Keep Calm and Carry On – czyli lekcja realizmu dla Polaków

Obrazek posta

To powiedzenie ma niestety jeszcze drugie znaczenie, bardziej ukryte. Skierowane jest ono do ludzi, którzy nie mają wpływu na dziejące się wydarzenia, i ma stanowić dla nich słowa otuchy. Przy czym słowa te wypowiadane są przez kogoś, kto jest „wyżej” niż odbiorcy i kto może mieć na wydarzenia wpływ, którego tamci nie mają i dlatego pozostaje im jedynie przyjąć słowa otuchy i dalej wykonywać swoje obowiązki.

Przypomniało mi się to powiedzenie w kontekście ostatniej rozgrywki o Nord Stream oraz szczytu Putin – Biden. Wobec pełnych emocji publicznych wypowiedzi polskich polityków i ekspertów odpowiedzi zachodnich, a już w szczególności niemieckich, ekspertów zajmujących się sprawami międzynarodowymi brzmiały właściwie dokładnie tak: „Keep calm and carry on”.

Płyną z tego następujące wnioski:

– Należy przestać płakać i jęczeć, bo nie tak się uprawia politykę międzynarodową i nie tak się wytwarza siłę, którą potem można przełożyć na sprawczość (czyli żeby jakieś sprawy potoczyły się tak, jak my tego chcemy).

– Należy przestać odwoływać się do „konstruktywistycznej” postawy na Zachodzie, bo dawnego ładu jednobiegunowego konceptu Zachodu już nie ma, a Rosjanie skutecznie negocjują swoje miejsce w nowym ładzie. Także Niemcy chcą kosztem Amerykanów zwiększyć swoje pole manewru politycznego. Nasze ciągłe apele przekonują realnych decydentów na Zachodzie, że nie rozumiemy, co się dzieje. Wystarczy przeanalizować skrupulatnie wszystkie wypowiedzi Joe Bidena podczas jego niedawnej wizyty w Europie.

– Należy w szczególności przestać gromko apelować do Zachodu (i Amerykanów), wszem wobec i każdemu z osobna ogłaszając, że popełnia błąd, bo „nie zna Rosjan” (a my oczywiście znamy i jesteśmy lepszymi specjalistami niż Amerykanie i inni i na Zachodzie oczywiście zgadzają się z tym, że „znamy się lepiej” – proszę wybaczyć sarkazm). To nie jest rodzina, gdzie tata jest ostatnio trochę dziwny i nie wraca na czas do domu, ale my kochamy dom i rodzinę i czekamy, aż się tata zmieni. To jest polityka międzynarodowa, każdy ma swoje interesy, które realizuje, nawet gdy robi to poprzez sojusze lub unie gospodarcze.

– Apele takie brzmią żałośnie; jest to klasyczne działanie z pozycji słabości, której ludzie (a już politycy szczególnie) nie znoszą. Ci, którzy słyszą polskie apele i widzą nas z ustami pełnymi moralnych zaklęć, apelujących o użycie przez nich siły, zaczynają nami pogardzać. Nie chodzi nam o własną siłę (bo takowej nie mamy), tylko właśnie o cudzą. Moralne zawołania niepoparte własną siłą i wzięciem na siebie odpowiedzialności za forsowanie swojej sprawczości to tylko szum w tle realnych decyzji. Gdy szum narasta, tym bardziej drażni. Tymczasem Amerykanie, Niemcy i inni obsługują swoje interesy i taka jest natura świata. Nie popełniają oni błędów, po prostu tak rozumieją realizację swoich interesów. Nie działają na rzecz jakiegoś „dobrego świata”, za którego „szpicę” my oczywiście się uważamy, lecz realizują swoje cele. I czasami do tych celów potrzebna jest Rosja. To oczywiście zagraża naszemu najważniejszemu interesowi, jakim jest utrzymanie Rosji poza systemem europejskim.

– Należy zrozumieć, że Amerykanie potrzebują teraz rozmów z Rosjanami i kierują się własnymi interesami, i nie mają poczucia, że popełniają jakiś błąd. Jeśli za dwa lata zmienią swoją politykę wobec Rosji na bardzo ostrą, to nie dlatego, że Polacy mieli racje, tylko dlatego, że wiecznie dynamiczny układ sił (i jego percepcja) znowu się zmienił i trzeba po raz kolejny zmienić politykę wobec Rosji.

– Na pewno nie należy teraz publicznie i w emocjonalnych słowach oskarżać Amerykanów o zdradę. Nawet w poczuciu wykorzystania, gdy się płaciło koncesjami finansowymi i gospodarczymi za obietnicę zablokowania Nord Streamu. Mocarstwa reagują na to z pogarda jak na wrzaski człowieka, który nic nie wnosi, a krzyczy i ustawia się w pozycji arbitra moralności, gdy to nie jego siła jest w użyciu. Trzeba było sobie tak rąk nie wiązać – taka z tego płynie nauka.

