać do końca. Byłam początkującą artystką, debiutującą performerką. Nie chciałam zrywać prób, bo nie miałam nic innego a bardzo chciałam coś pokazać parę miesięcy po PPA. Jako, że budżet spektaklu był skromny, to standardowo byłam też równocześnie producentką projektu. Stawałam na głowie, żeby dopiąć wszystko z teatrem, technikalia i kostiumy. Zaangażowałam się tak, jak potrafię, czyli na 200%. Żyłam tym projektem. Byłam szczęśliwa, że mówię o ważnym i trudnym temacie społecznym jakim jest przemoc domowa. W pracy nad spektaklem o przemocy domowej to ja doświadczyłam przemocy psychicznej. Spektakl „Tu mówi Elektra” w reżyserii Marzeny Sadochy miał premierę 14 września 2017 roku w Teatr Muzyczny Capitol we Wrocławiu. Chodziłyśmy razem do radia, dzieliłyśmy się swoimi traumami. Przyjaźniłyśmy(?). Ufałam jej. Ufałam, że tak wygląda praca artystyczna. Ufałam, że tak się robi spektakle. Po ostatnim graniu zerwałyśmy kontakt i nigdy więcej z sobą nie rozmawiałyśmy. Nie miałam odwagi powiedzieć jej tego, co mnie boli. Miałam to nieuświadomione, choć na swój zawoalowany sposób próbowałam zrozumieć co się we mnie wówczas dzieje. I dlaczego omówienie po premierze zrobiła mi wchodząc do łazienki, w której brałam prysznic? Nie mogła poczekać? Stałam naga pod prysznicem i słuchałam co poszło nie tak a co tak. Jestem osobą, która nie ma problemu ze swoim ciałem, nie wstydzi się go (choć nie zawsze tak było). Nie mam problemu z nagością, rozumiem ją w sztuce, rozumiem jej rolę w performansie i sama bardzo często korzystam z tego narzędzia. Zasadniczo jednak chodzi o sposób rozmawiania o tym, powód rozebrania, a przede wszystkim o konsensus, czyli zgodę. Wymyślałam tony argumentów, dla których uważałam, że powinnam w tym spektaklu zostać w bieliźnie, chodźby ze względu na ustawienie widowni.
W 2019 roku zrobiłam spektakl o #metoo w polskim teatrze i dalej nie miałam odwagi powiedzieć jej nazwiska ze sceny. Robiąc „Casting!” przeprowadziłam się do Warszawy.
Napisałam ten post w dużych emocjach. Chaotycznie. Wiem, że nie chcę takiego teatru i takiej sztuki. Dziś znam swoje granice. Idę dalej przed siebie. Przedwczoraj byłam na planie swojego pierwszego teledysku a mój znajomy, dawny partner dziewczyny, która doświadczyła molestowania od Pawła Passiniego podesłał mi link do artykułu… Nie otwierałam go, nie czytałam, wiedziałam, co się stanie, kiedy to zrobię. Otworzyłam go dziś rano, przeczytałam i wszystko się ze mnie wylało. Cały ten spektakl i cały ten syf. I to, że myślałam, że moja historia jest przecież niczym w porównaniu do jej historii. Że moja historia to nic w porównaniu do historii innych twórczyń i artystek. Nie planowałam jej opowiadać. Zaczęłam pisać o tych wszystkich aferach w reakcji na artykuł i to wylało się samo. Płakałam pisząc to. Czy to jest dobry moment na pisanie? Czy w ogóle jest coś takiego jak dobry moment? Czy komuś zaszkodzę pisząc to? Czy to moja odpowiedzialność, czy raczej powinność? Moja mama ze swoim partnerem byli wtedy na premierze. Uznali wówczas dosyć dyplomatycznie i zachowawczo, że „ona leczyła swoje kompleksy pracując z Tobą”. Cóż. Nie wiem. Nie chcę tego teraz oceniać. To było dawno temu i jeśli ja wówczas byłam inną osobą, to mam nadzieję, że ona też już jest. Chcę to z siebie ostatecznie zrzucić. Z dzisiejszym bardzo mocnym Nowiem czuję, że żegnam pewien toksyczny rozdział w swoim życiu. Idę dalej, tańczę, śpiewam, tworzę, bo to moja rewolucja. Zajęło mi 3,5 roku, żeby o tym opowiedzieć. A Wam? Ile to zajmie?
Zdjęcie podczas spektaklu "Casting!" zrobił Grzegorz Góra z Hunc FOTY.
Trwa ładowanie...