Sebastian Antonowicz: W skali od zera do dziesięciu kondycję polskiego mężczyzny oceniam na dwa-trzy
Mężczyzna w Polsce (...) to człowiek pracujący ponad siły, znacznie więcej niż 40 godzin tygodniowo. To człowiek chronicznie zmęczony, wyczerpany, a jednak często robiący dobrą minę do złej gry, bo "tak robi prawdziwy facet" - mówi Sebastian Antonowicz, który dyżuruje w telefonie zaufania dla mężczyzn.
Dzwonię do pana i mówię, że właśnie straciłem pracę, nie wiem, co ze sobą zrobić, a jedyne, co mi przychodzi do głowy, to kupić butelkę wódki i dwa piwa na rano.
To realny scenariusz.
Bo sam dwa lata temu byłem w takiej sytuacji. Koniec listopada, święta za pasem, a ja przez własny błąd tracę robotę, i to z dnia na dzień. Jak byśmy rozmawiali, gdybym wtedy do pana zadzwonił?
Wszystko zależałoby od tego, co to nagłe bezrobocie dla pana oznaczało. Dla niektórych taka nagła utrata pracy może być szansą, ale dla większości to będzie oznaczać raczej kryzys, zwłaszcza teraz, gdy pocovidowa gospodarka nie wyszła jeszcze na prostą, mamy wojnę w Ukrainie, kryzys energetyczny i jedną z najwyższych w Unii Europejskiej inflacji. Bezrobocie dla większości z nas będzie poważnym zagrożeniem. Łatwo więc się poczuć przytłoczonym i zagubionym w takiej sytuacji.
I co wtedy?
Wtedy potrzebujemy wsparcia, ale także informacji i odpowiedzi na pytanie: co dalej? Sam pan zresztą powiedział: "Nie wiedziałem, co ze sobą zrobić". Jeśli ktoś pracował 15–20 lat w jednym miejscu – nie mówię, że to pana przypadek – to być może też wcale nie interesował się innymi posadami, nie potrzebował informacji o biurach pośrednictwa pracy, portalach z ogłoszeniami o pracę. Taka osoba, trafiając nieoczekiwanie na bezrobocie, może potrzebować bardzo podstawowych informacji, na przykład gdzie i jak szukać nowej pracy albo jak sobie załatwić ubezpieczenie zdrowotne.
I pan jest przygotowany, aby mną pokierować – jak sobie ogarnąć ubezpieczenie i napisać CV?
Ja podchodzę do sprawy nieco inaczej.
Czyli jak?
Udzielam wsparcia mobilizującego do poszukania odpowiedzi na te pytania. Jeśli potrzebujący nie wie, co z ubezpieczeniem zdrowotnym, zadam mu pytania, które pozwolą mu uporządkować ten nowy dla niego świat. "A jak pan myśli, gdzie to można sprawdzić? Gdzieś trzeba pójść? A może wystarczy najpierw zadzwonić? A może są jakieś strony w internecie, na których można znaleźć te informacje?" To moim zdaniem daje lepsze efekty niż podawanie wszystkiego na tacy.
A jeśli nie miałbym siły tych informacji szukać samodzielnie?
W takiej sytuacji jestem przygotowany, aby usiąść z panem po drugiej stronie słuchawki i razem tę informację znaleźć. Najczęściej jednak spotykam się z potrzebą wsparcia emocjonalnego, którą mamy wszyscy: żeby w tym, co przeżywamy, ktoś po prostu z nami był. I czasem takie wsparcie dostajemy ze strony bliskich, rodziny, przyjaciół.
Ja tego dnia miałem do kogo zadzwonić. Pierwszy atak strachu przerobiłem z kimś, kto mnie kocha i wspiera. Potem mogliśmy sobie razem próbować poukładać, co dalej.
Brawo! I to jest fantastyczna sytuacja, ale jest bardzo wielu mężczyzn, którzy nie mają w takiej sytuacji z kim porozmawiać. Nie mają nie tylko kogoś, kto ich kocha, ale nawet przyjaciela czy bliskiego znajomego. I tu osobą, która zadba o tę pierwszą potrzebę, może być właśnie operator naszego telefonu zaufania.
