Motoryzacja uważana jest za przyczynę wszelkiego zła na naszej pięknej planecie. Gazy cieplarniane, dziura ozonowa, szkodliwe zanieczyszczenia – to wszystko wina samochodów, tych spalinowych oczywiście. Jest w takim podejściu sporo propagandowego zacietrzewienia, nie da się jednak ukryć, że samochody obojętne dla środowiska nie są. Dlatego motoryzacja się zmienia. Coraz mniejsze silniki, hybrydy, wreszcie elektryfikacja. Czy tego chcemy, czy nie, paliwożerne auta z dużymi silnikami to już dinozaury. Pytanie tylko, czy na pewno te nieliczne, które pozostały, naprawdę z każdym uruchomieniem silnika stapiają jakiś lodowiec, powodują wściekły grymas pewnej panny Grety i zachęcają Greenpeace do napadnięcie na najbliższy tankowiec? Niekoniecznie. Rozwój technologii sprawił, że nawet silniki o sporej pojemności są dzisiaj dużo mniej szkodliwe niż jeszcze 20 lat temu.
Są jednak samochody, które silniczków o pojemności kartonu mleka po prostu mieć nie mogą. To na przykład półciężarówki, czyli pick-upy. Zdecydowana większość z nich to dzisiaj auta raczej lifestyle’owe niż użytkowe. Ale rejestrowane są jako samochody ciężarowe, co pozwala odliczyć VAT. Kilkanaście lat temu były z tego powodu bardzo popularne, dzisiaj ta moda już wyraźnie minęła. Ale kilka modeli w ofercie pozostało. I chociaż pick-upy rzadko są odnawiane, niektóre doczekały się ostatnio całkiem nowych modeli.
Ford Ranger Raptor
Taką nowością, nie żadnym liftingiem, jest Ford Ranger. Amerykański król sprzedaży, czyli model F-150, w reszcie świata nie ma szans – jest po prostu za duży. Z kolei Ranger, dla Amerykanów nieco przymały, zyskał status modelu „globalnego”. Produkuje się go na kilku kontynentach, i Europa jest raczej ubocznym rynkiem. Ale to tutaj właśnie Ford może promować Rangera nie jako auto czysto użytkowe, tylko jako – owszem, lekko niszowy – element pewnego stylu życia. Tym bardziej, że Ranger (jako chyba jedyny pick-up) ma wariant… wyczynowy. Przygotowany przez Ford Performance Ranger Raptor to naprawdę dinozaur. W czasach grzecznych, aerodynamicznych, hybrydowych crossoverów aż bije w oczy swoją niepoprawnością polityczną. Jest tak niedzisiejszy jak kowboj z reklamy Marlboro. Taki ma być i to właśnie sprawia, że jest wyjątkowy.
Nowa generacja
Poprzedni model Raptora miał silnik Diesla (jego test znajdziecie tutaj). To już by nie przeszło, dlatego Ford w nowej generacji postawił na silnik benzynowy, porządne trzylitrowe V6. Jak się bawić i drażnić ekologów, to po całości. Oczywiście z takiej szóstki z dwiema turbinami dałoby się wyciągnąć więcej niż 292 KM i 491 Nm. Pytanie po co, bo Raptor nie służy do wygrywania sprintu spod świateł. Może, bo niecałe 8 sekund do setki to rewelacyjny wynik dla takiej ciężarówki, ale to w ogóle nie jest samochód do miasta. Zresztą w ogóle rozpatrywanie Raptora jako samochodu do codziennego użytku mija się z celem. Zbudowano go jako niemal wyczynową maszynę terenową. W zasadzie niewielu już przeróbek potrzeba, żeby móc wystartować w jakimś offroadowym rajdzie.
Ford Performance
Napęd, zawieszenie, układ kierowniczy – wszystko opracowane przez dział sportu, czyli Ford Performance. Trybów jazdy jest aż siedem – trzy drogowe i aż cztery terenowe. „Skały”, „Piasek”, „Błoto” i „Baja” – nazwy mówią same za siebie. Każdy nieco inaczej ustawia przeniesienie napędu i skok zawieszenia. W najbardziej ekstremalnym, czyli „Baja” po utwardzonej nawierzchni w zasadzie nie da się jeździć. Ale w terenie można jechać naprawdę szybko, nawet spore hopy nie robią wrażenia na amortyzatorach. Zastosowano w nich system wzmacniający siłę tłumienia w ostatniej fazie skoku, dzięki czemu dobicie przy styku z nawierzchnią jest w miarę płynne. Mocno usztywniono też łączenia ramy z nadwoziem, a spód silnika chroni płyta z wysokowytrzymałej stali. Można też włączyć Trail Control, czyli coś w rodzaju terenowego tempomatu – działa przy prędkości do 30 km/h, odpowiednio przyspieszając lub zwalniając. Dla lubiących hałas przewidziano kilka stopni głośności wydechu.
Dalszy ciąg tekstu i więcej zdjęć na naszej stronie
Trwa ładowanie...