Tak jak pisałem wcześniej w komentarzach, kolejna noc po św. Szczepanie również przyniosła obfite zbiory. Po dwóch godzinach snu i hektolitrach mocnej kawy, z lekka już podsuszony postanowiłem wrócić w miejsce w którym noc wcześniej udało mi się złowić prawie półtora kilograma pięknego bursztynu.
Było jeszcze zimniej niż poprzednio (-10C do -14C). W morzu już zaczął gromadzić się firn a linia brzegowa na metr pokryta była zamarzniętą morską pianą. Widziałem jeszcze trochę materiału dryfowego, ale nie zaświecił mi się w nim żaden bursztynek, więc skupiłem się na zbieraniu tego co za dnia zostawiłem na plaży i szukaniu, czy jeszcze czegoś dalej nie ma.
Właściwie to źle się wyrażam. Bursztynu było dużo, wszystko co tu widzicie na zdjęciu (czyli trochę ponad pół kilo) zostało zebrane w ten sposób, tylko ciężko to zbieraniem nazwać. To robota bardziej dla rzeźbiarza była. Prawie każdy z tych bursztynów trzeba było z lodu odkuć. W tym celu wziąłem ze sobą nóż. Taki zwykły stołowy, co by go szkoda nie było jak się zniszczy. Ale tym nożem samym to robota w ogóle nie szła. Na szczęście na tych plażach co ja chodzę kamieni jest sporo. Więc dobrałem sobie, w charakterze młotka, jakiegoś poręcznego płaszczaczka i takim zestawem pracowałem od 18:00 do 23:00.
Bursztyny w większości leżały w takich przybrzeżnych kałużach, które były albo zamarznięte całkowicie, albo dopiero kończyły zamarzać. Część była przymarznięta z wierzchu na takich drobnych muszelkach. Te najpierw próbowałem odrywać palcami, ale dosyć szybko okazało się, że to przyjemność z tego samego gatunku co przeciąganie pod kilem, więc szybko poraniłem paluchy i zmieniłem system na podważanie nożem. Łatwo nie było, za to było na prawdę zimno.
W pewnym momencie koło 23:00 poranione ręce piekły mnie od zimna i kontaktu z morską solą już tak bardzo, że uznałem, że mi wystarczy tej bursztynowej gorączki. 2 kilo bursztynu w niecałe 24 godziny (na Mierzei zdarzało mi się łowić większe ilości) to i tak rekordowy wynik jak na tutejsze wybrzeże a przy okazji od dzisiaj moja osobista życiówka w Ustce.
Kochani!!! Życzę Wam wszystkim, żeby w Nowym Roku spotykały Was same takie przygody jak te moje dwie ostatnie i jeszcze lepsze. I w ogóle niech się darzy... i do zobaczenia na plaży :)
Trwa ładowanie...