Tukidydes (fot. Wikipedia)
2400 lat temu grecki historyk Tukidydes, autor sławnej „Wojny peloponeskiej”, wyraził pogląd, który rezonuje do dnia dzisiejszego w myśleniu o strategii. Tukidydes dowodził, że prawdziwą przyczyną i istotą wojny peloponeskiej był szybki wzrost potęgi Aten i obawa, którą ten wzrost wzbudzał w dominującej dotąd w Grecji Sparcie. Ten mechanizm uczynił wojnę peloponeską nieuniknioną. Tukidydes w analityczny sposób skoncentrował się w opisie na strukturalnych i nie do pokonania napięciach, będących wynikiem gwałtownej zmiany układu sił pomiędzy rywalami.
W V wieku przed Chrystusem Ateny wyłoniły się z dziejów jako potężna siła, która w ciągu dosłownie kilkudziesięciu lat stała się kupieckim mocarstwem morskim, dysponującym zasobami finansowymi i bogactwem, ale także osiągającym w świecie greckim prymat w dziedzinie filozofii, historii, literatury, sztuki czy architektury. To irytowało Spartan, których państwo przez cały poprzedzający wiek było bezapelacyjnie dominującą potęgą lądową w Grecji.
Jak twierdził Tukidydes, zachowanie Aten było zrozumiałe. Wraz ze wzrostem potęgi rosła także pewność siebie ateńskiej polis, wzrastała świadomość przeszłych zniewag i zaznanych niesprawiedliwości oraz wrażliwość na przykłady braku szacunku. Było to połączone z determinacją, by zamienić poprzednie, niesprawiedliwe ustalenia i zależności na nowe, które odzwierciedlałyby realny układ sił. Równie naturalne, według Tukidydesa, było zachowanie Sparty, która interpretowała działania i zachowania Aten jako niewdzięczne i zagrażające ładowi, który Sparta stworzyła i w ramach którego, jak uważała, Ateny miały świetne możliwości rozwoju. To sprzężenie zwrotne spowodowało napięcia strukturalne i w konsekwencji wojnę, która spustoszyła Grecję.
Tukidydes zwracał uwagę nie tylko na obiektywną zmianę układu sił, lecz także na subiektywną percepcję sytuacji zachodzącą w głowach przywódców zarówno Sparty, jak i Aten, która prowadziła do próby balansowania siły przeciwnika i poszukiwania wzmocnienia własnych sił poprzez sojusze z innymi państwami w nadziei równoważenia czy nawet osiągnięcia strategicznej przewagi nad przeciwnikiem. Lekcja historii, której udziela nam Tukidydes, dowodzi jednak, że związanie sojuszami to z natury broń obosieczna. Albowiem, gdy wybuchł lokalny konflikt Kerkyry (Korfu) z Koryntem, Sparta subiektywnie czuła, iż w systemie równoważenia sił koniecznie musi przyjść z pomocą swojemu wasalowi – Koryntowi, co z kolei wciągnęło do wojny także Ateny – po stronie Kerkyry.
Wojna peloponeska zaczęła się w momencie, gdy Ateny przyszły na pomoc Kerkyrze, ponieważ przywódcy Kerkyry zdołali Ateńczykom wmówić, że wojna ze Spartą już de facto trwa. Z drugiej strony Korynt wmówił Spartanom, że jeśli nie zaatakują Attyki, to sami zostaną zaatakowani przez Ateny, i oskarżał ich o niezrozumienie powagi zagrożenia dla zachowania korzystnego dla Sparty układu sił w Grecji. Skutkiem tych wszystkich zachowań i działań była wielka wojna peloponeska trwająca 30 lat. Wygrała ją Sparta, ale zarówno ona, jak i Ateny znalazły się w ruinie.
Rosnąca chińska potęga gospodarcza oraz rosnące zdolności wojskowe Państwa Środka budzą zaniepokojenie Stanów Zjednoczonych w zakresie status quo, czyli prymatu USA i dotychczasowej architektury bezpieczeństwa na zachodnim Pacyfiku i w Azji Wschodniej. Z drugiej strony tak długo, jak Amerykanie będą strategicznie obecni w tym regionie świata, Chiny będą zaniepokojone, że amerykańska obecność oraz działania powstrzymują uprawniony wzrost ich potęgi i wpływów.
W wyniku powolnej, ale trwającej i zauważalnej, erozji pozycji Stanów Zjednoczonych na zachodnim Pacyfiku bardzo prawdopodobny i niewątpliwie mało optymistyczny jest scenariusz, w którym dotychczasowy hegemon narażony jest na pokusę przeprowadzenia strategicznej kontrofensywy, mimo że nie ma wystarczającej do tego siły. Jednak, bazując na percepcji swojej dawnej potęgi, łudzi się, że ją ma. Zapadka pułapki Tukidydesa może się uruchomić w wyniku każdego, nawet najbardziej trywialnego, incydentu na Morzu Południowochińskim lub Wschodniochińskim, gdzie napięć nie brakuje.
