Żarciki

Obrazek posta

Żarciki

Bywają dni, że nic mi nie idzie. Żona mi wtedy podszeptuje „Nie wychodź z domu, bo znowu coś się wydarzy”. To „znowu” ma żółty kolor i na mojej drodze do Warszawy pojawia się kilkakrotnie. Żółty słupek o nazwie fotoradar. Ale na pocieszenie mam to: kiedyś dostałem taki mandat od żółtego. Najpierw widziałem błysk flesza, potem nadfrunął mandat, minęło kilka tygodni i nadeszło pismo: „Bardzo przepraszamy, że niepokoimy. Sprawdziliśmy dokładnie i po głębokiej analizie ustaliliśmy, że to nie Pański samochód przekroczył dozwoloną prędkość, ale pojazd na sąsiednim pasie. W związku z tym kwota mandatu została zwrócona na Pańskie konto”. No, to z tym może się równać tylko inne zdarzenie, z czasów PRL.

Miałem furgon mercedesa, granatowy metalik. Nie miałem polskiego prawa jazdy, jedynie amerykańskie. Jeździłem na nim bezkarnie po całej Polsce, milicja mnie zatrzymywała do kontroli, rozpoznawali mnie, patrzyli na to prawo jazdy, kręcili głowami, bo nie było w Polsce legalne, ale puszczali dalej. Pewnego razu jechałem na próbę do „Stodoły”. Pomykałem ulicą Górczewską, na wysokości Lumumby wyskoczył milicjant z lizakiem. Zjechałem na chodnik, a on salutuje i mówi do mnie: „Gdzie pan jedzie panie Zbyszku?”. „Do ‘Stodoły’ na Batorego” – odpowiedziałem. „To niech pan nie jedzie tędy, niech pan skręci tu, przebije się do Wolskiej, dalej do Kasprzaka. Dziś jest pogrzeb Przemyka, mamy rozkaz przeszukiwać wszystkie ciężarówki, szukać ludzi ‘Solidarności’, Bujaka i innych, wie pan, a z pana prawem jazdy…. niech pan poczeka…”. Nacisnął walkie talkie, zapytał „Kto stoi na Niepodległości?… (coś zazgrzytało w odpowiedzi) ...Taaa…. Dobra, będzie jechała niebieska ciężarówka merca, przepuście ją bez kontroli, to Hołdys jedzie na próbę do ‘Stodoły’”.

Tak, że tak.

Więc tydzień temu padł mi komputer. Zdechł ekran. Jeden z moich sąsiadów prowadzi sklep i serwis Apple, który polecam – firma Lantre. Super ludzie. Powiedział, że go naprawią, a na czas wymiany ekranu, bo inaczej się nie da, dostanę nowy. I na tym nowym przeczytałem tego newsa. Podczas ślubu w Wenezueli urzędnik zadał obowiązkowe pytanie pannie młodej, czy chce wyjść za swojego partnera i dziewczyna dla jaj odpowiedziała „nie”. Urzędnik zdębiał, a panna młoda zaśmiała się i szybko wytłumaczyła, że był to tylko żart - i oczywiście „tak”. Jednak urzędnik był nieugięty, oznajmił, że pierwsza odpowiedź się liczy, nie ma przeprosin i przerwał ślub. Natychmiast mi się przypomniała sytuacja z przeszłości. Kościół Świętej Anny, w którym dawno temu każdego roku odbywała się msza ku pamięci Jimiego Hendrixa, tym razem gościł mojego kumpla i jego narzeczoną. Sytuacja odświętna, my zdeczka pijani, kumpel też zdrowo podcięty, a i ksiądz, który był jego wujkiem, takoż. I kiedy nadchodzi moment owego pytania, ksiądz lekko mamrocząc pyta pana młodego: „Czy chcesz Andrzeju pojąć za żonę tę tutaj…” i tu zaczęło się rozpaczliwe szukanie czegoś w pamięci, po czym nastąpiło warknięcie w stronę kumpla „...jak ona ma na imię?”.