A ja widzę jeszcze jeden scenariusz. Mężczyzna ma żonę, którą kocha, ale się wstydzi albo nawet boi przyznać przed nią, że stracił pracę. Nie wyobraża sobie, że wróci do domu i powie: "Kochanie, słuchaj, jest źle, właśnie wylali mnie z roboty i nie wiem co dalej. Przecież mamy dzieci i kredyt na mieszkanie".
I tu uderzamy z grubej rury w bardzo poważny temat, jakim jest kultura patriarchalna, w której żyjemy. W patriarchacie to na mężczyźnie spoczywa cała odpowiedzialność za utrzymanie rodziny. A gdzie w tym wszystkim jest jego dobro? Przecież pierwsze, co w takiej sytuacji należałoby zrobić, to pozwolić mu zrozumieć, że aby pomagać innym, musi najpierw pomóc sobie. Nie pomoże ani sobie, ani swoim bliskim, jeśli wszystkie te trudne przeżycia i emocje będzie w sobie kisił. Nie da też rady dalej spłacać kredytu na mieszkanie, jeśli jest jedyną osobą zarabiającą w rodzinie.
Jeżeli obawiamy się otworzyć przed bliską nam osobą, boimy się powiedzieć, że coś tak trudnego jak utrata pracy nas spotkało, warto zadać sobie pytanie, czy ta osoba jest faktycznie mi bliska. A skoro jest i mnie kocha, to warto zdobyć się przed nią na otwartość. Może niekoniecznie od razu wykrzyczeć od progu: "Wylali mnie z roboty, to już jest koniec wszystkiego, wszyscy zginiemy z głodu!". Może warto usiąść razem i w miarę możliwości w stonowany sposób porozmawiać o tym, co się stało. Ja wierzę w otwartość w związkach.
Tymczasem my, mężczyźni, tej otwartości często unikamy. Bo jak to? Oto ja, wielki macho, twardziel, wyjdę na słabeusza, a wtedy bliska osoba na pewno mnie zostawi i dzieci przestaną mnie szanować. I to jest to błędne, wyniszczające podejście, którym obarczamy również, często nieświadomie, następne pokolenia. Przecież dzieci widzą, co się dzieje. Dzieci czują, że coś jest nie tak, że jest napięcie w domu, że tata wychodził codziennie do pracy, a teraz siedzi całymi dniami w domu.
OK, a tę flaszkę mogę wypić czy nie? Przecież potrzebuję jakoś odreagować.
Widzę potrzebę odreagowania, ale nie w ten sposób, aż kłujący w oczy męskim stereotypem. Odradzałbym alkohol, tak samo jak odradzałbym narkotyki.
No to jak odreagować?
A jak pan odreagował?
Poszedłem po ćwiartkę i dwa piwa.
I pomogło?
W tamtej chwili tak – bo przecież alkohol i poprawia humor, i znieczula. Poranek zresztą też miałem przyjemny, bo nie musiałem się zrywać na szóstą do redakcji. Ale ja akurat należę do tych osób, którym zwolnienie z pracy dało motywacyjnego kopa. Samemu trudno byłoby mi podjąć decyzję o odejściu, o rezygnacji ze stałej pensji, aby poświęcić się pisaniu na freelansie. Ja sobie swoje zwolnienie ostatecznie bardzo chwalę.
Teraz pan sobie chwali, ale może wtedy nie był pan do końca przekonany, czy aby na pewno to będzie właśnie szansa, a nie zagrożenie. Mam rację?
Na wyrost zakładałem, że to będzie szansa, ale strach przed nieznanym oczywiście był. No i były też bardzo trudne chwile. Zresztą do dziś się zdarzają, bo strata pracy jest wydarzeniem traumatycznym.
My niemal zawsze zakładamy, że utrata pracy to koniec. A najczęściej koniec jednego to jednocześnie jest początek czegoś nowego. Ale jak sobie z tym poradzić w pierwszej chwili? Pana akurat alkohol na moment znieczulił i to panu wystarczyło, ale komuś nie wystarczy i może nie być w stanie przestać pić. Dlatego ja radzę, aby ten pierwszy moment spędzić z kimś bliskim i opowiedzieć o tym, co się stało, wyrzucić z siebie emocje, jeśli tylko mamy na to przestrzeń. To jest bezpieczny sposób odreagowania. Mówienie pomaga, bo rozładowuje napięcie. Ale jeśli mężczyzna nie może z najbliższą osobą rozmawiać albo nie ma nikogo takiego, niech zadzwoni do nas, pod numer 608 271 402.
