Szkolenia to niełatwy chleb. Każde Twoje słowo jest oceniane, każdy Twój krok i ruch obserwowane. Patrzą na Ciebie nie tylko uczestnicy, ale i szefostwo. Musisz uważać na to, co mówisz i jak mówisz.
Czasami robisz to po źle przespanej nocy, bo w nowym miejscu nie zawsze dobrze się śpi. Czasem zapomnisz zaopatrzyć się w wodę i do przerwy lecisz z suchymi ustami i na trzęsących się nogach. Musisz utrzymać uwagę biorących udział w szkoleniu, zaangażować ich, zaciekawić i walczyć o ten stan przez parę godzin.
Potem zazwyczaj masz wrażenie, że coś mógłbyś / mogłabyś zrobić lepiej, chyba, że ludzie "z góry" powiedzą, że są zadowoleni.
A potem wracasz do domu, z reguły na ostatnich nogach, tak jak ja na zdjęciu, czekający w krakowskim Starbucks na kawę w oczekiwaniu na na pociąg, bo perony były parę kroków dalej.
Tak czy owak wróciłem. Nie wiem, czy uda mi się dzisiaj cokolwiek sensownego zrobić, bo wychodzi ze mnie duże zmęczenie.
Piesek doszedł do siebie, czuje się bardzo dobrze, ale i tak muszę z nim dzisiaj iść na kontrolę dziąsełek... i decyzję o usunięciu jąderka. Albo i dwóch. Bo torbiele się zrobiły.
Życie to rollercoaster.
Trwa ładowanie...