Wnikliwa lektura dzieła Tukidydesa pokazuje, że druga niebezpieczna zapadka pułapki jest jeszcze bardziej złożona i uniknięcie wpadnięcia w nią wymaga czujności i rozwagi. Tukidydes wyraźnie napomina, że ani Sparta, ani Ateny nie chciały wojny. To ich sojusznicy i wasale zdołali je przekonać, że wojna jest nieunikniona. To spowodowało, że oba miasta-państwa chciały zyskać wyprzedzającą i decydującą przewagę na wczesnym etapie eskalującej konfrontacji. Zatem, oceniając realnie, podjęły decyzję o wejściu do wojny wskutek namowy swoich państw wasalnych.
Dokładnie było to aż w 12 na 16 przypadków w ciągu ostatnich 500 lat. Jeśli udało się rozładować napięcie rywalizacyjne, to zawsze wymagało to ogromnych i często bolesnych dostosowań własnych oczekiwań, statusu i pozycji międzynarodowej oraz bardzo konkretnych działań obu stron rywalizacji: zarówno hegemona dokonującego koncesji, jak i mocarstwa aspirującego, które elastycznie dopasowywało się do udzielanego mu miejsca strategicznego, czyniąc to ostrożnie i starając się nie budzić napięcia.
Jak wspomina Graham Allison, na osiem lat przed wybuchem I wojny światowej w Europie król brytyjski Edward VII zapytał swojego premiera, dlaczego panuje niezgoda z jego bratankiem, cesarzem Niemiec Wilhelmem II, gdy przecież raczej należałoby uważać na stosunki ze Stanami Zjednoczonymi, które, jak się wydaje, stanowią większe zagrożenie dla morskiego imperium brytyjskiego. Premier poprosił o przygotowanie stosownej odpowiedzi w formie memorandum samego szefa Foreign Office ‒ Eyre’a Crowe’a.
Memorandum zostało doręczone królowi w dzień noworoczny 1907 roku. I pozostaje – jak podkreśla Allison – „brylantem w annałach dyplomacji”. Logika memorandum była iście Tukidydesowska: to zdolności położonych blisko Wielkiej Brytanii Niemiec są kluczem do zrozumienia zagrożenia. Niemiecka gospodarka stała się silniejsza od brytyjskiej, więc z czasem Niemcy nie tylko będą w stanie wystawić najsilniejszą armię na kontynencie, ale też będą mogły wystawić najsilniejszą flotę. A wtedy, niezależnie od aktualnych intencji niemieckich, pojawi się egzystencjalne zagrożenie dla Wielkiej Brytanii, jej potęgi morskiej oraz bezpieczeństwa szlaków komunikacyjnych łączących metropolię z koloniami, stanowiących kręgosłup imperium.
Trzy lata później na pogrzebie króla Edwarda VII obecni byli zarówno prezydent USA Theodore Roosevelt, jaki i sam cesarz Niemiec. Roosevelt, będący gorącym zwolennikiem rozbudowy amerykańskiej floty, zapytał cesarza, czy Niemcy zrezygnują z budowy wielkiej floty. Cesarz opowiedział „nigdy”, dodając jednocześnie, że „są zdeterminowani, aby mieć własną potężną flotę”.
Po czym od razu dorzucił, że „wojna jest nie do pomyślenia, sam jest i czuje się w części Anglikiem, wychował się w Anglii, zaraz po dobru Niemiec myśli o dobru Anglii bardziej niż każdego innego kraju”. I dodał na koniec, że „uwielbia Anglię”. Wtedy, w 1910 roku, wojna światowa wydawała się równie niemożliwa jak teraz. Okazuje się, że więzi kulturowe, duchowe, ideologiczne, a nawet rodzinne czy współzależność ekonomiczna oraz globalny system handlowy nie wystarczają, by zapobiec wojnie. Zarówno wtedy, jak i obecnie.
Autor
Jacek Bartosiak
Założyciel i właściciel Strategy&Future, autor książek „Pacyfik i Eurazja. O wojnie”, wydanej w 2016 roku, traktującej o nadchodzącej rywalizacji wielkich mocarstw w Eurazji i o potencjalnej wojnie na zachodnim Pacyfiku, „Rzeczpospolita między lądem a morzem. O wojnie i pokoju”, wydanej w 2018 roku, i „Przeszłość jest prologiem" z roku 2019.
Trwa ładowanie...