Quo vadis SOF?

Obrazek posta

Żołnierz US Navy SEALs, Afganistan, 2002 rok (fot. wikipedia.org)

 

Światowa wojna z terroryzmem

Od początku wojny z terroryzmem w jej awangardzie były jednostki specjalne, które prowadziły głównie akcje bezpośrednie (ang. Direct Action), rozpoznanie specjalne (ang. SR, Special Reconnaissance) i rzadziej operacje uwolnienia zakładników (ang. HRO, Hostage Rescue Operation). Pomijając inwazję na Irak, siły specjalne NATO praktycznie zawsze miały wszystkie atuty po swojej stronie. Zaczynając od rozpoznania poprzez wsparcie i wyposażenie, a kończąc na bardzo wysokim poziomie wyszkolenia.

Poziom supremacji na polu bitwy, który został osiągnięty w Iraku i Afganistanie, oraz skoncentrowanie się na wyżej wymienionych działaniach stanowiły rewolucję w stosunku do tego, czego wymagały warunki zimnowojenne. Siły specjalne wykazały się dużą elastycznością i umiejętnością szybkiej adaptacji do warunków ówczesnego pola walki. I chociaż (wbrew pozorom) przeciwnik postawił twarde warunki, to trudno porównywać go do pełnoprawnych sił zbrojnych.

Mniej więcej w roku 2010 zmieniła się koncepcja użycia sił specjalnych. Na skutek ponoszonych strat i redukcji kontyngentów zaczęto szkolić irackie i afgańskie siły bezpieczeństwa, aby to one przejęły na siebie główny ciężar działań. Wojskowi nazywają to wsparciem militarnym (ang. Military Assistance, MA). Nie oznacza to oczywiście, że przestano w ogóle prowadzić działania. Operatorzy wspierali swoich lokalnych partnerów „w polu”, a operacje na cele wysokiej wartości (ang. High Value Targets) przeprowadzali sami. Dzięki przesunięciu akcentu na doradztwo i szkolenie partnerów zredukowano straty i ilość zaangażowanych zasobów – przyzwyczajając jednocześnie miejscowe siły bezpieczeństwa do sytuacji, w której przejmą całkowicie odpowiedzialność za swój kraj (np. Irak).

Z punktu widzenia NATO doradztwo wojskowe i szkolenie partnerów było dobrą decyzją. Oszczędzono życie i zdrowie swoich żołnierzy, sprawiając jednocześnie, że tego typu działalność jest łatwiejsza do zaakceptowania przez opinię publiczną. Ponadto umożliwia podniesienie stosunkowo niskim kosztem zdolności wojskowych partnerów w rejonach zagrożonych, np. w Afryce, jeszcze przed wybuchem konfliktu lub w ogóle pozwala mu zapobiec. W ten sposób realizuje się cele polityczne.

Międzynarodowa interwencja przeciwko Państwu Islamskiemu, która została zapoczątkowana w 2014 roku, to już esencja wsparcia militarnego. Żołnierze sił specjalnych zajmowali się szkoleniem i doradztwem Irakijczyków czy Kurdów, towarzysząc im również „w polu” – udzielając wsparcia ogniowego, naprowadzając lotnictwo czy koordynując działania (kierując się jednak zasadą, że bezpieczeństwo własne jest nadrzędne). Również operacje na cele wysokiej wartości były realizowane wyłączne własnymi siłami, w pełnej tajemnicy. Tak wyglądało na przykład zabicie przywódcy ISIS Abu Bakra al-Baghdadiego przez Delta Force.

Wydaje się, że operacje wsparcia militarnego staną się głównym zadaniem sił specjalnych ze względu na doświadczenie i inne atrybuty, które posiadają; przy czym najbardziej newralgiczne, skomplikowane i najważniejsze operacje będą prowadzone własnymi środkami, przy zachowaniu pełnej tajemnicy.

Jednostki specjalne, po prawie 20 latach doświadczeń „wojny z terroryzmem”, wyrobiły sobie zasłużoną renomę i opinię ekspertów w tych tematach oraz stały się głównym narzędziem państw w walce z ekstremistami. Jednak jak 20 lat temu, tak i teraz nadchodzi czas zmian.

Ku nowemu

Inter-state strategic competition, not terrorism, is now the primary concern in U.S. national security.

