Dawid i Goliat, czyli starotestamentowa opowieść o Armii Nowego Wzoru (dla tych, co umieją czytać między wierszami). Część 2

Obrazek posta

„From Here” (CD). Wykonawca: New Model Army (fot. empik.com)

 

Na przykład w XIV wieku ówczesna broń palna wydawała się zupełnie nieskuteczna przeciw fortyfikacjom. W XX wieku pancerniki wydawały się szczytem technologii, podczas gdy samoloty, które leciały naprzeciw nich, zdawały się igraszką i uchodziły za prymitywne narzędzie walki z tak potężnymi okrętami.

Trzeba pamiętać, że każdy system broni (i całe ich rodziny) ma swój cykl życiowy. Broń pojawia się (rozpoczynając cykl), gdy zachodzi potrzeba użycia broni ofensywnej, a kończy swój żywot, kiedy dochodzi do rozwoju na tyle złożonego systemu uzbrojenia, że bardziej go trzeba bronić, niż można wykorzystać do ataku. Cały cykl wypełnia się, gdy wysiłek obrony takiego systemu przyćmiewa jego zdolności ofensywne. Broń osiąga swój limit użyteczności, gdy środki potrzebne do jej obrony i przetrwania niwelują jej rachunek koszt-efekt. A zatem broń osiąga swój koniec, gdy koszt jej obrony jest tak duży, że powoduje niemożność zakupu innej niezbędnej broni lub upośledza gospodarkę cywilną. Taki był rezultat defensywnego uzbrojenia Goliata, całego tego pancerza z brązu, płyt łuskowych, nagolenników, hełmu itd. I taki może być rezultat końca cyklu technologii stealth (i na przykład kontrowersyjnego samolotu F-35) – która jest dzisiejszą zbroją (bardzo kosztowną) nowoczesnych samolotów.

Siły zbrojne, które nie odnosiły w przeszłości znaczących sukcesów wojskowych, mają większe szanse, by nie przegapić momentu, gdy zaczyna się proces końca cyklu przydatności danego rodzaju broni.

 

Zwycięskie wojny swoje lub bliskich sojuszników stwarzają iluzję, że konkretne technologie zawsze będą skuteczne. Ta iluzja miesza się z interesami wojska, przywództwa politycznego, przemysłu i z utrwalonymi interesami konkretnych polityków i grup interesów w systemie polityczno-społecznym. Wszystkie te podświadomie sprzymierzone siły tworzą poczucie technicznej wspaniałości, koncentrując się na technice jako „cudzie”. Powstaje wrażenie, że technika czyni cuda i dzięki niej uzyska się supremację na polu walki.

 

W patologicznych przypadkach pojawia się nawet poczucie niezwyciężoności armii lub rodzaju sił zbrojnych. Zwycięstwo Francuzów w I wojnie światowej doprowadziło do technologicznej, organizacyjnej i dowódczej klęski w 1940 roku. Przegrana w wojnie (najlepiej, rzecz jasna, bez całkowitego zniszczenia potencjału kraju, jego okupacji lub pełnego podporządkowania) jest najlepszym impulsem do zmian. Historia to potwierdza.

Wojska lądowe USA po klęsce w Wietnamie wykazywały wszystkie symptomy armii pobitej, a armia izraelska w październiku 1973 roku pokazała, jaką szkodę wyrządziło zbyt łatwe zwycięstwo z roku 1967. Dziś można się zastanawiać, dokąd amerykańskie kampanie ostatnich lat i technologiczna dominacja na polach wojny asymetrycznej może zaprowadzić Amerykę w przyszłości, gdy wybuchnie wojna systemowa między mocarstwami.

U szczyty percepcji dawnej broni, tuż przed jej klęską, technologia wojenna najnowszej generacji jawi się jako niezwyciężona. Rycerze w pełnej zbroi, fortyfikacje z ogromnymi umocnieniami dla artylerii, pancerniki, międzykontynentalne pociski balistyczne – wszystkie te bronie pojawiały się i trwały jako ostatnie słowo technologii. I tak pozostawało, dopóki wydarzenia na polu walki nie uczyniły ich tylko ciężarem.

 

Technologie, które je zastępują, mają jedną wspólną cechę: upraszczają pole walki i pozwalają powrócić do serca wojny – namiętnej akcji ofensywnej. Obrastanie w piórka, swoiste pasożytnictwo zawsze dokonuje się powoli, taka jest natura ludzka i natura spraw na Ziemi. Dlatego każdy nowy system broni jest u swego zarania obarczony postępującym grzechem pierworodnym starzenia się (senility), zmierzania w kierunku niedołężności i przebrzmiałości.

 

Długość cyklu broni jest określona tempem wprowadzania przez przeciwnika środków zaradczych wobec systemów ją zwalczających i zdolnością zaprojektowania metod obrony przeciw tym środkom zaradczym. Tak rozpoczyna się wyścig w kierunku ostatecznej senility. Wojsko efektywne to wojsko, które stale odrzuca starzejące się systemy i przebrzmiałe koncepcje operacyjne, integruje nowe pomysły i personel bez jednoczesnego przewrotu społecznego, wynikającego ze zmiany układu sił spowodowanego reformą. Wszystkie mocarstwa w przeszłości mające skuteczne wojsko przez jakiś czas dawały sobie z tym zjawiskiem radę, krócej lub dłużej. Żadne nie było w stanie robić tego na stałe. Lekcja z wojen między Hebrajczykami a Filistynami wciąż jest ważna, nadal obowiązuje, poucza i będzie pouczała w przyszłości.

