Jak każda osoba masz za sobą podpisanie pewnie nie jednej umowy. Nieważne, czy to umowa zlecenie, umowa o pracę, umowa o dzieło, umowa b2b czy umowa kupna sprzedaży lub nawet zwykła umowa na telefon albo kablówkę.
Przyznaj się, ile z nich przeczytałeś w całości?
Ale tak naprawdę w całości...
Pewnie niewiele, albo żadnej prawda? Wiem o tym, bo sam przez to przechodziłem.
Nie czytamy umów, a skanujemy je wzrokiem i robimy to w myśl zasady "póki jest dobrze, to jest dobrze"...
To nie jest tak, że każda firma czy osoba tylko czeka, żeby Cię oszukać, bo podpisujesz z przyzwyczajenia. Nie mam zamiaru Cię tym straszyć. Są natomiast sytuacje, gdy obowiązkowo powinno się przeczytać całą umowę, bo 1 niepozorny szczegół, może wywrócić do góry nogami coś, czego się nawet nie spodziewasz.
Miałem taką sytuację, gdy negocjowałem współpracę z dużym korpo. To była spora umowa, a nasza współpraca trwała ponad pół roku.
Wiesz ile czasu zajęła mi wymiana maili, by zlikwidować głupie zapisy z umowy, które wrzucił tam nadgorliwy praktykant?
3 miesiące!
Trzy cholerne miesiące, żeby wciąż punktować zapisy, które stawiały mnie w sytuacji, gdzie ja mam zbierać za wszystko baty, płacić kary i drżeć na samą myśl o nie skakaniu jak mi zagrają, podczas gdy korpo tylko odcina kupony od mojej pracy... Gdyby nie była to umowa, która naprawdę mi się opłacała, to po pierwszym czytaniu wypierdoliłbym ją do śmietnika, bo szkoda czasu na takie ustalenia. Ale jednak czasem nie szkoda, a dogadać się trzeba, dlatego przedstawiam Ci:
Bardzo dziękuję Ci za Twoje wsparcie!
Choć moich patronów można policzyć na palcach jednej ręki, to nawet tak niewielkie wsparcie jest super oznaką zaufania, którym mnie darzycie. Mam nadzieję, że kolejne treści również się Wam przydadzą :)
Rafał Walaszek
Trwa ładowanie...