Osiem dni w tygodniu

Obrazek posta

Eight Days a Week

Ten termin ukuł Ringo z The Beatles. Opisując amok o nazwie Beatlemania, użył frazy "Mamy osiem dni w tydzień". Koledzy napisali o tym (zdaniu) piosenkę.


Zastanawiałem się, czy  byłbym w stanie pisać po jednym felietonie dziennie. Plus jeden extra, żeby było 8 w tydzień. Zobaczymy.

Poniedziałek

Obudził mnie hałas uliczny. Dziwne. Mieszkam na wsi. Tyle, że przez lata ta wieś przestała być wsią. Nie pieją już koguty. Nie ma krów na pastwisku, które lata temu były i przypominały mi okładkę "Atom Heart Mother" Pink Floyd. Nie słychać stuku końskich kopyt. Zostały psy ujadające nocami. Na polach, po których biegaliśmy z Bronkiem i Susłem, naszymi jamnikami, nie baraszkują już lisy z lisiątkami. Na dawnych lisich jamach stoi teraz okazała willa, której nadaliśmy ksywę „Bin Laden”. W poprzek drogi nie cwałują już łosie i dziki - wcześniej było ich pełno. I nie ma już chaszczy, z których wyfruwały stada bażantów. Zostały wykarczowane i w ich miejsce stanęły liczne baraki szeregowców. Z daleka wyglądają jak ponure obozy. A że każdy mieszkaniec segmentu ma jeden lub dwa samochody, między 6 a 9 rano mamy tu kożedo. Z tej okazji jakoś rok temu nazwy pobliskich ulic zmieniliśmy z Willowej na Marszałkowską i Sekretną na Broadway.

__
Kończę pisać to, co mi wskoczyło do głowy podczas jazdy pociągiem do Szczecina. Pociąg był bez wifi, ale z komórki jakoś czytałem wieści ze świata. Wyłuskałem jedną. Streszczam ją własnym skrótem, bez zbędnych ceregieli i nadmiernej elegancji.

Rosja. Skurwysyn o imieniu i nazwisku Siergiej Karaganow, dawny doradca Jelcyna, a ostatnio Putina, opublikował artykuł, w którym wezwał Rosję do przełamania dominacji Zachodu i zastosowanie otwartej groźby nuklearnej lub po prostu użycie takiej broni." Naprawdę to napisał. Napisał też: „Rosja, przeprowadzając atak z użyciem broni jądrowej, może uratować ludzkość przed globalną katastrofą. Prewencyjne uderzenie powinno nastąpić gdzieś w Europie, na przykład w Poznaniu”. Ciarki. I na deser dorzucił biblijne niemal uzasadnienie: Pojawienie się broni jądrowej jest wynikiem interwencji Wszechmogącego i powinniśmy z tego skorzystać”.

Ja nie uznaję takich wyznań za głupie i niewarte zastanowienia. Zwłaszcza, że autor wypowiedzi namawiał Putina do najazdu na Ukrainę i to, jak się okazało, skutecznie. 

Skojarzenie miałem proste. Łączenie kropek u mnie działa na wielu poziomach.
__

Blisko 30 lat temu, dokładnie w roku 1996, świat zafascynował się zespołem Marilyn Manson. Ja też. Akurat wyszła płyta „Antichrist Superstar”, którą mi ktoś podszepnął. Załączyłem i zamarłem. Łoili niemiłosiernie, bardzo pomysłowo, używali dysonansów i dźwięków brudnych, muzyka o sile walca drogowego, wykręcała kiszki. Chwilami odsuwałem od głośników. Znakomita. Zresztą posłuchajcie. Warstwę wizualną video omińcie, bo jest zdeczka makabryczna.
 