Mój kumpel z podwórka, poważny żul o ksywie Zdechły, stanął kiedyś przed kolegium orzekającym, gdyż zwyzywał sąsiadkę (jak twierdził, pomylił ją z kimś innym). „Czy obwiniony używał wyrazów wulgarnych w stosunku do obywatelki?” – zapytał prowadzący posiedzenie. Kumpel wykonał gitowskie machnięcie głową i nonszalancko rzucił „Ja, kurwa, klęłem?!”. Cały skład kolegium skrzywił twarze. Po kolejnych kilku pytaniach przewodniczący wypowiedział formułkę: „Co obwiniony chce powiedzieć w ostatnim słowie?”. I na to kumpel odparł z szyderczym uśmiechem „Proszę o wyrok śmierci”. Od wkurzonego kolegium dostał najwyższą możliwą karę: „25 dni Mazowsza”. Tak nazywaliśmy roboty drogowe w pomarańczowych kamizelkach, przy torach tramwajowych.

Adam Pilawa był cudownym dzieckiem muzyki. Grał na wielu instrumentach, przy czym wiodącym były skrzypce. Był ładnym chłopcem, Ś
lązakiem, pijącym tęgo, i wirtuozem, który przez jakiś czas grał nawet z SBB i z którego odszedł do 2+1. Z tymi ostatnimi jechali do Włoch i w przeddzień Adaś zawitał do Warszawy by nieco pobalować. Oczywiście miał ze sobą skrzypeczki. Była to jakaś czeska tandeta, którą przemalował na biało, a przez wycięcia w pudle napisał w środku flamastrem „Stradivarius 1410”. Gdy rano się ocknęliśmy, zamówiliśmy taksówkę na lotnisko i Adaś wyruszył w podróż życia.

Nie pamiętam już kto, ale ktoś z nas zadzwonił na lotnisko i dla jaj poinformował stosowne służby, że dziś lotem do Rzymu ma zamiar odlecieć młody człowiek, który chce wywieźć bezcenne skrzypce Stradivariusa. Dla niepoznaki przemalował je na biało, ale sygnatura lutnika wewnątrz wewnątrz jest. Ot, żarcik. Okazało się, że Adasia na lotnisku zatrzymali, skuli w kajdanki, trzymali 48 godzin, aż przyjechał ekspert, który na widok instrumentu parsknął śmiechem, a już podpis wewnątrz korpusu go powalił. „Stradivarius miał zielony flamaster?!” Adaś się nie pogniewał, choć na koncert Rzymie nie dojechał. Niestety, kilka lat później w Chicago zginął w tragiczny sposób – przygniotła go przewracająca się szafa z odzieżą.

Adam Pilawa


Wielu ludzi uznało decyzję Sławomira Nitrasa o zaproszeniu na Campus Polska tzw. symetrystów, za zdradę, dywersję i szkodzenie opozycji. Chodzi o Marcina Mellera, Grzegorza Sroczyńskiego, Jana Wróbla i panią Dominikę Sitnicką, czyli ludzi, którzy są utożsamiani z hasłem „Nie straszcie PIS-em”. Natychmiast mi się przypomniały dwie sytuacje amerykańskie. Geraldo Rivera to słynny, dziś już 80-letni dziennikarz, który zasłynął opublikowaniem na antenie telewizyjnej tzw. filmu Zaprudera – nakręconego przypadkiem na taśmie 8mm momentu zamachu na Johna. F. Kennedy’ego. Kilka lat później odnalazł chicagowską kryjówkę Ala Capone i pokazał ją całemu światu. Facet ma smykałkę do tematów skandalizujących i wybuchowych. Pewnego razu zaprosił do swojego telewizyjnego talk show ludzką zbieraninę, m.in. neonazistę, członka Ku Klux Klanu i radykalnego działacza Czarnych Panter. Po raz pierwszy Ameryka zobaczyła w programie na żywo kim są tacy ludzie, jak na siebie reagują, co głoszą. W pewnej chwili doszło do ostrej wymiany zdań, której dyskutanci nie wytrzymali i rzucili się na siebie z pięściami. Jako, że była też widownia pełna zwolenników wszystkich grup, doszło do bitwy pod Grunwaldem, z użyciem krzeseł. Geraldo, pełnokrwisty Latynos, próbował bijących się rozdzielić, ale zarobił krzesłem w głowę i ze złamanym, krwawiącym nosem, obwieścił koniec programu. Pozostaje pytanie: dobrze zrobił zapraszając takich ludzi do wspólnej dyskusji, czy źle? Albo idąc dalej: dobrze, że Ameryka zobaczyła prawdziwą skalę nienawiści między różnymi społecznościami subkulturami?


