Z archiwum SZ - Fastnachtspiel

Obrazek posta

W Mieście, z którego nie można uciec wszystko jest dziwne. Prawa fizyki zostały pozmieniane w trudny do odgadnięcia sposób, perspektywa nieustannie ulega zakrzywieniu, a budynki są koślawe i złamane, jakby zgarbione pod ciężarem niewidzialnego brzemienia. Między nimi natomiast, po najczęściej wyludnionych uliczkach, poruszają się obywatele rzucając niespotykanie długie cienie. To scenografia jak z „Gabinetu doktora Caligari”, w którym szalony naukowiec urządzał przerażające spektakle z Cezarem Somnambulikiem w roli głównej. Jak z surrealistycznego, koszmarnego snu, którego logika odsłaniana jest przed nami stopniowo. Tu każdy jest somnambulikiem ze słynnego filmu Roberta Wiene -  istotą bezwolną, kontrolowaną przez kogoś potężnego i bezwzględnego, skazaną na jego łaskę. A raczej niełaskę. Witajcie w „Fastnachspiel”!

Tetralogia Marka Turka, mieszkającego na Śląsku rysownika i scenarzysty, to jeden z najlepszych polskich komiksów ostatnich lat. I jednocześnie, niestety, chyba najbardziej niedoceniony i niedostrzeżony. Porównywanie tego dzieła do „Caligariego”, czy innych obrazów niemieckiego ekspresjonizmu filmowego wcale nie jest na wyrost. „Fastnachtspiel” łączy z tym nurtem nie tylko warstwa wizualna, w której ważne jest współgranie czerni z bielą i to, co dzieje się pomiędzy, w rozległej strefie cienia. Także spektrum poruszanych tematów przypomina dorobek jednego z najciekawszych zjawisk w historii kina: wolna wola, przeznaczenie, szaleństwo, przenikanie się świata ludzi i duchów, demiurg bawiący się wszelkim stworzeniem, jak marionetkami (tytuł cyklu oznacza rodzaj karnawałowego teatrzyku). 

Turek w rozpisuje swą opowieść na cztery akty. W trzech pierwszych stopniowo wprowadza czytelnika w wykreowany przez siebie świat. Robi to przy pomocy krótkich nowel, z których każda ma innego bohatera: tajemniczego burmistrza lubującego się w winie sporządzonym z obywateli, renegata Tobiasza chcącego zniszczyć Miasto, golema stojącego na straży bezpieczeństwa i porządku, Charona bezskutecznie czekającego na nadejście Śmierci, Archanioła pilnującego przebiegu zdarzeń oraz wielu, wielu innych. Z tej mozaiki pozornie nie związanych ze sobą postaci, powoli wyłania się kompleksowy obraz wykreowanej w komiksie rzeczywistości. Stopniowo uzupełniane są luki w wiedzy czytelnika a przed jego oczami odsłaniana jest gęsta i bardzo skomplikowana siatka zależności między mieszkańcami Miasta.

Zagłębiając się w przedziwny i początkowo obcy świat „Fastnachspiel” odrywamy szerszy kontekst, w jaki wpisuje się komiks Marka Turka. Graficznie to prace Eschera, Giggera, czy naszego Daniela Mroza przepuszczone, oczywiście, przez osobistą wrażliwość autora. Fabularnie od budowli w Mieście odbijają się echa twórczości Philipa K. Dicka, Lema, Zajdla czy polskiej fantastyki eksploatującej i zgłębiającej tematy wiary i religii. Tu warto wymienić Marka S. Huberatha, czy autora „Złotej galery” Jacka Dukaja. To ten ostatni w tekście „SF po Lemie” stawiał tezę o czterech głównych nurtach naszej literatury fantastycznej socjologicznym, religijnym, rozrywkowym i fantasy. Wszystkie one u Turka przenikają się płynnie i brawurowo.

Czwarty tom  powstającego przez wiele lat „Fastnachspiel”, wydane ostatnio „Infinitum”, przynosi powiązanie, zdawałoby się, swobodnych wątków. Autor objawia nam mechanizmy wykreowanego świata, role, jakie zostały przypisane wszystkim aktorom w dramacie i wyjaśnia część zagadek postawionych w poprzednich rozdziałach. Robi to tak umiejętnie, że odpowiedzi te z jednej strony są satysfakcjonujące, z drugiej zaś rodzą kolejne pytania. Prawdziwa jednak zabawa zaczyna się wraz z ostatnim kadrem epickiej opowieści. Już wydaje nam się, że wszystko wiemy, że połączyliśmy klocki w imponującą i zamkniętą układankę, kiedy okazuje się, że był to zaledwie wstęp. Początek historii, którą napisać musi każdy z nas już sam.

[SH]

 

Zobacz również

5 za 5: na ścieżkach popkultury #3
5 za 3+1+1, czyli 5!
SE7EN - komiksowy prequel kinowego hitu

Komentarze (0)

Trwa ładowanie...