Wokół tej płyty, jej okładki i samego zespołu trwała w USA bardzo poważna dyskusja. Toczyła się wszędzie, nie wyłączając poważnych programów telewizyjnych CNN, CBS i NBC, tudzież Kongresu USA. Powołano specjalną komisję do zbadania wpływu muzyki na młodych ludzi. „Czy tak degradująca psychicznie młodzież muzyka nie powinna być zakazana?” - pytali politycy. Pierwsza poprawka do konstytucji USA zakazuje cenzurowania czegokolwiek, więc debata nie dała oczekiwanego rezultatu. Okładka kolejnej i wydanej wkrótce potem płyty "Mechanical Animals", prezentująca postać wyzbytą jakichkolwiek cech płciowych, została zakazana w marketach wielkich sieci, więc CD wystawiano i sprzedawano w papierowych torbach.

Muzycznie i tekstowo Marilyn Manson krążyli wokół hekatomby, śmierci, przemocy, bezsensu życia, tortur. Niektórzy rodzice uważali, że po usłyszeniu "Antychrysta" ich dzieci usiłowały targnąć się na własne życie. Inne popadały w katatonię. Nie pierwszyzna. Wcześniej z podobnymi oskarżeniami mierzyli się muzycy Black Sabbath i Judas Priest. Faktem jest jednak, że dzieciaki, pod wpływem demonicznego wyglądu członków kapeli, malowali swoje twarze na blady kolor z sinymi podcieniam oczodołów. Postaci z horroru. Nie bez echa przeszły też pseudonimy muzyków, stanowiące kombinację imion postaci pięknych i nazwisk upiornych morderców. Marilyn (Monroe) i (Charles) Manson. Daisy (Duke) i (David) Berkovitz, słynny "Syn Sama", masowy morderca. Twiggy (Lawson) i (Richard) Ramirez, seryjny gwałciciel-zabójca, skazany na śmierć. Olivia Newton (John) i (Ted) Bundy.

Mroczne wizerunki muzyków, wstrętne obrazki w video, a także demoniczny przebieg koncertów zespołu, zafascynowały całe pokolenie młodych Amerykanów. Płyty sprzedawano w milionowych nakładach. Sytuację podkręciła seria wywiadów, jakich udzielił mediom sam lider kapeli, Brian Warner - autor całego konceptu zespołu, który osobiście posługuje się pseudonimem Marilyn Manson.

W jednym z nich wyznał, że fascynuje go myśl filozoficzna Friedricha Nietzschego. Tłumacząc światu swój punkt widzenia powiedział w nim, że "światu przydałaby się globalna hekatomba, jakaś katastrofa na przykład w postaci uderzenia w Ziemię wielkiego meteorytu, albo ostra wojna nuklearna". I to jest ten moment, kiedy wskoczyło mi do głowy skojarzenie z Karaganowem„Ludzkość odzyska równowagę w postępowaniu, jak zginie jakieś 5-6 miliardów osób. Wtedy ci, co ocaleją, zaczną szanować życie i siebie nawzajem. Nastąpi powszechne oczyszczenie” powiedział Marilyn Manson 28 lat temu. 

Zastanowiło mnie to wówczas. Nie, że marzyłbym, by jego wizja się sprawdziła, ale jednak... cholera wie, może ma rację? Może rzeczywiście  jakiś straszny wstrząs przydałby się ludzkości? Dla opamiętania? Tyle, że... nie wiadomo na jak długo.

Dziś przerażający przykład obozu w Auschwitz staje się groteską, gdy izraelska młodzież trzaska sobie roześmiane selfie na tle hitlerowskich pieców krematoryjnych, a politycy PIS wklejają Auschwitz do swojej kampanii wyborczej. Poprzeczka moralności zjechała nisko. Czy jakakolwiek przestroga ma szansę zadziałać? Na mnie wizyta w obozie na Majdanku, gdzie więźniem była moja matka, zrobiła wstrząsające wrażenie. A czy na tych młodych, którzy wychowali się na grach komputerowych, gdzie masowe zabijanie odbywa się łatwo i niezwykle efektownie, też poczują to samo? Nie mam pojęcia.