A dlaczego ten telefon zaufania jest dla mężczyzn? Ja pamiętam z zamierzchłych czasów swojej podstawówki telefon zaufania dla młodzieży…
I on dalej działa!
…ale wyłącznie dla mężczyzn?
Dane z ostatnich lat wyraźnie pokazują, że w Polsce to mężczyźni znacznie częściej odbierają sobie życie. Nasz telefon zaufania przy Instytucie Przeciwdziałania Wykluczeniom powstał po to, aby wszyscy mężczyźni w potrzebie mogli swobodnie porozmawiać o swoich problemach, o swojej psychice, o swoich "męskich sprawach". Pomagając im, wpływamy na cały ich "ekosystem", na wszystkie osoby wokół nich. Na przykład pokazujemy mężczyznom, że wcale nie muszą być zawsze silniejsi, i tym samym mężczyźni sami zauważają, że nie muszą nad nikim dominować i że kobiety są im równe w hierarchii. A przy naszym telefonie zaufania dyżuruje zawsze mężczyzna.
I to ma znaczenie?
Dla wielu mężczyzn to właśnie płeć rozmówcy będzie tym czynnikiem, który ich otworzy i zachęci do zwierzeń. Bo przed kobietą, także psycholożką, także anonimowo, niektórym trudniej będzie się otworzyć. Oczywiście, obiektywnie rzecz ujmując, obawa przed otwartością wobec kobiet jest zupełnie nieuzasadniona. Ale często trudno nam pokazać swoje prawdziwe "ja", swoje niedoskonałości, słabości. Szczególnie wobec osób, które są dla nas w jakimś stopniu atrakcyjne. Wtedy niektórzy z nas zakładają, czasem zupełnie nieświadomie, maskę.
Jaką maskę?
Samca alfa, bohatera, zwycięzcy. Odgrywają rolę twardziela.
Przed psychologiem? Przecież to jak wizyta u lekarza.
Tak, bo nas, mężczyzn, w kulturze patriarchatu wychowuje się – albo powiem bardziej dosadnie: hoduje się nas – abyśmy wyrośli na wielkiego, muskularnego, twardego, dbającego o wszystko i wszystkich bohatera. To od nas się oczekuje, że zarobimy na rodzinę, to my mamy wybudować dom, spłodzić syna i zasadzić drzewo. To właśnie my jako pierwsi mamy radośnie dawać się zabijać na wojnach.
A czego się nas w tej indoktrynacji nie uczy? Rozmawiania o swoich problemach. Ba! Nas się nawet nie uczy wyrażania swoich emocji. Od pokoleń musztruje się nas, mówiąc, że opowiadanie o emocjach, obawach jest niemęskie. Mamy XXI wiek, a ja nadal słyszę, że "chłopaki nie płaczą", słyszę "zachowuj się jak facet". Nasz telefon Instytutu Przeciwdziałania Wykluczeniom powstał także po to, aby odczarowywać ten szkodliwy mit. Przecież nie każdy mężczyzna wpisuje się w rolę bohatera. I wcale nie powinniśmy być zmuszani do tego bohaterstwa. Bohaterowie świetnie wyglądają na pomnikach i w literaturze romantycznej. I tam właśnie jest ich miejsce. Nie każdy chce ginąć tylko po to, żeby ktoś o nim potem powiedział: "Ależ był z niego bohater!".
Nie każdy? To chyba mało powiedziane. Ja myślę, że mało który z nas. Przecież bohaterstwo cechuje mężczyzn wyjątkowych, choć tu już sam łapię się na wpadaniu w koleiny patriarchalnych sądów. Ja się jednak przyznaję, że choć światopoglądowo sytuuję się na antypodach patriarchatu i tej męskiej bohaterszczyzny, to nierzadko odczuwam właśnie tak, jak mnie ten patriarchat wyhodował.
No właśnie! To jest często silniejsze od nas, prawda? I tak jak na poziomie intelektualnym można mieć świadomość szkodliwości tych wzorców, tak już na poziomie emocjonalnym, gdzieś głęboko w nas, mamy to męskie bohaterstwo wpojone. I ja to mam, i pan! Nasi ojcowie i nasi dziadowie mieli to wpajane od najmłodszych lat. I dalej wpaja się to naszym braciom i naszym synom.
