Moja przygoda z jeździectwem zaczęła się jak u wielu małych dziewczynek.
Najpierw było otaczanie się wszystkim co związane z końmi, aby w końcu w wieku 7 lat pierwszy raz wsiąść na kucyka i rozpocząć naukę jazdy konnej.
Oczywiście zawsze chciałam mieć swojego kopytnego przyjaciela, ale wiecznie słyszałam od bliskich zdania: "a kto będzie się nim zajmował?", "ile to kosztuje?", "ucz się, to dostaniesz na 18", "pójdziesz na studia, założysz rodzinę i co wtedy z koniem?", itd.
Dorosłam i marzenie ciągle było tylko marzeniem.
Gdy osiągnęłam wiek 2 razy 18 wiedziałam już, że muszę sama spełnić swoje marzenie. Decyzję ułatwiła mi pandemia, bo co tu robić jak możliwości podróżowania są ograniczone, a grupa sportowa, w której jeździłam została zamknięta a konie sprzedane?
Zawsze wyobrażałam sobie, że kupię konia, którego wcześniej poznam w szkółce jeździeckiej. Będę wiedziała czy mi pasuje charakterem, wielkością i ruchem, że będzie siwy bądź kary z długą grzywą, po prostu koń z bajki... co naprawdę zrobiłam?
Dowiedziałam się od znajomego, że pewien rolnik ma na sprzedaż kasztanową 3 letnią, surową klacz rasy Szlachetnej Półkrwi (dziś Polski Koń Sportowy), bez lewego oka w pakiecie z miesięcznym źrebakiem. Szok! Przecież nie taki miał być mój wymarzony kopytny przyjaciel. No ale pojechałam z nim zobaczyć rudy duet. Klacz wyglądała jak obraz "nędzy i rozpaczy". Kopyta nigdy nie widziały prawdziwego kowala, żebra na wierzchu, na grzywie supły... no i co? Zakochałam się! Pod koniec lipca 2020 rozpoczęła się moja przygoda z Tequilą.
Wróciłam do "domu" z dwiema rudymi niewiadomymi. Trochę wiedziałam, a trochę nie, że czeka mnie niełatwa droga w realizacji marzenia.
Na początku trzeba było doprowadzić wygląd Rudej do ładu. Najpierw porządne czyszczenie. Fryzjerstwo konne w moim wykonaniu było nieudolne, ale mimo braku fachu w rękach, to od razu Tequila przestała wyglądać jak "Nasza Szkapa".
Koń nie umiał podawać nóg. Zaczęłam uczyć ją tego przy czyszczeniu. Jednak pierwsze wizyty kowala, dla bezpieczeństwa wszystkich, odbywały się na "głupim Jasiu".
Częstym gościem stał się też weterynarz, który podawał wszystkie niezbędne szczepionki, odrobaczył i zrobił zęby. Moja mina na widok końskiego sprzętu dentystycznego musiała być wymowna. Pomyślałam "co Pan będzie robił z tą wiertarką?". Pierwszy raz widziałam coś takiego!
Gdy Tequila zadomowiła się w nowej stajni, przyszedł czas na naukę. Tu moje umiejętności i wiedza były za małe, aby prawidłowo wprowadzić Tequile w świat z siodłem na grzbiecie. Pomogła mi w tym moja trenerka Gosia, z zamkniętej przez Covid grupy sportowej, do której należałam. Powoli bez parcia na czas, uczyła mojego rudzielca pracy na lonży, przyzwyczajała do "czegoś" na grzbiecie, by w końcu przejść na kolejny level i wsiąść - zaczynając naukę jazdy. Szybko też okazało się, że brak jednego oka nie stanowi dla konia problemu. Porusza się i reaguje na pomoce jak każdy inny zdrowy koń.
Ja cały czas uczestniczyłam i przyglądałam się zajęciom. Sama ucząc się wszystkiego razem z koniem.
Na początku października 2020 Gosia zaproponowała, abym pierwszy raz wsiadła na swojego konia. Co to był za mix uczuć w mojej głowie! Totalne zaskoczenie i łzy w oczach, przy jednoczesnym przerażeniu i zastanawianiu czy będzie mi się podobać. Nie zapomnę tego stępa przy jesiennym zachodzie słońca. Magia!
Od tego czasu regularnie zaczęłam wsiadać i trenować. Gosia kontynuowała swoją pracę z koniem. Wszystko szło w dobrym kierunku. Tequila okazała się ambitna i z jazdy na jazdę poszerzała swoje umiejętności.
Pod siodłem szło wszystko gładko, ale nie odbyło się bez problemów na innych płaszczyznach. Tequila jesienią dwa razy w odstępie miesiąca miała kolkę. Kolki bywają dla koni śmiertelne, zatem możecie sobie wyobrazić jak wewnętrznie byłam rozdarta. Weterynarz zdiagnozował w końcu u niej pasożyta i rozpoczęliśmy leczenie. Te problemy nałożyły się z czasem odsadzania źrebaka. Ruda zaczęła chudnąć i stała się osowiała.