– Teraz należy zachować spokój i fason i po cichu dążyć do zmiany strukturalnej, uśmiechając się przy tym, ile tylko się da, i poszerzać pole manewru, budując własne współzależności, które w odpowiednim momencie spowodują, że nie będzie nas można pominąć przy stole. Wskutek zaniedbań ostatnich 30 lat do tego oczywiście daleka droga, ale przestańmy na początek chociaż jęczeć. Zbierzmy się natomiast w zamkniętym gronie ludzi oddanych państwu polskiemu i przygotujmy plan radzenia sobie z nowo kształtowanym ładem oraz zastanówmy się, jak stać się w nim podmiotem.

 

Nie dokonamy tego z nadania jednego mocarstwa, które na dodatek może negocjować z innymi mocarstwami własną przestrzeń strategiczną (swoje zobowiązania i ryzyko, jakie za nimi idzie) pozbawieniem nas sprawczości, na przykład kładąc na stole negocjacyjnym naszą planowaną elektrownię atomową, która stanie się żetonem negocjacyjnym w wielkiej grze mocarstw w Eurazji. To pokazuje, że skutki rywalizacji mocarstw mogą dosięgnąć kieszeni Kowalskiego bardzo szybko, bo mogą się przełożyć na przykład na koszty energii w Polsce.

 

Proszę zobaczyć – Rosjanie jawnie zmierzają do obalania ładu postzimnowojennego, który pomimo braku formalnego traktatu wygranych z przegranym po zimnej wojnie powodował, że Rosja była poza systemem europejskim i musiała przyjmować wyroki zwycięzców w wielu dziedzinach życia. Żeby ponownie brać udział w bezpieczeństwie europejskim, Rosjanie muszą obezwładnić sprawczość Europy Środkowo-Wschodniej. Idzie im to dobrze, a my jesteśmy na celowniku.

 

Ponad naszymi głowami trwają rozmowy z Rosjanami o zachowaniu równowagi strategicznej. Może będą się niedługo odbywać rozmowy, jakie wojska mogą w ogóle stacjonować w Europie Środkowo-Wschodniej czy jakimi mogą dysponować systemami uzbrojenia. Idąc dalej – mogą się pojawić oczekiwania wpływu na to, jakie wojsko Polska może mieć, a jakiego nie. Następnie może pojawić się określenie, jakie autostrady możemy budować, a jakich nie, jakie elektrownie możemy stawiać, a jakich nie itd. Gdy USA i Niemcy ustalą to z Rosją, każda próba robienia wbrew ich ustaleniom będzie „zaburzała pokój w Europie”. Armia Nowego Wzoru, nasza chęć posiadania elektrowni atomowej czy zdolności obserwacji kosmicznej może denerwować Rosjan, którzy będąc udziałowcem systemu bezpieczeństwa europejskiego (którego udziałowcem my nie jesteśmy), mogą przez Niemców i Amerykanów zażądać, byśmy określonych zdolności nie rozwijali czy nie realizowali określonych projektów.

 

To się nazywa kształtowanie otoczenia geopolitycznego i właśnie tego nie robiliśmy, bo system międzynarodowy w czasach III RP działał „na autopilocie”.

Na pewno nie możemy jęczeć, powoływać się na moralność i żądać, by inni „pozwolili” nam decydować. To jest działanie z pozycji słabości, które budzi pogardę i lekceważenie; czyniąc tak, sami się degradujemy. Wtedy właśnie słyszymy „Keep down and carry on”, co w nieco bardziej swobodnym tłumaczeniu równie dobrze może oznaczać – „spokojnie, nie wprowadzaj zamieszania, tylko rób, co masz robić, bo takie jest twoje miejsce”.

Co my z tym zrobimy? Jeśli o chodzi o mnie i zespół S&F, to nie rozumiemy, jak można akceptować taki status. Mając takie położenie, takie PKB i taką kulturę strategiczną (choć przytłumioną)!

Boję się, że niedługo zaakceptujemy te deprecjonujące nas poczynania. Jednakże reakcją nigdy nie powinny być krzyki ani emocje czy pretensje w prasie. Przeciwnie, liczą się spokój, jasność celu, elastyczność i profesjonalizm. A nocami, w zaciszu gabinetów, w gronie zaufanych, oddanych ojczyźnie współpracowników należy nieustannie rozważać, jak strukturalnie zmienić układ sił, który w czasie trwającej obecnie zmiany geopolitycznej spycha nas do roli przedmiotu polityki międzynarodowej, grożąc naszemu rozwojowi i bezpieczeństwu. Przestańmy wreszcie czekać na „nawrócenie się” naszych sojuszników.