Nie pozwalamy sobie na okazywanie emocji i mówienie o naszych problemach. A z jakimi emocjami i problemami mężczyźni do pana dzwonią?
W naszym telefonie zaufania mamy zasadę, że o tym nie rozmawiamy "na zewnątrz". Ja jednak działam też w innych obszarach pomocy psychologicznej. I wiem, że mężczyźni szukają pomocy w szeroko pojmowanym zakresie potrzeb psychicznych. Dotykają ich brak wiary w siebie, utrata sensu życia. I to nie tylko w sytuacji zwolnienia z pracy, ale także w na pozór zwyczajnych, codziennych momentach. Ktoś wraca do domu, siada w kuchni i ni z tego, ni z owego dopada go pytanie bez odpowiedzi: ale po co to wszystko? Mężczyźni skarżą się na ciągły stres, lęk i samotność. Pojawiają się u nich zachowania autodestrukcyjne, myśli samobójcze, problemy z przemocą psychiczną i fizyczną.
Jakby pan ocenił więc zdrowie psychiczne i kondycję psychologiczną mężczyzn w Polsce pod koniec 2022 roku? Jak my się dziś czujemy?
Najogólniej rzecz ujmując, bardzo często czujemy się źle.
W skali od zera do dziesięciu?
Gdybym miał to określić w skali od zera do dziesięciu, to bardzo intuicyjnie powiedziałbym, że jesteśmy gdzieś między dwa a trzy.
To bardzo źle.
Jesteśmy po covidzie, za naszą granicą trwa wojna, do tego jest w Polsce niespotykana od dekad inflacja. Pan przypomni, ile ta inflacja oficjalnie wynosi? 18–20 proc.?
W listopadzie ponad 17 proc.
Ale jak już pójdzie pan po masło i mleko, to się okazuje, że ceny podskoczyły nawet o 100 proc. Do tego ma pan do zapłacenia czynsz, rachunki za prąd i kredyt na mieszkanie. A jak dołożymy stereotypowo męski obowiązek samodzielnego zarabiania na całą rodzinę, to na efekty nie trzeba długo czekać.
Mężczyzna w Polsce pod koniec 2022 roku to człowiek pracujący ponad siły, znacznie więcej niż 40 godzin tygodniowo. To człowiek chronicznie zmęczony, wyczerpany, pozbawiony jakiegokolwiek zapału do działania, a jednak często robiący dobrą minę do złej gry, bo "tak robi prawdziwy facet". To też człowiek, który często musi wybierać, komu może pomóc – bo jeśli na przykład nie ma wystarczających środków na prywatne leczenie całej rodziny, to kogo wyśle do lekarza: pójdzie sam i zadba o swoje zdrowie, czy najpierw wyśle tam swoją osobę partnerską? A może jednak dziecko?
Siebie wyśle na końcu, wiadomo.
Wiadomo! Albo w ogóle do lekarza nie pójdzie. Ten statystyczny polski mężczyzna coraz częściej nie ma też ani czasu, ani siły, ani nawet chęci, by budować jakiekolwiek wartościowe relacje poza rodziną. A to przecież jest bardzo ważne! Nawet jeśli ktoś ma udane życie rodzinne, to wcale nie znaczy, że nie potrzebuje przyjaciół. A jeśli mężczyzna nie ma przyjaciół, to znów – nie ma się przed kim otworzyć. Nie ma komu opowiedzieć o swoich przeżyciach, emocjach, troskach, o swoich lękach. A do psychologa statystyczny mężczyzna Polak nie pójdzie.
A właściwie to dlaczego?
Najczęściej myśli i mówi tak: ja sobie sam z tym jakoś poradzę.
I może sobie poradzi?
Może sobie poradzi, a może nie! Ale od najmłodszych lat słyszy, że właśnie tak ma czuć i tak ma myśleć – że sobie poradzi sam, bez niczyjej pomocy. Jeśli więc mężczyzna już pójdzie do psychologa, to najczęściej zrobi to bardzo późno, gdy jego problemy będą ogromne, a jego stan bardzo ciężki. I takiego mężczyznę pod koniec 2022 roku w Polsce często widuję.
