(wikipedia.org)
Wojna podwodna w ogóle jest najlepszą kartą w talii USA, gdyż Amerykanie dysponują w tej dziedzinie największą przewagą. W pierwszej kolejności zaatakowane zostaną systemy bojowe zdolne do niszczenia satelitów amerykańskich. Potem radary umożliwiające obserwację poza linią horyzontu, systemy przekaźnikowe i komunikacyjne, podwodne kable i systemy komunikacji, w tym cywilne, oraz sensory. Wraz z nieustannym trwaniem bitwy zwiadowczej ciężar uderzeń będzie się przesuwał w głąb kompleksu rozpoznawczo-uderzeniowego Chin. Założenia koncepcji w tym zakresie są najbardziej niedookreślone. Wydaje się, że Chiny dysponują zbyt rozległym terytorium, systemem schronów, górami, tunelami oraz systemem dowodzenia i kontroli, by można było uzyskać efekt w krótkim czasie przy niewielkich stratach. Należy pamiętać, że starty nawet 0,25% samolotów biorących udział w akcji bojowej po miesiącu doprowadzają do utraty zdolności bojowych całej floty zaangażowanej w działania.
Stany Zjednoczone mają obecnie na orbitach okołoziemskich ponad 800 satelitów odpowiedzianych za utrzymanie obrazu, komunikacji i łączności. Chiny mają ich około 200. Przy czym obecnie Chińczycy wysyłają satelity na orbitę w większym tempie, w ostatnich latach przeciętnie trzy razy więcej satelitów komunikacyjnych i obserwacyjnych niż wcześniej. Stany Zjednoczone były w przeszłości niechętne przeprowadzaniu własnych prób oraz rozwijaniu zdolności do zwalczania satelitów przeciwnika, bojąc się, że zachęci to inne państwa do rozwijania takich zdolności wymierzonych przeciwko satelitom amerykańskim.
Stany Zjednoczone mogą wykorzystywać także system podwójnego zastosowania lub eksperymentalne stacje laserowe do „oślepiania” systemu przeciwnika. Chiny w ostatnich latach intensywnie rozwijały swoje zdolności walki w kosmosie i zwalczania celów na orbitach okołoziemskich. W 2007 roku przeprowadzony został test kinetycznego zniszczenia satelity pogodowego operującego na wysokości 850 kilometrów. Chiny rozwijają również systemy obrony balistycznej. Ostatni test odbył się w 2014 roku. Jeszcze poważniejszym zagrożeniem dla USA są chińskie systemy zakłócające transmisję i lasery oślepiające satelity.
Ważna będzie też konfrontacja cybernetyczna. Raport RAND Corporation przewiduje, że amerykańskie zdolności cybernetyczne zlokalizowane w Dowództwie Cybernetycznym (Cyber Command) są całkiem pokaźne. Słabością USA jest oparcie wielu sieci, w tym logistyki wojskowej, na otwartej architekturze połączonej z Internetem, który łatwo pokonać. Ogólnie cyberwojna może obfitować w istotne niespodzianki. Łatwiej jest również atakować, niż się bronić, a rezultat cyberstarcia jest zawsze niepewny.
W kontekście rakietowych zdolności uderzeniowych ziemia-ziemia, w szczególności tych opartych na systemach mobilnych, bardzo ważnym aspektem jest okres poprzedzający otwarty konflikt zbrojny, gdyż mobilne systemy rakietowe ziemia-ziemia są tak ważnym celem dla przeciwnika, że prowadzony jest wobec nich intensywny wywiad i rozpoznanie, co łączy się z poprzedzającą otwarte starcie walką o dominację nad szeroko pojętym wirtualnym polem bitwy (łączność, dowodzenie, świadomość sytuacyjna, sfera elektromagnetyczna i cyberprzestrzeń). Ponadto nie bez znaczenia jest rodzaj pocisków oraz cała architektura związana z ich naprowadzaniem, to znaczy ich zasięg, systemy rozpoznania celów i naprowadzania na cel oraz kontroli pouderzeniowej.
Systemy takie, w szczególności mobilne, są bardzo groźną bronią, której właściwie nie można w całości wyeliminować prewencyjnie, a ich uderzenia w czułe punkty przeciwnika mogą istotnie zmienić przebieg konfrontacji w bardzo krótkim czasie.