Na szczęście eksplozja popularności zespołu Marilyn Manson przygasła i dziś jako kapela muzyczna nie robi już większego wrażenia. Nie mają już legionów fanów i wyznawców, jak wtedy, 30 lat temu. Nastała epoka funku i popu. Dziś młodzi ludzie walą na Beyoncé i Harry'ego Stylesa. Behemoth nie ma takiego zasięgu.

 

Wtorek

Leżąc w fotelu dentystycznym podziwiam kunszt mojego ortodonty. Zegarmistrzowska robota. Wiele lat temu podjął się trudnego zadania wyprostowania moich zębów i byłem przekonany, że nigdy mu się nie uda. Dał radę. Procedura trwała blisko dwa lata, co miesiąc wpadałem, on dokręcał jakieś śrubki, doklejał druciki, coś sztukował. Teraz wpadam co 6 miesięcy na kontrolę, czy aby znowu nie zaczęły wędrówki jedynek. 

Przez przymrużone powieki widzę te wszystkie misterne narzędzia, jak nimi dłubie. I przypominam sobie wizytę w Związku Radzieckim. Rok 1971. Trasa koncertowa z udziałem plejady polskich gwiazd, Rodowicz, zespół Test z Wojtkiem Gąssowskim, konferansjer-parodysta, ktoś tam jeszcze. Gdy dziś zerkam na mapę zbombardowanych ukraińskich miast - byliśmy w każdym. Wojna w Gruzji i Czeczenii - byliśmy wszędzie. Trasa trwała trzy miesiące. Srogo, jak na kraj komunistyczny przesiąknięty trudną do wyobrażenia biedą. Teraz już nie pamietam gdzie, ale w jednym z miejsc zawieziono nas autokarem do czegoś na kształt muzeum. Jakiś budynek, na którym widniał jakiś napis. Okazało się, że to galeria prac jednego człowieka - wytwórcy niezwykłych megaminiatur. Nie pamiętam nazwiska. 

Eksponaty znajdowały się na niewielkich postumentach, za szkłem, nad który sterczały maleńkie okulary mikroskopów. Do tego lampki oświetlające coś maleńkiego umieszczonego na szkiełku albo suknie. Po prostu malutkie kropeczki. Przez okular mikroskopu dostrzegaliśmy, że jest to karawana z wielbłądami wyrzeźbiona w uchu igielnym. Albo skrzypce ze strunami i i smyczkiem, umieszczone wewnątrz ziarenka maku. Trudne do uwierzenia. Mikro-książka, w niej napisane jakieś dzieła Puszkina czy Czechowa, całość o wymiarze kilku milimetrów, a ma wiele kartek. Jak można pisać tak małe literki? I czym? 

Nie mógłbym parać się takim hobby. Moje ręce nie wytrzymują bez ruchu. Najdrobniejsze drgnienie palca oznaczałoby zrujnowanie projektu. Stąd mój podziw dla mojego ortodonty.

Nie mogę znaleźć w sieci tego konkretnego człowieka, którego podziwialiśmy w tamtej galerii, może to ten, co stworzył tę fregatę? Ten jest w Kijowie. http://microart.kiev.ua/en/gallery Z opisu wynika, że jest to fregata o nazwie "Fiński łabędź".

Łabędź z Finlandii
Kadłub fregaty żaglowej ma długość 3,96 mm, olinowanie ma grubość 0,003 mm, co jest 400 razy cieniej niż ludzki włos. Model wykonany jest ze złota, platyny i szkła. Składa się z 280 detali. Jest to multi-zminiaturyzowana kopia 96-metrowego oryginału położony w zatoce miasta Turku w Finlandii.

Środa

Kiedy przyjechaliśmy na dworzec Szczecin Główny, koło północy, po długiej wędrówce jakimiś korytarzami wyszliśmy na miasto. Przed przeszklonymi drzwiami oparty o murek leżał człowiek. Obok niego torba podróżna. Wodził mętnym wzrokiem wokół, był skonany, może pijany, naćpany, cholera wie. Obok stali policjanci kompletnie nim nie zainteresowani. 

