Pójdź za Mną.
Skacz, Ja Jestem.
Chcę, byś chodził po wodzie.
Wstań i żyj.
Chcę, abyś był uzdrowiony.
Wypłyń na głębię, mówili.
A tu burza na horyzoncie i jakoś tak straszno.
Ostatnio sporo myślę o zaufaniu Bogu.
Łatwo Mu ufać, kiedy nam się wszystko układa.
Ale kiedy życie zaczyna przypominać zbieraninę puzzli z 47 lat istnienia jakiejś przedziwnej sali zabaw... to jakoś tak ciężko znaleźć sens i przyczynę zaufania.
Taki stan rzeczy - nie pasuje nic do siebie, a masz czuć się jak w niebie...
Zaufanie Bogu to taka niebieska łódka pełna wody, do której wsiadasz mimo wszystko.
Bo wiesz, że nie utoniesz.
Bo wierzysz kapitanowi.
Bo ufasz Jego doświadczeniu.
Wiesz, że to On steruje i panuje nad wichrem.
Nawet w środku sztormu, który pozostawi potem Twoje życie w stanie rozbiórki.
Takim przypominającym ten powyższy stos puzzli - każdy z innej paczki.
Moje życie.
Taki będzie napis na moim nagrobku:
Była sprzątaczką, babysiter i pomocą domową, szefem zespołów w NGO, nauczycielem, animatorem Kościoła, urzędniczką, szefem, podwładnym. Była kimś, kto może wszystko ogarnąć, opisać, zrozumieć, a kryzys zamienić w sukces, porażce namalować wąsy i włożyć jej kapelusz klauna. Była instruktorką harcerską, puszczaninem, twórcą oryginalnych warsztatów i artystą w ZHP. Silna Duchem. Mimo wszystko.
Była instruktorem kultury, prowadziła festyny i kiermasze, różne eventy. I też w tym wszystkim była głównie mamą, żoną, córką, siostrą, synową, szwagierką, kuzynką, nieco wyrodną wnuczką, i wojownikiem spraw rodziny.
Szefową firmy. Współautorką lub twórcą przedziwnych interdyscyplinarnych projektów.
Był w niej pisarz i poeta - dało się czytać.
Była przyjacielem. Nawet i wrogów się dochowała niechcąco.
Tylko Bóg wie, jak do tego doszło i jak to zszyć.
Amen.
Kolejne dziesiątki lat przede mną.
Chyba będzie fajnie.
No to co, wsiadamy w te niebieskie łódki?
*
Szukaj mnie na FB i Instagramie (teo_yola). Szykuję niespodzianki!
Trwa ładowanie...