Bitwa ta będzie się toczyła długo przed rozpoczęciem konfliktu ze względu na wartość bojową, jaką przedstawia mobilny system ziemia-ziemia, który trudno jest wykryć i zniszczyć prewencyjnie za pomocą tradycyjnych metod wojskowych. Będzie się toczyła też z tego powodu, iż systemy przesyłania ogromnej porcji danych na tak duże odległości, niezbędne do spinania architektury, muszą być wciąż na nowo remapowane, i to zarówno przez USA, jak i przez Chiny. Obie strony będą próbowały to nieustannie czynić, by w momencie poprzedzającym konflikt znaleźć słabe punkty i wyłączyć architekturę przeciwnika.
Stany Zjednoczone będą priorytetowo traktowały konieczność neutralizacji systemu świadomości sytuacyjnej i uderzeń na duże odległości. Jak już wspomniano wyżej, pod warunkiem niedopuszczenia do zrolowania architektury spinającej działanie systemu jednym z pierwszych celów uderzenia Amerykanów będą wykryte zestawy mobilne. Jest to bardzo trudne zadanie, o czym USA przekonały się w czasie wojny z Irakiem, kiedy to na pustynnym przecież obszarze nie były w zasadzie w stanie zneutralizować irackich, zupełnie nienowoczesnych, scudów.
W pełnych potencjalnych kryjówek ogromnych i górzystych Chinach polowanie na zestawy będzie jeszcze trudniejsze. W zasadzie nie da się ich zwalczać za pomocą rakiet manewrujących dalekiego zasięgu oraz broni precyzyjnych klasy stand-off, gdyż mobilność zestawu powoduje, że cel musi być namierzany na bieżąco i eliminowany przez samoloty atakujące bezpośrednio. Powoduje to konieczność ryzykownego angażowania lotnictwa uderzającego bezpośrednio na zestaw, co przy umiejętnym przygotowaniu systemów obrony powietrznej ułatwi zastawianie pułapek na lotnictwo amerykańskie i to daleko od baz macierzystych. To wszystko spowoduje zaangażowanie lotnictwa USA w dużej liczbie, narażając je na straty i, co równie ważne, odciągając od innych zadań bojowych. Na dodatek doświadczenie z ostatnich konfliktów pokazuje, że Amerykanie nie będą mogli liczyć na nic więcej niż na „supresję” (w przeciwieństwie do zniszczenia) chińskiego systemu ziemia-ziemia.
Wobec tego wszystkiego wydaje się niemożliwe, by Amerykanie byli w stanie osiągnąć neutralizację czy „zduszenie”, „supresję” wojsk rakietowych Chin. To poważna słabość koncepcji wojny powietrzno-morskiej w jej wariancie bezpośrednim. Reasumując, wszystkie bazy oraz okręty USA w regionie, w tym prawdopodobnie w pewnym zakresie także baza na wyspie Guam, będą w zasięgu oddziaływania bojowego Chin przez cały czas konfliktu.
Po początkowym intensywnym starciu rozpocznie się operacja przerzucania jednostek morskich i powietrznych do teatru operacji, co zajmie tygodnie, zważywszy na ogrom przestrzeni. Samoloty z USA do Japonii a samoloty z Australii i Bliskiego Wschodu do Australii poza zasięgiem uderzeń Chin. Przykładowo z Zatoki Perskiej do Singapuru okręt w misji bojowej płynie około tygodnia. W tym samym czasie komunikację zaczną konwoje z zaopatrzeniem i amunicją, co będzie wymagało poważnego wysiłku ich eskortowania. Wraz z wygrywaniem i rolowaniem bitwy zwiadowczej oraz poszerzeniem „tuneli” zdobytych przez uderzeniowe samoloty stealth, wolnych od chińskiej obrony powietrznej, do akcji wejdzie lotnictwo starszej generacji sił powietrznych i lotnictwo pokładowe US Navy. To ma spowodować powstanie wystarczającego ciężaru zmasowanych uderzeń lotniczych na cele w Chinach i utrzymywanie stałej obecności samolotów uderzeniowych nad nimi. Po tym etapie wstępnym rozpoczęłaby się druga faza operacji: wytrwałe niszczenie i redukowanie potencjału wojskowego Chin. Musiałoby to być połączone ze znacznym wysiłkiem logistycznym (w szczególności w bazach we wschodniej Japonii) oraz gwałtownym zwiększeniem produkcji wojskowej, w szczególności amunicji precyzyjnej.