Gdy wyjeżdżaliśmy dwa dni później o 7 rano - leżał w tym samym miejscu. Z tą samą torbą. I miał te same półprzytomne oczy. Przypomniał mi się widok bezdomnych na Dworcu Centralnym w Warszawie. Nie dawali się stamtąd usunąć, przenieść choćby przez Marka Kotańskiego, którego uwielbiali. Ich życie należało do Dworca. Tu sobie radzili. Tu umieli znaleźć jedzenie i kasę na alkohol, często salicylowy w dworcowej aptece, albo azulan. Znajdowali pety. Rinke zrobił kiedyś program o nich - ucieszyli się, kiedy dostali od niego darmową zupę. Dwójkę zabrał ze sobą, żeby im dać szansę na nową biografię. Musieli przejść odwyk, przysposobić się do pracy, wykąpał ich, ubrał, znalazł im mieszkanie, za które płacił. Mieli pół roku, by stanąć na nogi. Kobieta i mężczyzna. Starali się i nie dali rady. Po paru tygodniach w pracy, którą i załatwił, zjawili się pijani. Koniec bajki.

Głowacki napisał o takich sztukę, która przyniosła mu sukces na Broadwayu. "Antygona w Nowym Jorku".

Wizerunek tego kolesia ze Szczecina wciąż mi się plącze przed oczami.

__
Czwartek

Obudziłem się z muzyką w głowie. Musiała mi się przyśnić i w przejściu ze snu w jawę jechać dalej. Z piosenką „Jericho” w wykonaniu Iniko. Z dodatkiem Daniela Hansona, który dla zabawy dograł ustami beat box i wielogłosy, do oryginału śpiewanego przez nią a capella. Tak rodzi się viral. Nowa miara sukcesu w świecie sztuki. Łazi za mną ta piosenka od wielu dni.

Kiedy grałem w "Grupie Rh-" w Klubie Medyków, głównym wokalistą był wzięty z naboru Andrzej Kozioł, po latach jeden z filarów zespołu Vox. Chłopak z Zamościa o niezwykłej barwie głosu i zaskakującym poczuciu humoru. W wolnych chwilach bawiliśmy się na różne sposoby. Uwielbiałem, kiedy wydobywając z siebie niskie basowe nuty niczym Paul Robeson  intonował słynną pieśń gospel „Jozue walczył w bitwie pod Jerycho”. Naprawdę, śpiewał ją wspaniale. A tu Mahalia Jackson.


Iniko stworzyła inną pieśń o Jericho. I teraz to ta pieśń mnie uwodzi.


Iniko jest mistrzynią krótkich form a capella. Czyli bez akompaniamentu.  Dzięki współczesnym technikom potrafi sama nagrać wiele głosów i stworzyć chór. A że jest bardzo muzykalna, więc powstają perły. Nie wiem co z nią będzie za rok czy dwa, czy jakaś wytwórnią ją połknie i namówi na nagranie hitów z bębnami, gitarami, syntezatorami, wtedy być może straci swoją świeżość - nie mam pojęcia. A chciałbym, by szła dalej równie śmiało. Świat potrzebuje nowych ścieżek. 

Do jej oryginalnego śpiewu Daniel Hanson, mistrz śpiewu wielogłosowego a capella, dograł swoją dekorację, mistrzowską :)
➡️ https://www.youtube.com/shorts/jLSvi8jQjBw

__

Piątek

Napisałem na Twitterze i Facebooku, że Sanah wyprzedała wszystkie bilety na swój wrześniowy koncert na Stadionie Narodowym. Super! Ucieszyło mnie to bardzo. Każdy sukces świata muzyki cieszy. Znak, że ludzie kogoś  lubią, podziwiają, pożądają, chcą go na wielkiej scenie i że showbiznes trwa.