W skali od zera do dziesięciu daje pan nam dwójkę–trójkę, problemów wokół aż nadto, a gdy już pójdziemy do psychologa, to będziemy musieli dekonstruować całe nasze patriarchalne wychowanie.
Wiem, że to strasznie dużo, ale to wymaga czasu oraz delikatności. Tu jedna rozmowa może nie wystarczyć.
To czym ta jedna rozmowa z telefonem zaufania jest?
Myślę, że każda rozmowa z życzliwym i empatycznym człowiekiem może być kołem ratunkowym – działaniem na tu i teraz. Po to zresztą powstawały na całym świecie telefony zaufania. Jeśli mamy na przykład osobę w bezpośrednim zagrożeniu samobójstwem, to ona potrzebuje pomocy właśnie tu i teraz, a nie za cztery miesiące, gdy znajdzie się termin na 20-minutową wizytę u psychologa na NFZ. Musi zostać wysłuchana już przez kogoś, kto w stu procentach jest w stanie poświęcić się tej rozmowie. Dla mnie, przynajmniej na czas rozmowy, nie ma świata poza osobą, której pomagam.
Telefon zaufania to nie jest substytut psychoterapii. To jest pierwszy pomocowy krok – starter, rozrusznik.
"Proszenie o pomoc jest męskie" – takie hasło ma telefon zaufania. Czym w ogóle jest męskość? Z jednej strony mamy kryzys męskości, a z drugiej strony tę męskość się atakuje, mówiąc, że jest toksyczna.
Faktycznie uważam, że proszenie o pomoc jest męskie! A męskości właśnie poświęciłem parę lat badań, mój licencjat i jedną z moich prac magisterskich. Jest to dla mnie temat fascynujący, bo absolutnie niejednoznaczny i niejednolity.
Dla jednych obrazem kryzysu męskości będzie facet, który nie chce się ożenić, nie chce mieć dzieci, nosi długie włosy albo chodzi do kosmetyczki. Dla innych kryzys męskości wiąże się z pozbawieniem mężczyzn dominującej pozycji. Tych definicji znajdziemy mnóstwo, tak jak znajdziemy również mnóstwo definicji samej męskości.
Dla mnie kryzys męskości to jest ta zła i ciągle słabnąca kondycja zdrowotna i psychiczna mężczyzn. To jest właśnie ta dwójka w skali od zera do dziesięciu u mężczyzn, którzy w pędzie do spełniania oczekiwań społecznych zapominają o własnych, wewnętrznych i najgłębszych, a jednocześnie bardzo podstawowych potrzebach. Ja tak właśnie kryzys męskości postrzegam i tak go odczuwam.
A czym jest toksyczna męskość?
Ja tego terminu nie znoszę, bo błędnie sugeruje, że to mężczyzna jest tym czynnikiem toksycznym. A tymczasem toksyczna męskość pierwotnie była definiowana jako wszelkie toksyczne i przejaskrawione oczekiwania co do tego, jak powinni zachowywać się chłopcy, a potem mężczyźni. To te przekonania o tradycyjnej męskości, które są nam narzucane przez rodziców w procesie wychowania, a później przez społeczeństwo, a także przez Kościół. To przekonania, że mężczyzna ma być zawsze silny, dominujący, agresywny, a jedyną jego emocją może być złość czy gniew. Zachowywanie się zgodnie z tymi wzorcami jest nagradzane przez społeczeństwo patriarchalne, a wszelkie próby odchodzenia od tej toksycznej męskości w stronę męskości zdrowej i pozytywnej są karane przez innych mężczyzn, ale też przez kobiety.
Na przykład?
Mężczyzna pracuje od 18. roku życia w kopalni. Po co? Aby żona mogła zostać w domu i wychować mu czwórkę dzieci! Nigdy nie widział dla siebie innej roli, w której mógłby być doceniany. Zna wyłącznie rolę mężczyzny woła roboczego i samca do prokreacji. Każdy mężczyzna, który w jego otoczeniu był doceniany, miał żonę, x dzieci i pracował ciężko, najlepiej z narażeniem życia – bo przecież mężczyzna to bohater. A gdyby którykolwiek z mężczyzn z jego społeczności chciał żyć inaczej, to byłby natychmiast wyszydzany, i to od najmłodszych lat. My, faceci, sami siebie nawzajem karcimy, jeśli któryś z nas chce wychylić łeb z tej toksyczności.
