(Fot. pixabay.com)
O ile państwa w regionie notują często wysokie wzrosty, o tyle wiążą się one z wciąż dynamicznie zwiększającą się liczbą ludności, poza tym zwykle nie można nazwać ich stabilnymi.
Weźmy za przykład Nigerię, namaszczaną na jedną z największych gospodarek świata w perspektywie najbliższych dekad. Tymczasem kraj ten w ostatnich latach doznał recesji, a następnie miał tam miejsce niewielki wzrost (około 2 procent rocznie). W tym roku pandemia koronawirusa uderzyła również w gospodarkę Nigerii, powodując kolejny spadek PKB. Średni wzrost PKB Nigerii (za Międzynarodowym Funduszem Walutowym) wyniósł w latach 2010–2019 3 procent. Nie jest to wynik niski, ale jednocześnie nie na tyle wysoki, by pozwalał myśleć o widocznym podwyższeniu znaczenia kraju w średniej perspektywie.
Obecnie PKB per capita Nigerii jest na poziomie jedynie o około 20 procent wyższym niż wartości z lat 70. XX wieku. Czemu tak jest mimo wzrostu gospodarki? Otóż populacja Nigerii wzrosła około trzykrotnie w ciągu ostatnich 40 lat. Dla porównania, w Polsce jest to jedynie około 7 procent.
Kiedy się spojrzy na to zjawisko szerzej, to widać, że procentowy udział Afryki w globalnej gospodarce jest podobny od kilkudziesięciu lat i stoi niezmiennie na niskim poziomie. Europa i Ameryki ustępują miejsca Azji, lecz Afryka nie poprawia swojej pozycji. I to w sytuacji ciągłego wzrostu liczby ludności, stanowiącej coraz większy procent światowej populacji; na dodatek proces ten nie wydaje się odwracać.
Wśród trzech największych gospodarek kontynentu, znacznie odbiegających od reszty, jest za to ciekawy wyjątek, który rozwijał się dość stabilnie z prędkością 3,8 procent w latach 2010–2019, jako społeczeństwo będąc już znacznie bogatszy od wspominanej Nigerii, z PKB per capita według parytetu siły nabywczej dwa razy wyższym i stale rosnącym. Jest to Egipt, który choć geograficznie leży w Afryce, to jako kraj arabski kulturowo trzeba go rozpatrywać odrębnie od reszty.
Dlaczego jest tak źle? Czemu Afryka nie jest w stanie dokonać zauważalnego wzrostu produktywności i bogactwa, jak to miało i ma nadal miejsce na przykład w krajach Azji Południowo-Wschodniej? Powodów jest wiele, lecz wydaje się, że kilka może mieć decydujący wpływ:
Wiele osób, zwiastując ekonomiczną prosperity dla gospodarek tego kontynentu, zauważa pozytywny wkład migracji do miast, lecz nie wszędzie na świecie daje to na tyle dobre efekty jak w Chinach. Afryka kopiuje model znany z Ameryki Południowej, a wręcz sama ustanawia już nowe, negatywne standardy. Naokoło centrów miast tworzą się ogromne slumsy, w których ludzie mieszkają w skrajnej biedzie i bez możliwości przestrzegania podstawowych zasad higieny. Niektórym udaje się znaleźć pracę w lepszych dzielnicach, ale zwykle są to najtrudniejsze zajęcia, bardzo mało płatne i niepozwalające na wyrwanie się z biedy. Inni organizują się na miejscu, świadcząc usługi dla pozostałych mieszkańców tych terenów. Tego typu migracje do miast nie powodują korzystnych reakcji w gospodarce, ponieważ ludzie ci nie mają zwykle żadnych możliwości rozwoju, a często brak im pracy zapewniającej cokolwiek ponad niskiej jakości wyżywienie.
Kolejnym z argumentów, który podnoszony jest jako sprzyjający szybkiemu wzrostowi gospodarczemu Afryki, są inwestycje, w szczególności chińskie, które w ostatnich latach rosną w szybkim tempie. Tego typu inwestycje zwiększają co prawda potencjał gospodarczy kraju, w którym mają miejsce, jednak nie można zapomnieć, że inwestycje chińskie mają kilka cech, które sprawiają, że trzeba patrzeć na nie uważniej.
Przede wszystkim potencjał i pozycja negocjacyjna są nieporównywalnie wyższe po stronie chińskich przedsiębiorstw niż rządów słabych krajów afrykańskich. Za chińskimi przedsiębiorstwami stoi wielka potęga gospodarcza, co więcej, obie strony zdają sobie sprawę, że przy odmowie współpracy te inwestycje w najbliższej przyszłości nie zostaną przez nikogo poczynione, co powoduje, że rządzący, nawet mający dobre intencje, musieliby wybierać między jedynym dostępnym partnerem a stagnacją.
Kraje Afryki są coraz bardziej uzależnione również na polu finansowym, otrzymując ogromne, początkowo nisko oprocentowane kredyty, a nawet darowizny. Kraj uzależniony od długów będzie jednak dobrym odbiorcą kolejnych pożyczek, tym razem już o coraz wyższym oprocentowaniu, co może wpędzić wiele z nich w spiralę długów.