Pośród licznych komentarzy kilka trudnych do przełknięcia. Że Sanah jest beznadziejna, że nie daje się jej słuchać, że nie to co Demarczyk, czy Prońko, że jęczy, beczy, sepleni. Czyli źle, że ludzie jej chcą, bo chcą kogoś niewłaściwego, złego. To samo spotyka Zenka, choć jest z innego świata. Ja pierdolę. Przypomniała mi się Szydło, kiedy powiedziała, że Oscara "Ida" to zły film, który niezasłużenie dostał statuetkę. gdyby spełnić wszystkie oczekiwania Polaków, aby komuś się nie powiodło, nikomu by cię nic nie powiodło.

Janusz Głowacki powiedział: "U nas sukcesu i wielkości się nie wybacza. Różne rzeczy możemy darować, ale sukces jest niewybaczalny." 

___
Sobota

Trwają jakieś Igrzyska Europejskie w Krakowie i innych miejscach. Na stadionie lekkoatletycznym najlepsi europejscy sportowcy i sportowczynie, na widowni - pustki. Pewnie ci, co nie lubią Sanah, są zachwyceni, że komuś nie wyszło. Ewa Swoboda mówi "Głupio się biega na tak pięknym stadionie przy pustej widowni". Na pewno. 

Jestem fanem lekkiej atletyki. Kocham ją sto razy bardziej od piłki nożnej. Kiedy byłem dzieckiem, mieliśmy genialnych lekkoatletów, złotych medalistów olimpijskich, rekordzistów świata. Pewnego dnia ktoś zapodał na podwórku, że w podstawówce, do której śmigałem zjawił się Marian Foik, wspaniały sprinter, jeden z najszybszych ludzi globu. Pognaliśmy. Rzeczywiście, stał przed wejściem do sali gimnastycznej, gdzie dorośli zdawali wieczorową maturę. Podobno aplikowała jego żona. Serce mi waliło. Bałem się podejść.

Przez lata łaziłem na X-lecia i Skrę na mityngi Kusego. Uwielbiałem te 3-4 godziny na ławce, z kanapką i termosem. Widziałem z bliska niebotyczne wyczyny Ireny Szewińskiej, Władka Komara, z którym połączyła mnie kiedyś półgalonowa butla whisky, Władka Kozakiewicza, Jacka Wszoły, niezwykłego Andrzeja Badeńskiego. Zawsze były tłumy. A teraz - żywego ducha. Sportowców na murawie więcej, niż widzów w sektorach.

Świat się zmienia. Mam w telewizji satelitarnej kilkanaście kanałów sportowych, w większości z nich rządzi piłka nożna. Drugi jest tenis, no i boks. Lekka atletyka jest w medialnych niszach, na kanałach Polsatu odrębnie płatnych, więc miliony ludzi nie widzą pchnięcia kulą przez całe swoje życie. Skąd mają wiedzieć kto jest mistrzem i czy warto iść? Gdyby z mediów podobnie wykasować polityków - byłoby spokojniej i na wybory nikt by nie poszedł.

__

Teraz jest niedziela, godzina 16 z minutami. Miałem zarwaną noc, dużo czytałem, sporo pisałem muzyki, jakieś niepokoje mną targały, deszcz dudnił, wiatr hulał. Mam zagrać na festiwalu bluesowym w Suwałkach. Mam zagrać na FAMIE w Świnoujściu. Mam zagrać w Katowicach w jednym klubie. Janusz Rudnicki wydał nową książkę, trzymam za niego kciuki, jutro ją kupię. Maleńczuk świetny w rozmowie z Tomkiem Lisem na YT. Mam nagrać dwie piosenki nowe we wrześniu i mam mętlik w głowie jak to zrobić i z kim. Po długiej przerwie właściwie uczę się tego wszystkiego od początku :)

Tyle na ten moment.
Love.
ZH

Dziś ględzenie o 21:00 na moi Facebooku! Ślijcie pytania! ♥️


 

Zobacz również

Niezwykłość...
Dzisiaj
Instrukcja obsługi człowieka.

Komentarze (8)

Trwa ładowanie...