Niepożądany

Obrazek posta

Jeszcze w nawiązaniu do poprzedniego wpisu.

Dowództwo ukraińskich sił powietrznych nie potwierdza zestrzelenia pocisku hipersonicznego Kindżał, do czego miało dojść 4 maja o 2.40 nad Kijowem. Tym samym zaprzecza doniesieniom uznanych ukraińskich dziennikarzy i ekspertów od wojskowości, co u zewnętrznego obserwatora może wywołać konfuzję. Oczywiście, nawet najlepsi spece, najlepiej poinformowani redaktorzy, mogą się mylić (mylić może się również piszący te słowa), ale i tak trudno oprzeć się wrażeniu, że coś dziwnego wydarzyło się w ukraińskim przekazie z ostatnich godzin. Informacja o zniszczeniu Kindżała – najprawdopodobniej przy użyciu wdrożonego właśnie do obrony stolicy systemu Patriot – nie pojawiłaby się w ukraińskich mediach ot tak. W realiach wojennej cenzury publikację takiego „hitu” z pewnością poprzedziło „zielone światło” z ministerstwa obrony albo innej ważnej instytucji. Wychodzi więc, że ktoś się zreflektował. Z jakichś powodów uznał, że nie czas i miejsce na ujawnianie informacji o incydencie, danych o nowych możliwościach ukraińskiej obrony przeciwlotniczej.

A może chodzi o to, że ów sukces mógłby przynieść niepożądane skutki? Kremlowska propaganda jest obecnie w rozpaczliwej sytuacji – „druga armia świata” nie może zdobyć powiatowego miasteczka, w rosji płoną składy paliw i rafinerie, na polityczno-wojskowej górze toczy się demoralizująca bijatyka lordów wojny (prigożyna, szojgu, gierasimowa). A 9 maja, dzień pabiedy – najważniejsze święto putinowskiej rosji – tuż za progiem. Jak się nie obrócić, dupa zawsze z tyłu, a tu jeszcze Kijów chwali się zestrzeleniem „niezestrzeliwalnej” wunderwaffe. To potencjalnie niebezpieczna sytuacja – analogia ze zbójem przypartym do muru pasuje jak ulał. Bo ów zbój mógłby powiedzieć „nie!”, udowodnić, że jednak dysponuje wunderwaffe, zrobić coś, co da się przedstawić jako sukces.

Nie wiem, ile jednocześnie Kindżałów mogą posłać rosjanie – cztery, sześć, dziesięć? Pewnie nie więcej, bo to kwestia operacyjnej gotowości nośników (samolotów), których za wiele nie mają. Ale dziesięć to i tak sporo, by „przetrenować” obronę przeciwlotniczą ukraińskiej stolicy. Patrioty są świetne, tyle że Ukraińcy nie mają ich za wiele. Mniejsza o liczbę wyrzutni, w pierwszym pakiecie pomocowym znalazło się zaledwie 100 antyrakiet. Oficjalnie, więc możemy założyć, że realnie było ich ze dwa razy więcej. I owszem, sojusznicy dostarczą kolejne, lecz nie dziś czy jutro. I zapewne nie przed tym cholernym 9 maja, który dyszy za plecami rosjan, wymuszając na nich desperackie działania. „Strącacie Kindżały? No to się przekonajmy…”.

Ukraińskie dowództwo widocznie nie chce się przekonywać. Salwa odpierająca atak znacząco uszczupliłaby arsenał, a i tak coś by się przedarło – taka jest „natura” zmasowanych ataków rakietowych.

Idźmy dalej. Choć w doniesieniach ukraińskich mediów wprost sugerowano, że zestrzelenie Kindżała to zasługa Patriotów, wcale tak być nie musiało. Nie dalej jak wczoraj ambasador Ukrainy w Tel-Awiwie Jewhen Korniczuk ujawnił, że Izrael dostarczył i rozmieścił w Kijowie system wczesnego ostrzegania. Jest on obecnie testowany, a pozwala na identyfikację rakiet i pocisków wszelkiego rodzaju oraz przewidzenie, gdzie dokładnie spadną. W oficjalnych doniesieniach nacisk położony jest na korzyści dla ludności – system zawęża zagrożony obszar, oblicza również czas na szukanie schronienia. Nie sposób tego zrobić bez solidnych komputerów balistycznych, których dane można wykorzystać także do aktywnej obrony. Wyliczanie trajektorii to wstęp do zniszczenia nadlatujących rakiet – tak działa słynna izraelska Żelazna Kopuła, której pasywne elementy – jak sądzę – znalazły się właśnie w Kijowie (choć nikt tego tak nie nazywa). Do czego zmierzam? Skoro izraelskie komputery balistyczne wpięto w system stołecznej OPL (a wpiąć musiano, jeśli trwają teksty), zestrzelenie Kindżała niekoniecznie jest zasługą amerykańskiej antyrakiety. Może hipersonika zdjął poczciwy sowiecki S-300, podrasowany możliwościami żydowskiej technologii?

By jeszcze bardziej pokomplikować sprawy – nie ma też jasności, czy na zaprezentowanych przez ukraińskie media zdjęciach widzimy wrak Kindżała czy innego rosyjskiego pocisku, Iskandera. Obie rakiety mają bardzo podobnie wyglądające głowice. Tyle dobrego, że w wymiarze propagandowym niewiele to zmienia. W ocenie rosjan bowiem, Iskander również miał być „niezestrzeliwalny”…

No, to namieszałem Wam trochę tym i poprzednim wpisem – i to w piątek (piąteczek, piątunio). Wybaczcie, ale czasem tej wojny nie sposób opowiedzieć w klarowny sposób…

PS. (dopisane w sobotę rano): A jednak dowództwo ukraińskich sił powietrznych potwierdza – i zestrzelenie, i Patriota. Moim zdaniem, Ukraińcy uznali, że skoro mleko się rozlało, nie ma co iść w zaparte. Podważać wiarygodności własnej polityki informacyjnej.

-----

Nz. MiG-31 z podwieszonym Kindżałem/fot. domena publiczna

Kindżał MiG-31 Patriot S-300 Kijów dzień pabiedy wojna w ukrainie

Zobacz również

Wysuszanie
Złodziejstwo
Bieda-parada

Komentarze (0)

Trwa ładowanie...