- Wiem, że nigdy nie będziesz mną. Nawet nie powinieneś być mną.
Zapytacie pewnie, co te słowa oznaczają i w jakim padły kontekście? Dzisiaj nie odpowiem na powyższe pytania. Sam to usłyszałem pierwszy raz i muszę poczynić refleksję. Mogę natomiast powiedzieć, że potrzebowałem tych słów jak nigdy przedtem.
Czasami poprzez lawinę różnych spraw zapominam, po co w zasadzie urabiam się po łokcie. Dlaczego nie zmieniam pracy na lepiej płatną, dlaczego często pracuję powyżej czasu pracy, albo w godzinach kiedy w ogóle nie powinienem pracą się przejmować?
Takim przemyślenią najlepiej służy cisza. Cisza to taka niewidzialna magia. W ciszy najlepsza jest modlitwa, najłatwiej o retrospekcję, czy też podejmowanie decyzji. Będąc samemu ze sobą, czy towarzystwie Boga (jeśli ktoś wierzy, jak ja) można być absolutnie szczerym.
Teraz trochę o obowiązkach:
Dzisiaj mamy sobotę. Ponieważ nie napracowałem się w ciągu tygodnia (bo głównie siedziałem z dzieckiem), to dzisiaj z przyjemnością popracowałem z Szefem. Byłem jej kierowcą. W ostatnim czasie odbyły się dwa remonty, w dwóch domach na terenie schroniska, w tym mojego domu - dzisiaj padły ostatnie szlify.
Więc po co pracować i żyć z bezdomnymi, którzy często są jacy są? Bywają nieznośni, dziecinni i nade wszystko brak im wyobraźni. Wtedy przypominam sobie co mój młodszy brat powiedział podczas wywiadu do książki: widzisz, odpowiedz sobie na jedno pytanie - kto do Nas przychodzi? Do Nas przychodzą ludzie złamani, nie mający nikogo kto by o nich walczył, oni się dawno poddali. Jesteśmy dla nich.
Możesz wierzyć, możesz być ateistą, muzułmanem czy Żydem, ale porządnym być, to istota człowieczeństwa. To akurat pochodzi z rozdziału z Moją Mamą.
Zastanawiam się jaki jest obraz mojej wiary? Czy dalej (zgodnie z opinią Ks. Jacka na mój temat) jestem fenomenologiem czy już egzystencjonalistą.
Trwa ładowanie...