Na krótką metę państwo może ponosić koszty obrony coraz droższych systemów, które przechodzą w kierunku senility. Może to też robić w konfliktach asymetrycznych (jak często w ostatnich 30 latach), gdy znacznie słabszy technologicznie i organizacyjnie przeciwnik chce zadać straty „białym słoniom”, czyli bardzo drogim jednostkom sprzętowym, chcąc w ten sposób spowodować efekt polityczny (nie wojskowy) w społeczeństwie nieprzychylnie nastawionym do wojny. Wtedy państwa bronią, jak mogą, swoich systemów, by nie przegrać na tym „skrzywionym” czy „nietypowym” asymetrycznym boisku, gdzie rządzi percepcja informacyjna. Ale na dłuższą metę i tak jest to nie do utrzymania, dlatego wojny asymetryczne nader często wygrywają słabsi.

Zresztą, gdy spojrzymy na to zjawisko w dłuższej perspektywie, potęga, która jest zdolna redefiniować swoje strategiczne interesy i wprowadzać uzbrojenie, na które ją stać i dzięki któremu osiąga na wojnie swoje dobrze skalibrowane cele polityczne – wygrywa.

 

Koszty zaprojektowania, opracowania i wyprodukowania broni rosną wraz z rosnącą potrzebą znajdowania remedium nad środki zwalczania naszej broni przez przeciwnika. I tak wyścig między obroną a atakiem trwa w najlepsze. Złożoność, zaawansowanie, a nawet rosnące koszty obrony systemu broni dają poczucie iluzji, że broń tak zaawansowana, tak wymagająca wydatkowania, wiedzy, personelu, energii, roboczogodzin i tak dalej musi być najlepsza z najlepszych. W rzeczywistości najczęściej jest inaczej, a zjawisko to jest symptomem narastającej słabości i wrażliwości broni na oddziaływanie przeciwnika

 

Oto przykład: obecność systemu obrony powietrznej Aegis w grupie bojowej lotniskowca jest mniej symptomem zaawansowania lotniskowców, a bardziej znakiem czasu, że współcześnie lotniskowiec jest dość łatwym (i kuszącym) celem. Gdy dany rodzaj broni zmierza w kierunku senility, nadal jest stosowany (tak było np. z kawalerią jeszcze długo w XX wieku), natomiast jego efektywność bojowa i koszty utrzymania w linii szybują aż do momentu, gdy dbanie o jego utrzymanie staje się ciężarem nie do uniesienia.

Goliat został wyposażony w dziesiątki kilogramów zbroi, tak że nie mógł rzucić włócznią tych kilkudziesięciu wymaganych polem walki metrów; kawaleria została tak opatulona zbroją (żeby móc szturmować piechotę wyposażoną w broń palną), że konie nie mogły biegać; krocie pieniędzy wydawano na pancerniki, żeby sześć czy dziewięć dużych dział z tych okrętów mogło wystrzelić kilkaset kilogramów ładunków wybuchowych na kilka czy kilkanaście kilometrów.

 

We wszystkich tych wypadkach z pewnością mieliśmy już do czynienia ze zjawiskiem senility, kiedy broń jest jeszcze w stanie przetrwać na polu walki, ale nie ma to już sensu i kosztuje za wiele. A nawet zaczyna być niebezpieczne dla innych jednostek lub formacji przydatnych w walce, które zamiast wojować, muszą zajmować się „białym słoniem wchodzącym w senility”.

 

Pamiętajmy, że uzbrojenie nie chce opuścić areny dziejów, tak jak ludzie nie chcą umierać. Broń dotknięta zjawiskiem senility jest w stanie trwać na scenie dziejów, narażając na wielkie szkody tych, którzy dalej forsują ją w służbie.

Pouczająca historia o Dawidzie i Goliacie ma nam zatem bardzo ważną naukę do przekazania. Zarówno na temat  walki z Goliatem jak i stosunku Saula do nowatorstwa Dawida.  To trudna lekcja dla „dorosłych”, którzy są świadomi uwarunkowań zawężających pole gry.

Idziemy w S&F niestrudzenie w kierunku Armii Nowego Wzoru.

 

Autor

Jacek Bartosiak

Założyciel i właściciel Strategy&Future, autor książek „Pacyfik i Eurazja. O wojnie”, wydanej w 2016 roku, traktującej o nadchodzącej rywalizacji wielkich mocarstw w Eurazji i o potencjalnej wojnie na zachodnim Pacyfiku, „Rzeczpospolita między lądem a morzem. O wojnie i pokoju”, wydanej w 2018 roku, i „Przeszłość jest prologiem" z roku 2019.

 

Działania militarne Historia Polska&Europa Wojsko polskie Jacek Bartosiak

Zobacz również

Jacek Bartosiak i George Friedman rozmawiają o swojej książce o kosmosie, która właśnie si...
Dawid i Goliat, czyli starotestamentowa opowieść o Armii Nowego Wzoru (dla tych, co umieją...
„Poszerzenie pola walki” Michela Houellebecqa − pierwszy cios kontestatora rzeczywistości ...

Komentarze (0)

Trwa ładowanie...