(Fot. Wikipedia)
SYKES–PICOT REDUX?
We wtorek 22 października minął wyznaczony przez Turcję okres 120-godzinnego zawieszenia działań w ramach operacji „Źródło pokoju”, prowadzonej w przygranicznych regionach północno-wschodniej Syrii. Tego samego dnia sytuacja na turecko-syryjskim pograniczu była tematem spotkania w Soczi pomiędzy Recepem Erdoğanem a Władimirem Putinem. Wynikiem rozmów było 10-punktowe memorandum o porozumieniu pokojowym przywodzące na myśl stare, dobre imperialne metody à la Sykes–Picot (szczególnie że w rozmowach nie brały udziału najbardziej zainteresowane i bezpośrednio zaangażowane w konflikt strony, czyli rząd Syrii oraz przywódcy kurdyjscy).
Plan zakłada między innymi zaakceptowanie status quo – a więc utrzymanie kontroli sił tureckich w głębokim na 32 kilometry pasie ziemi pomiędzy miastami Tel Abjad oraz Ras al-Ain (gdzie siły kurdyjskie zostały wyparte przez wojska tureckie w toku operacji „Źródło pokoju”) oraz ustanowienie wspólnych syryjsko-rosyjskich patroli na 444-kilometrowym odcinku granicy syryjsko-tureckiej. Celem owych patroli ma być doprowadzenie do wycofania się sił kurdyjskich poza wyznaczony przez Ankarę teren operacji „Źródło pokoju”; kurdyjskie bojówki mają to uczynić w ciągu 150 godzin, a więc nieco ponad sześciu dni.
Warto zwrócić uwagę na rolę – a właściwie jej brak – Stanów Zjednoczonych w procesie pokojowym. Po zawarciu umowy w Soczi USA zdecydowały się między innymi na całkowite wycofanie około 700 swoich żołnierzy z Syrii (mają zostać przebazowani do Iraku; tu trzeba odnotować, że przedstawiciele administracji w Bagdadzie stwierdzili, iż nie życzą sobie ich obecności i podejmą działania zmierzające do usunięcia żołnierzy USA z terytorium Iraku). Symptomatyczny był tweet Donalda Trumpa, w którym napisał on, że Stany Zjednoczone „wycofują się. Pozwolimy innym walczyć o zbroczony krwią piach. Naszą rolą nie jest bycie policjantem świata”. Donald Trump postanowił również zawiesić sankcje nałożone wcześniej na Ankarę. Na pakiet sankcji składało się zamrożenie rozmów o umowie handlowej, nałożenie ceł na turecką stal, były to także sankcje na trzech wysokich rangą przedstawicieli rządu tureckiego. Żołnierze Stanów Zjednoczonych dalej utrzymywać będą jednak kontrolę nad polami naftowymi w północnej Syrii.
Wypowiedź tę, a także sugestie administracji w Waszyngtonie, że wojska USA wycofają się również z Afganistanu, trzeba traktować jako koniec pewnego etapu – uwikłania USA w trwające już prawie 20 lat krwawe, kosztowne i niemożliwe do wygrania konflikty w świecie arabskim, w których to konfliktach Stany Zjednoczone ani nie wyznaczyły sobie jasnego celu do osiągnięcia, ani nie opracowały realnej strategii wyjścia, gdyby osiągnięcie celu okazało się niemożliwe.
Skupienie uwagi USA „na zbrukanym krwią piasku” na Bliskim Wschodzie pozwoliło Chinom nie tylko na wzmocnienie swej gospodarki (kosztem, jak twierdzą niektórzy w Waszyngtonie, USA), ale również na skokowy wzrost zdolności wojskowych; teraz, likwidując i skracając fronty, USA zwierają szeregi przed nieuchronną, jak się zdaje, konfrontacją z Państwem Środka. Nie należy mieć również wątpliwości, że w realiach końca unipolarnego momentu Stany Zjednoczone będą posługiwały się instrumentarium czysto bismarckowskiej Realpolitik, zmieniając – czy odwracając – sojusze, jeżeli tylko uznają, że zmiana taka posłuży ich interesom.
Państwa realnie oceniające ewolucję systemu międzynarodowego stają się coraz bardziej świadome tej fundamentalnej zmiany priorytetów Waszyngtonu; widać to chociażby na tle rozważań o zasadności rozwoju programu nuklearnego przez państwa do niedawna jeszcze funkcjonujące jako integralna część amerykańskiej sieci sojuszy. Przypomnijmy: we wrześniu bieżącego roku prezydent Erdoğan stwierdził, że „nie do zaakceptowania jest sytuacja, w której państwo takie jak Turcja nie ma dostępu do broni nuklearnej”. W Australii trwa natomiast ożywiona debata akademicko-ekspercka nad racjonalnością ewentualnego dążenia Canberry do uzyskania broni jądrowej. Szczególnie na antypodach dyskusja o wejściu w posiadanie broni jądrowej zostałaby skwitowana śmiechem, ale, jak widać, w realiach przyspieszającej historii nawet nad zagadnieniami, które do niedawna były „nie do pomyślenia”, warto się pochylić.