Do tego doszła kolejna fala Covid i mój budżet topniał z dnia na dzień. Leczenie i koszty utrzymania koni przytłaczały mnie. Pod koniec listopada 2020 musiałam powiedzieć Gosi, że musimy zminimalizować jej pracę z koniem. Zaczęłam korzystać ze zdobytej już wiedzy i jeździć sama. Trenerka pomagała nam nadal, ale jedynie 2-3 razy w miesiącu.
W grudniu 2020 weterynarz zrobił profilaktyczne prześwietlenie nóg i kręgosłupa Tequili. Okazało się, że ma "chip" w stawie prawej tylnej nogi. Co to jest? To odprysk kostno-chrzęstny, który pojawia się przy początkowym wzroście zwierzęcia. Prowadzi on do miejscowego zgrubienia chrząstki stawowej oraz do oddzielenia się części chrzęstno-kostnej, a w rezultacie do kulawizny i wykluczenia konia z użytkowania pod siodłem.
Kolejna rozpacz i rozdarcie w mojej głowie. Wiedziałam, że muszę zrobić Tequili operację by usunąć to "coś" i zapewnić jej życie bez bólu.
Zaczęłam odkładać kasę na operację i pobyt konia w klinice. Na swoje 4 urodziny Tequila wylądowała na stole operacyjnym, to był mój prezent urodzinowy dla niej.
Na zawsze ponosisz odpowiedzialność za to, co oswoiłeś.
Antoine de Saint-Exupéry, Mały Książę
Jest początek marca 2021, po dwóch tygodniach od operacji jest telefon z kliniki, że mogę zabrać konia. Dostałam rozpisany plan rehabilitacji na kolejne 6 tygodni. Ten czas Ruda musiała spędzić tylko w swoim boxie, a ja musiałam być codziennie w stajni, by spacerować z nią "w ręku". Zaczynając od spacerów 10 minutowych w pierwszym tygodniu, a kończąc na 25 minutowych 2 razy dziennie w ostatnim tygodniu. Wszystko oczywiście szło bezproblemowo, a ja cieszyłam się, że daję sobie sama świetnie radę... do czasu.
Równo miesiąc od operacji, godzina 7 rano, telefon ze stajni. Od razu wiedziałam, że coś jest nie tak. Usłyszałam w słuchawce, że koń ma spuchniętą zoperowaną nogę i ledwie na niej stoi. Bez chwili zastanowienia, wsiadłam do auta i popędziłam do konia. Wyglądało to strasznie! Znowu łzy w oczach i telefony do weterynarzy z kliniki. Najpierw usłyszałam, że ktoś od nich podjedzie zbadać konia, ale nie wiadomo kiedy. Kolejny telefon i prośba o przywiezienie jednak pacjentki do kliniki. Liczyłam w głowie kolejne koszta, ale to było nieważne w tej chwili.
Na miejscu okazało się, że wdało się zakażenie w ranę pooperacyjną. Koń prawdopodobnie w nocy zerwał sobie strupa, a brudna słoma na podłodze zrobiła swoje. Należy zatem otworzyć ranę, przepłukać staw i podać antybiotyki. Kolejne dwa tygodnie Tequila spędziła w klinice.
Początek kwietnia 2021 i zaczynamy "zabawę" z rehabilitacją od nowa, kolejne 6 tygodni maszerowania przed nami. Ale już nie było różowo jak poprzednim razem. Koń od początku był nerwowy, ale co się dziwić jak od ponad miesiąca nie wychodził na dwór, nie miał praktycznie ruchu, a skumulowana w tym czasie energia zaczęła dominować nad rozumem.
Jak to zwykle bywa w stajni, obok mnie pojawili się komentatorzy i "ciocie dobra rada". Sytuacja zaczęła narastać z każdym dniem doprowadzając mnie do frustracji i pisząc w głowie czarne scenariusze, bo przecież słyszałam co chwila "ten koń cię zabije", "sprzedaj ją nim wydarzy się tragedia", "po co robiłaś operację ślepej kobyle".
Nie poddałam się i pomimo, że widziałam już dno portfela, to ponownie zwróciłam się o pomoc do Gosi. Pomogła mi bardzo, za co jej ogromnie dziękuję! Wspólnie przeszłyśmy do końca procesu rehabilitacji bez większych problemów.
Tuż przed moją pierwszą rocznicą z Tequilą w lipcu 2021 znowu siedziałam w siodle.
To był rok pełen emocji, nowych doświadczeń, wzniesień i upadków. I wiecie co? Nie żałowałam nigdy decyzji o zakupie konia!
Całą historię możecie prześledzić na moim Instagramie. Wszystkie relacje zapisałam w albumach na profilu.
Jeśli macie jakieś pytania o szczegóły, to chętnie odpowiem :)
PS. Zapewne zastanawiacie się co się stało ze źrebakiem. Od samego początku wiedziałam, że będę musiała sprzedać klaczę. Utrzymanie dwóch koni w pandemicznym czasie to duże obciążenie. Texana w grudniu 2020 trafiła do nowego świetnego domu. Zamieszkała w nowo wybudowanej prywatnej stajni. Ma się jak pączek w maśle. A ja utrzymuję kontakt z jej nowymi właścicielami, którzy dzielą się ze mną zdjęciami i opowieściami z jej rozwoju.
Trwa ładowanie...