W apogeum awantur wokół Janka Pospieszalskiego i jego telewizyjnego programu zrobiłem z nim wywiad do „Wprost”, kierowanego wówczas przez Tomasza Lisa. Też słyszałem syk, ale potem wywiad się ukazał i syk ucichł. Kolejny wywiad zrobiłem z Jaruzelskim. Usiłowano zbratać mnie z nim, ale w dupie to miałem. Gigantyczny wywiad wyszedł – i wszyscy przycichli. Ważne jest bowiem używanie mózgu, nie emocji. Jaruzel nie miał lekko, podczas autoryzacji chciał właściwie usunąć każde słowo, negocjacje trwały dłużej niż sam wywiad. Jeśli młodzi na Campusie będą zadawać szczere i bezkompromisowe pytania – symetryści zobaczą ile zła uczynili. Jeśli młodzi ugną się i ulegną symetryzmowi – będzie to sygnał mówiący o skali zaniedbań poczynionych w procesie edukacji.

Tylko kilka osób stanęło w obronie Natalii Janoszek, dziewczyny, która mówi o sobie jako o sławnej w Indiach aktorce, którą postanowił wdeptać w glebę sportowy macher Krzysztof Stanowski. Całe połacie internetu stanęły po jego stronie i tylko nieliczni poczuli niesmak na widok całej tej akcji. Ludzie uwielbiają krwawe jatki. Co mnie zaskoczyło (i ucieszyło) w obronie dziewczyny stanął Edward Miszczak, twórca wielkiego katalogu gwiazd telewizyjnych w epoce rozkwitu TVN, dziś dyrektor programowy Polsatu. Pamiętam wywiad, w którym Miszczak dość obcesowo powiedział, że jest w stanie z każdego uczynić gwiazdę w sekundę, ale również na pstryknięcie palcami zakończyć czyjąś karierę. Było to bardzo złowrogie. Teraz Miszczak mówi, że Stanowski to robi dla poklasku i pieniędzy, i uważa to postępowanie za słabe i niesmaczne. Słusznie. Widzę w tym promyczek samokrytyki.

Doszliśmy do momentu, w którym dla emocji i zarobku można zrobić wszystko. W ringu ma stanąć skoczek narciarski Piotr Żyła i naparzać się w MMA (czyli wszystkie chwyty dozwolone) za dwa miliony złotych. Trwają negocjacjee. Nie wiadomo za ile tłukli się byli sportowcy – Tomasz Hajto (piłkarz) i Zbigniew Hartman (siatkarz), ale mówi się o 600.000 złotych. 100.000 złotych dostała Maja Staśko, aktywistka feministyczna, która walczyła w ringu na strzały z pięści, kopy w brzuch, uderzenia bykiem z inną kobietą. Grubo ponad 100.000 złotych dostał lewicowy aktywista i poeta Jaś Kapela za walkę z pisowskim telewizyjnym manipulatorem Ziemowitem Kossakowskim. Doszło do tego, że na walki freaków walą nieprzytomne tłumy, ludzie masowo wykupują płatne transmisje, honoraria za walki nikogo z nikim są o wiele wyższe od najwyższych nawet uposażeń gwiazd sportu, kultury czy biznesu. Prawdziwy sport i szlachetna rywalizacja przegrywają z ludożerstwem.

Mark Zuckerberg i Elon Musk

W sumie kto wie, czy ustawki kiboli nie powinny stać się dyscypliną sportową – walka na środku stadionu, przy pełnej widowni, kilkudziesięciu osiłków z kijami bejsbolowymi, maczetami, uderzeniami cegłą, ustalone niczym mecz, ale bardziej widowiskowy. Świat przygotowuje się do walki Elona Muska z Markiem Zuckerbergiem w ringu i to jak najbardziej serio. Już dziś jest nazywana "Największą walką w historii". Przed chwilą Musk zapowiedział, że transmisja z pojedynku w klatce zostanie puszczona za friko na platformie X (tak teraz nazywa się Twitter). Zastanawiam się kiedy dojdzie do walk w ringu między politykami, np. Mejza vs Nitras, albo Sasin vs. Kołodziejczak. Może to by rozwiązało sporo konfliktów?


Dziwne czasy :)
ZH


Widzimy się o 21:00 na FB!!!
A od 16:00 na Tour De Konstytucja pod Syrenką nad Wisłą!
 

Zobacz również

Dzisiaj
Drama
Ręce nad klawiaturą

Komentarze (0)

Trwa ładowanie...