Co więcej, Chińczycy wykorzystują swoją pozycję, często z korzyścią dla nich oraz dla rządu danego kraju lub regionu, poprzez bezpośrednie transfery pieniężne dla najwyżej postawionych osób, ale już bez pozytywnego wpływu na lokalną społeczność. Zdarzają się sytuacje, gdy mniejsze chińskie firmy wolą porzucić sprzęt wart wiele milionów, niż porozumieć się z lokalną społecznością, domagającą się niskiego choćby procentu z działalności produkcyjnej czy wydobywczej degradującej środowisko naturalne. Jest to oczywiście argument anegdotyczny, lecz obrazujący zauważalny bardzo wyraźnie stosunek Chińczyków do lokalnych mieszkańców.
Nie oznacza to, że owe inwestycje czy pożyczki mają negatywny wpływ, aczkolwiek jest to dość niejednoznaczne. Krótko- i średnioterminowo da to niewątpliwe korzyści, poziom życia mieszkańców prawdopodobnie się poprawi, ale za cenę podporządkowania się światowemu mocarstwu, co długoterminowo może okazać się pułapką.
Co ciekawe, w umysłach ludzi USA nadal stanowią kraj, z którego należy brać przykład podczas budowania własnego. W badaniach Afrobarometer, przeprowadzonych w 18 krajach kontynentu, w edycji z lat 2019/2020 odpowiedź USA wskazało 32 procent respondentów, podczas gdy Chiny 23 procent. Ta druga wartość w porównaniu z badaniami z lat 2014/2015 wzrosła o 1 punkt procentowy. Podobne wyniki są w części badań poświęconej językowi; otóż za najbardziej istotny dla młodych osób większość uznało język angielski (71 procent), a chiński z jedynie dwoma procentami znalazł się na czwartym miejscu.
Jako pozytywny, wpływ Chin na swój kraj oceniło 59 procent respondentów, natomiast jako negatywny 15 procent. Co ciekawe, wskaźnik ten spadł w porównaniu do badań sprzed pięciu lat, kiedy wynosił 63 procent. USA znajdują się za to na drugim miejscu z wynikiem 58 procent, natomiast tylko z 13 procentami odpowiedzi negatywnych, więc można powiedzieć, że wyniki te są porównywalne. Walka o wpływy w ludzkich umysłach nie jest więc jeszcze przegrana, ale Amerykanie muszą zacząć oddziaływać w sposób widoczny i realny na gospodarki najważniejszych krajów, przy okazji nie wymuszając wartości wyznawanych przez nich na lokalnych władzach. A potrafią to robić, będąc dobrym sojusznikiem Arabii Saudyjskiej.
Społeczeństwa Afryki prawdopodobnie jeszcze długo nie będą mogły stanowić znaczącej siły na arenie międzynarodowej, co w momencie wkraczania w coraz bardziej wielobiegunowy świat będzie nieść ze sobą skutki różnego rodzaju, lecz z dużym prawdopodobieństwem można stwierdzić, że pogłębi to tylko różnice w regionie.
Stany Zjednoczone czy Chiny podczas obecnie trwającego starcia szukają sojuszników, mniej lub bardziej skutecznie. O ile kraje afrykańskie nie odgrywają w tym konflikcie znaczącej roli jako podmioty polityczne i prawdopodobnie odgrywać nie będą, o tyle konflikt takich mocarstw jak ta dwójka musi wiązać się z walką na wielu frontach, niekoniecznie w kontekście militarnym. W wielu krajach, ważnych ze względów geograficznych (w szczególności umożliwiających dostęp do portów na Atlantyku), surowcowych (co ważne dla Chin, zużywających ich coraz więcej i pragnących przejąć kontrolę nad procesem wydobywczym od początku do końca, by nikt nie mógł zatrzymać ich rozpędzonego przemysłu przez ograniczenia w dostępności), a także z wyższym potencjałem rozwojowym niż reszta, może to przybrać formę rywalizacji o wpływy. W tym aspekcie Chińczycy zostawiają Amerykanów daleko w tyle, dokonując działań w porozumieniu z rządami, mając nad nimi coraz większą kontrolę. W tym czasie Amerykanie oferują głównie pomoc humanitarną dla najbiedniejszych. Tyle że to, co moralnie lepsze, nie zawsze wpływa pozytywnie na wybór orientacji na dany ośrodek siły. Tutaj potrzebne są działania, prowadzące do podniesienia statusu gospodarki kraju lub realizowania jego potrzeb w zakresie bezpieczeństwa.
Strategy&Future publikuje wybrane teksty naszych subskrybentów kierując się wagą podejmowanych w nich tematów. Wszelkie prywatne opinie autorów tych tekstów, zamieszczane obecnie lub w przeszłości w innych miejscach, przedstawiają jedynie poglądy poszczególnych autorów, nie zaś wspólne stanowisko autora i Strategy&Future.
Autor
Hubert Poszwa
Student zarządzania kreatywnego. Z zainteresowaniem śledzi sytuację makroekonomiczną, demograficzną, a także infrastrukturalną. W wolnych chwilach ogląda rozgrywki sportowe, w szczególności piłkę nożną, a także korzysta z dobrodziejstw kultury popularnej w zakresie szeroko pojętej fantastyki.
Trwa ładowanie...