Dziś udało się pokręcić ale...
Rano w Kraków
było dość ładnie a nawet przebijało się słoneczko. Jadąc na swięta zabrałem ze sobą rower ale nie liczyłem że uda się zrobić choć 20 km bo prognozy pogody były tragiczne. Jak zobaczyłem te promyczki tak szybciutko się zebrałem i ruszyłem na wytyczoną w głowie traskę. I tutaj wszystko co super się skończyło. Było mi zimno już po 2 km, po 10 chciałem zawracać lub zmieniać wcześniej obraną trasę. Dramat. Zimny wiatr w pysk, ponuro, zimno, ja w sumie jeszcze przeziębiony. Brakowało jeszcze deszczu żeby to była najgorsza możliwa pogoda na rower, ale matka natura nie zawiodła i pod koniec był i deszcz. Jeździłem nawet w śnieżycach i są one dużo fajniesze niż to co dziś. Mimo zrezygnowania nie mogłem się poddać. Chce jeździć ultra więc musiałem zrealizować plan. Finalnie się udało. Na 100% to odchoruje, ale 55km w takiej pogodzie przeziębiony, po kontuzji nie jest źle.
Druga sprawa jest taka że odwiedził mnie jeden z moich patronów który na codzień mieszka w Anglii. Oczywiście nie mogło obejść się bez gwarantowanych upominków za wsparcie mojej rowerowej przygody. Nie oficjalnie pierwsze gadżety dostał mój pierwszy patrona Maciek, ale tak szybko to ubrał że nawet nie udało się pstryknąć fotek :D
Dobrego dnia dla Was.
Trwa ładowanie...