Ale przecież coraz więcej mówi się i o zdrowiu psychicznym, i o well-beingu, mamy nawet od tego coachów w korporacjach.
Mamy. Ja sam jestem coachem w korporacji!
No właśnie, to chyba jednak coś się zmienia? Czy nie?
Zmienia się, owszem, ale głównie w naszej bańce. Czyli wśród mężczyzn z wyższym wykształceniem – pan pozwoli, że będę zgadywał – jak pan, prawda?
Zgadza się.
Mieszkających w dużych miastach?
Niestety tak, mieszkam w Warszawie.
O proszę! I ma pan pewnie doświadczenie pracy w korporacjach, najpewniej międzynarodowych. I w takich środowiskach kiełkuje ten well-being, o którym pan mówi. To powoli zaczyna funkcjonować. Jednak jeśli przyjrzeć się krytycznym okiem, w tych światłych korporacjach większość programów well-beingowych jest kierowana raczej do kobiet. Ale i tak to bardzo ważne, że chociaż korporacje międzynarodowe dbają o stan naszego zdrowia psychicznego. Tylko że to wszystko się dzieje w naszej społecznej bańce dużych miast, dużych firm i wysokiego wykształcenia. A przecież i nam, mężczyznom z bańki dobrobytu, trudno jest się odnaleźć w realiach patriarchalnych oczekiwań. Pomyślmy teraz o tych, którzy nie mają komfortu bańki, o tych, którzy nie mają tego coacha z międzynarodowej korporacji.
Telefon zaufania dla mężczyzn jest dziełem Instytutu Przeciwdziałania Wykluczeniom. Czy to znaczy, że mężczyźni są wykluczani? Tylko niech mi pan nie mówi, że przez kobiety, którym w głowach namieszały złe feministki, jak uważają na przykład zwolennicy Konfederacji.
Znam te teorie, ale ja nie czuję, aby mężczyźni byli jakoś szczególnie atakowani przez kobiety. Toksyczna męskość, a w zasadzie represje, które z niej wynikają, mogą być stosowane i przez kobiety, i przez mężczyzn – kto wie, może nawet po równo. A to, że mężczyźni są wykluczani, nie znaczy przecież, że kobiety nie są wykluczane. Jest wręcz przeciwnie.
Proszę popatrzeć na te stereotypowe cechy klasycznej toksycznej męskości. Siła fizyczna, dominacja, brak emocji, samodzielność, i to taka od najmłodszych lat, oraz potencja, we wszystkich tego słowa znaczeniach. Każdy facet, który w jakimś stopniu nie wpisuje się w którykolwiek z tych elementów, jest automatycznie wykopywany ze swojej społeczności, jeśli tylko w jego bańce przeważa ta toksyczna męskość. I narażony na ostracyzm społeczny ze strony osób każdej z płci. Mały chłopiec może usłyszeć i od ojca, i od matki: Nie rycz…
…jak baba.
Otóż to! W ten sposób można łatwo poniżyć za jednym razem i mężczyzn, i kobiety. Mężczyzna zachowuje się "jak baba". To znaczy, że kobietę sprowadzamy do "ryczącej baby" – słabej, nieudolnej. Ludzie bez względu na płeć tak właśnie wychowują swoje dzieci.
Mężczyźni są też wykluczani systemowo. Przechodzą na emeryturę w wieku 65 lat, czyli aż o pięć lat później niż kobiety, mimo że statystycznie żyją znacznie od kobiet krócej. Statystyczny mężczyzna może więc cieszyć się jesienią życia dziewięć lat, a kobieta 21 lat. To jest oburzająca niesprawiedliwość! A my, mężczyźni, jesteśmy od dziecka do tego programowani. Jesteśmy tak zindoktrynowani, że my się naprawdę na to godzimy, bo uważamy, że tak trzeba, że taka jest nasza rola. Może i niektórym z nas to się wcale nie podoba, ale do głowy nam nie przyjdzie iść pod Sejm, aby przeciwko temu protestować.
Swoją drogą, ta nierówność emerytalna uderza także boleśnie w kobiety, bo wraz z wcześniejszym przejściem na emeryturę kobiety otrzymują niższe świadczenia, bo odłożyły mniej składek. Czysta kalkulacja, która pokazuje, że to rozwiązanie jest absurdalne i niesprawiedliwe dla każdej ze stron. A jednak zarówno mężczyźni, jak i kobiety godzą się na tę niesprawiedliwość.