 

Jak wiecie, w S&F proponujemy odpowiedzi. Polityka emigracyjna, która zmieni dynamikę kraju, a także wpłynie na przepływy strategiczne w Europie, uruchamiając potencjał rozwojowy państwa i marżowość naszej gospodarki i rynku wewnętrznego. Armia Nowego Wzoru, która da nam narzędzie polityki zagranicznej na nowym etapie stosunków międzynarodowych. Współpraca z Turcją, wojskowa współpraca z Izraelem, rewizja polityki zbrojeniowej państwa, do tej pory obsługującej jedynie „system” zakupowo-polityczny, a nie budującej realne narzędzie polityki, jakim są siły zbrojne. Przegląd naszej wojskowej obecności w państwach bałtyckich, nowa polityka energetyczna, ponowna refleksja, z kim pracować przy elektrowni atomowej (aby nie znalazła się na stole dealu z Rosją o nową równowagę dokładnie w momencie, gdy my będziemy mieli niedobory mocy i będziemy liczyli właśnie na tę elektrownię).

 

Obawiam się niestety, podobnie jak Józef Mackiewicz piszący jesienią 1944 roku książkę „Optymizm nie zastąpi nam Polski”, że po miesiącu lub dwóch „wyjaśnimy” sobie, że wszystko jest dobrze, i po raz kolejny zaakceptujemy narzucony nam status „Keep calm and carry on”, i znów pokochamy odnowioną miłością konstruktywistyczny Zachód. Nieważne, że takiego Zachodu już nie ma. Nie ma też wielu innych rzeczy, które my wciąż kochamy, bo jesteśmy do nich przywiązani. Dobrym przykładem jest nasza wiara, że jesteśmy na szpicy walki dobra ze złem, czyli dobrego świata ze złym, i że jesteśmy szczególnie wyczuleni na potrzebę tej walki. Problem polega na tym, że na Zachodzie nikt nas za takich nie uważa. Takie pretensje zostałyby uznane za śmieszne. Liczy się równowaga sił, a ona się zmienia.

Na koniec jeszcze takie słowa – tyle nas uczy się w szkole, że Polacy kochają wolność, niezależność, walczyli o nią, szli do powstań, na wojny, odnosili zwycięstwa, okazywali męstwo, ponosili też porażki, ale zawsze po walce, nade wszystko cenili niezawiłość itd.

 

Dlaczego zatem w praktyce tak mało w nas tej woli samodzielności w dążeniu do podmiotowości? Dlaczego szukamy opiekuna, który za nas zajmie się wojną, bezpieczeństwem, kwestiami strategii? Dla jasności pragnę dodać, że moje słowa oczywiście nie oznaczają chęci zerwania z Zachodem, NATO czy UE. Przeciwnie, naszym celem powinno być doprowadzenie do sytuacji, w której staniemy się realną częścią Zachodu, a nie jego peryferyjną przybudówką, która kiwa głową na wszystkie rozstrzygnięcia, bo nie ma na nie wpływu („carry on”).

 

Czy Izrael zrywa z USA, realizując własne interesy, często wbrew woli USA? To samo Japonia, Niemcy, Francja, Turcja czy Singapur? Dlaczego ciągle musimy wisieć u czyjejś klamki i boimy się własnego cienia? Ja po prostu tego nie rozumiem. To znaczy rozumiem i nie rozumiem jednocześnie; o tym może będzie jeszcze inny, pogłębiony tekst.

Ustawmy się kiedyś w takiej sytuacji, w której to my będziemy mogli pobłażliwie odpowiedzieć Niemcom „Keep calm and carry on” na ich płynące z pozycji słabości i adresowane do nas pretensje.

 

Autor

Jacek Bartosiak

Założyciel i właściciel Strategy&Future, autor książek „Pacyfik i Eurazja. O wojnie”, wydanej w 2016 roku, traktującej o nadchodzącej rywalizacji wielkich mocarstw w Eurazji i o potencjalnej wojnie na zachodnim Pacyfiku, „Rzeczpospolita między lądem a morzem. O wojnie i pokoju”, wydanej w 2018 roku, i „Przeszłość jest prologiem" z roku 2019.

 

Jacek Bartosiak ANW Europa Polska&Europa Rosja Strategy&Future

Zobacz również

Dawid i Goliat, czyli starotestamentowa opowieść o Armii Nowego Wzoru (dla tych, co umieją...
S&F w Boca Chica u Elona Muska – Jacek Bartosiak i Albert Świdziński rozmawiają o domenie ...
Projekcja siły poprzez wartości i akcja dyscyplinująca

Komentarze (0)

Trwa ładowanie...