Krytycy wariantu bezpośredniego przywiązali się do wariantów pośrednich w postaci odległej blokady i uniemożliwienia korzystania przez Chiny z morza już w pierwszym łańcuchu wysp (maritime denial, offshore control). Argumentują, że niosą one mniejsze ryzyko eskalacji, w tym nuklearnej, pozwalają uniknąć ryzykownych uderzeń na Chiny kontynentalne i wywierać stosowną gospodarczą i wojskową, ale skalowalną, presję na Chiny. W wypadku odległej blokady siły morskie i powietrzne, przy pomocy pocisków odpalanych z lądu, sił lądowych i piechoty morskiej (w wąskich cieśninach i blisko brzegów), ustanowią blokadę morską Chin, ale w wąskich przejściach daleko od Chin, jak cieśnina Malakka i dalej cieśniny indonezyjskie. Ruch z Chin w kierunku USA i tak nie będzie się bowiem odbywał. Najłatwiejszym i bardzo obrazowym scenariuszem byłoby zatrzymywanie i zajmowanie tankowców z ropą zmierzających do Chin w cieśninie Malakka przy wejściu na Morze Południowochińskie lub w cieśninach Lombok i Sunda dalej na wschodzie. Większość ropy używanej przez Chiny jest importowana, głównie z Bliskiego Wchodu i Afryki (78% w 2011 roku), i po pokonaniu Oceanu Indyjskiego przechodzi przez cieśninę Malakka (80% w 2012 roku).
Ten podwariant pośredni w koncepcji wojny powietrzno-morskiej porównuje się do działania brytyjskiej marynarki królewskiej podczas I wojny światowej. Brytyjczycy, wykorzystując swoją przewagę położenia geograficznego jako mocarstwa morskiego położonego na wyspie u wylotu wód przybrzeżnych europejskiego Rimlandu, mogli kontrolować całą flotę i ruch morski do i z Niemiec. Dlatego Wielka Brytania zamknęła Niemcy w blokadzie morskiej, przy czym była to tak zwana bliska blokada, bo ówczesne zdolności A2AD Niemiec były w powijakach (okręty podwodne) lub nie istniały. Odległa blokada teoretycznie przyniesie mniejsze straty w ludziach, może być łatwo odwołana, a jej skutki uchylone. Łatwiej kontrolować będzie eskalacyjność konfrontacji. Nie trzeba atakować Chin kontynentalnych, mniej będzie szkód materialnych. Według licznych gorących zwolenników ta taktyka to rozsądna, wykonalna za pomocą obecnych systemów bojowych, tańsza metoda pokonania Chin, oparta na silnych stronach USA i wykorzystująca słabości chińskie.
Ponadto kluczowe wąskie przejścia są poza zasięgiem chińskich zdolności rakietowych A2AD, a na granicy zasięgu chińskich samolotów uderzeniowych, chińskich konwencjonalnych okrętów podwodnych i praktycznego zasięgu operacyjnego obecnej chińskiej floty nawodnej. Przy obecnym układzie sił próba wysłania przez Chiny większej floty nawodnej w kierunku Malakki i cieśnin indonezyjskich skończyłaby się jej wykryciem i zniszczeniem, zanim dotarłaby ona na miejsce.