                                                                                    National Defense Strategy, 2018

 

Stwierdzenie to jest definitywnym sygnałem do zmian, które muszą zajść w siłach zbrojnych USA, w tym oczywiście w siłach specjalnych. Rzucenie rękawicy przez Chiny, Iran i Rosję odciąga niejako USA (ale również resztę państw NATO) od wojny z terroryzmem, bo rozpoczyna rywalizację mocarstw, nie kończąc jednocześnie tej pierwszej.

Nie jest żadną tajemnicą, że to siły specjalne USA są awangardą takich sił na świecie i wyznaczają standardy działania. I pomimo swoich problemów są najlepiej wyszkolone, najbardziej doświadczone i najlepiej doposażone. W związku z tym nie należy mieć złudzeń, że zmiany, które zajdą w siłach specjalnych USA, ograniczą się tylko do tego jednego państwa. Pośrednio lub bezpośrednio dotkną one sił specjalnych większości państw NATO, a może i wszystkich. Tym bardziej że w Strategii Bezpieczeństwa Narodowego Amerykanie podkreślają, że ich największym zasobem są sojusznicy. Należy się więc spodziewać, że zmiana ich postawy będzie miała silny wpływ na kształt pozostałych sił specjalnych, dokładnie tak, jak miało to miejsce po 2001 roku.

Aby stawić czoło nadchodzącym wyzwaniom, siły specjalne muszą przeprowadzić kilka zmian.

1. Muszą wyjść poza światło reflektorów i wrócić do cienia.

2. Powinny przygotować się na działania poniżej progu wojny (czasami Amerykanie nazywają je działaniami w szarej strefie – grey zone), których jest cały szereg. Zaliczyć do nich można:

  • rozpoznanie specjalne, w tym również cyberrozpoznanie,
  • działania partyzanckie, w tym szkolenie przyjaznych partyzantów,
  • sabotaż i kontrsabotaż,
  • operacje pod fałszywą flagą,
  • operacje psychologiczne,
  • skrytobójstwo,
  • zamachy stanu,
  • inne.

3. Powinny przemyśleć nową strategię działania w zależności od przeciwnika, terenu działania i zasobów. Inaczej siły specjalne będą działały na zachodnim Pacyfiku, a inaczej w Europie Wschodniej. Zaliczyć tu również trzeba wpływ technologii, ponieważ jest ona źródłem przewagi, ale również źródłem zagrożenia. Poza sprzętem i oprogramowaniem wymaga ona również odpowiednich ludzi, a więc i modyfikacji zasad naboru.

Siły specjalne ze względu na swój charakter, doświadczenie i elastyczność pozostaną głównym narzędziem państw w realizacji polityki. Stoi przed nimi niewątpliwie szereg zmian, które muszą zostać wprowadzone, aby siły te były skuteczne w wielkiej grze. Będzie to swoista hybryda tego, co było, co jest, i tego, co wydaje się przyszłością. Jak piszą Amerykanie, muszą przygotować się na trzy wojny w tym samym czasie. Pierwsza: wojna o wpływy (ang. War of Influence), która w dużej mierze kojarzy się z działaniami z zimnej wojny i strategii powstrzymywania. Druga: wojna z terroryzmem, czyli de facto głównie to, co działo się przez ostatnie 20 lat. Trzecia: wojna o talenty (ang. War for Talent), czyli pozyskiwanie ludzi, którzy dobrze odnajdują się w technologii, programowaniu itp., znają języki i inne kultury, a jednocześnie potrafią sobie radzić w trudnych sytuacjach, w warunkach olbrzymiego stresu i w izolacji od własnych wojsk.

 

Autor

Andrzej Łukasiński

Emerytowany oficer WP, weteran misji w Iraku

 

Andrzej Łukasiński

Zobacz również

Jacek Bartosiak i Marek Budzisz rozmawiają z Jerzym Markiem Nowakowskim na temat strategii...
„Mars Colonies. Plans for Settling the Red Planet” – recenzja Jacka Bartosiaka (Podcast)
Jacek Bartosiak rozmawia z Tymoteuszem Pawłowskim o przebiegu kampanii wrześniowej 1939 ro...

Komentarze (0)

Trwa ładowanie...