Jest i inny obszar – wykluczenie edukacyjne. Chłopcy, a później także mężczyźni, osiągają gorsze wyniki w nauce. Chłopcy powtarzają klasę dwa i pół raza częściej niż dziewczynki. Dlaczego tak jest? Przyczyn jest wiele. Klub Jagielloński, w raporcie "Przemilczane nierówności", odwołuje się do badań, które pokazują, że nauczyciele utrzymują skuteczniej uwagę uczniów tej samej płci. Czyli kobieta lepiej utrzyma uwagę dziewczynek, a mężczyzna – uwagę chłopców. A przecież w gronie nauczycielskim jest znacznie więcej kobiet niż mężczyzn. W podstawówkach 83 proc. nauczycieli to kobiety. W szkołach średnich jest nieco lepiej, ale przewaga kobiet jest znaczna. I tak to się ciągnie dalej, aż po mury samych uniwersytetów. Ponad pięć na dziesięć kobiet ma wykształcenie wyższe, a wśród mężczyzn tylko trzech na dziesięciu.
Stop, stop, stop! Może i mamy więcej lepiej wykształconych kobiet, ale z drugiej strony mamy szklany sufit i nierówności w zarobkach. A w tych światłych korporacjach z coachem i tak – zgodnie z patriarchalnymi wzorcami – rządzą twardzi faceci.
Zgadza się, ale znów jedno drugiego nie wyklucza. Jeśli chodzi o system edukacji, to mężczyźni są na poszkodowanej pozycji, bo na przykład oczekuje się od nich, że szybciej od kobiet osiągną samodzielność finansową, na przykład poprzez pójście do zawodówki, by szybciej mieć pracę zarobkową. Przez to nie zdobędą wyższego wykształcenia i być może będą częściej pracować w zawodach fizycznych, bardziej ryzykownych, gdzie łatwiej o uszczerbek na zdrowiu. Co przekłada się na to, że są bardziej schorowani, bardziej zaniedbani i wcześniej umierają. A kobiety owszem, statystycznie mają wyższe wykształcenie niż mężczyźni, ale częściej też pracują na stanowiskach poniżej swoich kwalifikacji lub słabiej opłacanych.
Ilu mężczyzn dzwoni do pana tygodniowo, aby porozmawiać?
Na przeciętnym dyżurze odbywamy po kilka rozmów. Czasami jest tak, że rozmów jest więcej, niż możemy udźwignąć. Gdy zaczynałem jako wolontariusz, nasz telefon zaufania działał właściwie dwa dni w tygodniu. Teraz psycholodzy są dostępni już w poniedziałki, wtorki, środy i czwartki. Działamy coraz szerzej. Zamierzamy wydłużyć godziny pracy naszego telefonu, ale to jest wciąż tylko kropla w morzu potrzeb. Czuję, że my nadal trafiamy przede wszystkim do ludzi z naszej bańki. Ale co z tymi, którzy nie słyszeli jeszcze, że mogą do nas zadzwonić?
Sebastian Antonowicz. Jest coachem i trenerem umiejętności interpersonalnych. Zrealizował blisko tysiąc godzin pracy w Stowarzyszeniu Psychologicznym oferującym wsparcie dla osób z zaburzeniami psychicznymi. Prowadzi działalność psychoedukacyjną online dla osób dorosłych, która promuje wzmocnienie i aktywną postawę w utrzymywaniu zdrowia psychicznego.
Bartosz Rumieńczyk. Dziennikarz zajmujący się migracjami, uchodźstwem, prawami człowieka i prawami zwierząt. Przez pięć lat związany z redakcją Onetu, obecnie niezależny. Jego artykuły można przeczytać na łamach Tygodnika Powszechnego, Krytyki Politycznej, OKO.Press, Przeglądu czy Wirtualnej Polski. Współtworzy projekt Historie o człowieku.
Wywiad przeprowadzony przez Bartosza Rumieńczyka z Sebastianem Antonowiczem był pierowtnie opublikowany na łamach magazynu GAZETA.pl dnia 12.12.2022
Sebastian Antonowicz o zdrowiu psychicznym
Trwa ładowanie...