Słabe strony podwariantu odległej blokady są bardziej natury logistycznej, dyplomatycznej i prawnej niż wojskowej. Nie jest bowiem łatwo zatrzymywać setki i tysiące statków, sprawdzać przewożony fracht i listy przewozowe. Przez cieśninę Malakka przepływa dziennie około 165 ogromnych statków, z czego prawie jedna trzecia to megatankowce z ropą. Nie jest też łatwo zajmować fracht i obsadzać swoimi załogami statki po to, by kierować je do wyznaczonych i kontrolowanych przez USA i ich sojuszników pobliskich portów. Sprawę komplikuje obecna praktyka, że tylko kilka statków miałoby zapewne chińską banderę, wiele miałoby fałszywe lub podrobione papiery przewozowe. Dokonywałaby się zapewne kontrabanda na dużą skalę. W mniejszych portach, zaraz po minięciu Malakki, towar byłby przeładowywany na mniejsze statki płynące do Chin. Cały ten proceder byłoby ekstremalnie trudno kontrolować, zważywszy na skalę ruchu na tamtych akwenach. Próba rekwizycji mogłaby wywoływać napięcia z krajami neutralnymi lub nawet zaprzyjaźnionymi z USA, które nie byłyby zadowolone z powodu blokady niszczącej ich gospodarki. Collins i Murray obliczyli, że blokada morska wymaga operowania dziennie około 16 okrętami nawodnymi, czterema okrętami z zapasami i uzupełnieniami, kilkoma okrętami ochrony, kilkoma okrętami podwodnymi chroniącymi morski perymetr i większą liczbą samolotów patrolowania morskiego. To z łatwością może być osiągnięte przez marynarkę wojenną USA przy współdziałaniu z sojusznikami, w szczególności z Japonią i Australią.
Niewątpliwą zaletą odległej blokady jest to, że może być ustanowiona za pomocą istniejących zdolności wojskowych i bez konieczności pozyskiwania drogich, nowych i zaawansowanych platform bojowych. Dostępne dane wskazują, że całkowite odcięcie importu ropy obniżyłoby chińskie PKB o 12,5%. Z drugiej strony blokada morska jest aktem wojny, a żeby Chiny realnie odczuły braki, potrzeba sporo czasu. Blokada Niemiec podczas I wojny światowej i blokada Japonii podczas II wojny światowej wymagały kilku lat, zanim odczuto ich efekty. Do tego dochodzi możliwość kryzysowego zarządzania przez rząd potrzebami ludności cywilnej, kontrola zużycia surowców przez siły zbrojne Chin i stopień intensywności wojny oraz rozmiary zapasów. Kluczowa jest teraz i w przyszłości kwestia posiadanych własnych zasobów oraz rozbudowywana zdolność do transportu lądowego na kierunkach: Pakistan, Rosja, Mjanma (Birma), a więc bez „dylematu Malakki”. Na to nakłada się legendarna zdolności chińskiego społeczeństwa do wytrwania w trudnych warunkach.
Przywódcy chińscy niepokoją się perspektywą odległej blokady. Prezydent Hu Jintao wspomniał w 2003 roku o dylemacie Malakki, a potem ujawniła się debata i posypały się pomysły, co należy zrobić, by ten stan rzeczy zmienić. Skala tych rozważań wskazuje, że są one przedmiotem poważnej troski przywództwa chińskiego. Chiny budują rurociągi omijające Malakkę (Mjanma, Gwadar i Bangladesz), myślą o wykorzystaniu powstającego przejścia północnego przez Arktykę, skracającego transport do Europy oraz będącego poza kontrolą US Navy. Próbują eksploatować gaz i ropę z niekonwencjonalnych źródeł (łupki). Prezydent Xi ogłosił w 2013 roku plan budowy szlaków lądowych do Europy, nazwanych Jednym Szlakiem, Jednym Pasem lub mniej oficjalnie Nowym Jedwabnym Szlakiem. To oraz rosnące obroty handlowe z Europą mogą spowodować niechęć Europejczyków, z Francją i Niemcami na czele, do stosowania morskiej blokady handlowej z Chin. Chiny mogą także wywrzeć presję na rządy, które będą tracić w wyniku blokady. Niewykluczona wydaje się chińska kampania informacyjna, wymierzona w odległą blokadę naruszającą prawo międzynarodowe, które w tym wypadku będzie po stronie Chin.
Autor
Jacek Bartosiak
Założyciel i właściciel Strategy&Future, autor książek „Pacyfik i Eurazja. O wojnie”, wydanej w 2016 roku, traktującej o nadchodzącej rywalizacji wielkich mocarstw w Eurazji i o potencjalnej wojnie na zachodnim Pacyfiku, „Rzeczpospolita między lądem a morzem. O wojnie i pokoju”, wydanej w 2018 roku, i „Przeszłość jest prologiem" z roku 2019.
Trwa ładowanie...