Aby zrozumieć, jaką wagę USA przykładają do rywalizacji z Chinami, wystarczyło posłuchać…
…PRZEMÓWIENIA MIKE’A PENCE’A DOTYCZĄCEGO CHIN
Wielu przymiotników można użyć, aby opisać wydźwięk i przesłanie wygłoszonego 24 października przemówienia wiceprezydenta USA Mike’a Pence’a – jednak słowo „koncyliacyjne” z pewnością nie jest jednym z nich; wygłoszone w Waszyngtonie przemówienie było rekapitulacją wszystkich zarzutów USA wobec Chin. Symptomatyczne jest, że w swoim przemówieniu Pence praktycznie w całości skupił się na Chinach, kilkoma jedynie słowami napomykając o sytuacji w Syrii, kiedy stwierdził, że „kurdyjscy i tureccy sojusznicy” USA zadecydowali o utworzeniu bezpiecznej strefy, którą patrolować mają przedstawiciele sił wspólnoty międzynarodowej – ale nie żołnierze USA, bo ci, jak zaznaczył Pence, wracają do domu.
Sam kształt relacji na linii Waszyngton – Pekin nazwał Pence kwestią, która przesądzi o losach świata w XXI wieku. Mówiąc o rywalizacji chińsko-amerykańskiej, Pence przypomniał skalę stojącego przed USA wyzwania. Zauważył przy tym, że w ciągu ostatnich 17 lat chińskie PKB zwiększyło się dziewięciokrotnie, a deficyt handlowy USA wobec Pekinu wynosi 400 miliardów dolarów. Zdaniem Pence’a wzrost ten osiągnęły Chiny kosztem amerykańskich interesów, na skutek nieuczciwych praktyk biznesowych oraz dzięki wsparciu rządu czy szpiegostwu przemysłowemu.
Pence obarczył również Chiny winą za niepowodzenie dotychczasowych negocjacji handlowych, a także skrytykował inicjatywę Pasa i Szlaku, jako nominalnie uzasadnioną interesami ekonomicznymi, ale mającą faktyczne podłoże militarne oraz uzależniającą państwa w niej uczestniczące od chińskiego kredytu. Pence nie pominął również tematu sieci 5G, po raz kolejny wzywając sojuszników do ograniczenia roli chińskich podmiotów w jej tworzeniu – jeden z tekstów opublikowanych na łamach Strategy&Future wyjaśniał, dlaczego sieć 5G ma być chińskim taranem, otwierającym Państwu Środka drogę do zagranicznych rynków.
Wątki te były przez różnych przedstawicieli administracji USA poruszane często już wcześniej; teraz jednak Pence dotknął również problemów, które były dotychczas omawiane w sposób znacznie bardziej stonowany, prawdopodobnie z chęci uniknięcia dalszego antagonizowania Chin. W czwartkowym przemówieniu Pence bezpośrednio nawiązał do kwestii Tajwanu (odnosząc się do niedawnej decyzji Waszyngtonu o sprzedaży sprzętu wojskowego na Formozę), a także do protestów w Hongkongu oraz prześladowań Ujgurów w prowincji Sinciang. Pence stwierdził między innymi, że „nic tak nie obrazuje niechęci Komunistycznej Partii Chin do wolności”, jak reakcja Pekinu na protesty w Hongkongu. Dodał przy tym, że Stany Zjednoczone „stoją ramię w ramię z protestującymi”.
Państwo Środka reaguje alergicznie na wszelkie działania, które uznaje za mieszanie się w jego wewnętrzne sprawy; w ostatnim czasie doświadczyły tego liczne zachodnie podmioty działające na rynku chińskim – w tym NBA. Pence odniósł się również i do tego problemu, zarzucając firmom i instytucjom zachodnim poświęcanie głoszonych „ideałów” na rzecz utrzymania lukratywnego dostępu do chińskiego rynku (jako przykład tego rodzaju zachowania Pence przywołał postawę firmy Nike, angażującej się aktywnie w kwestie moralne i obyczajowe w USA, ale, zdaniem Pence’a, milczącej w sprawie naruszeń praw człowieka w Chinach. Ten akurat fragment przemówienia można uznać za stworzony na potrzeby bieżącej polityki wewnętrznej USA). Komentując reakcję Chin na wsparcie udzielone protestującym w Hongkongu przez menedżera jednej z drużyn NBA i następującą po nim koncyliacyjną wobec Pekinu retorykę amerykańskiej ligi koszykówki, Pence stwierdził, że NBA zachowuje się jak filia całkowicie podporządkowana „autorytarnemu reżimowi” w Pekinie.
Na koniec Pence powiedział, że Stany Zjednoczone nie dążą do rozerwania łańcuchów dostaw (decouplingu), chcą jednak ustanowienia relacji opartych na „uczciwości, wzajemnym szacunku i poszanowaniu dla zasad”. Patrząc jednak na działania USA na arenie międzynarodowej, można mieć co do tego poważne wątpliwości. Jak wspominaliśmy, państwa – czego doświadcza obecnie Australia – będą wkrótce zmuszone wybierać, po której stronie sporu między dwoma mocarstwami się opowiedzieć. Oczywiście żadne państwo nie ma ochoty wybierać pomiędzy dobrobytem a bezpieczeństwem, stąd rozmaite próby balansowania.
SINGAPUR I CHINY PODPISAŁY POROZUMIENIE O WSPÓŁPRACY MILITARNEJ
Potrzebę balansowania dostrzega też Singapur; w niedzielę 20 października ministrowie obrony narodowej ChRL i Singapuru podpisali porozumienie o współpracy wojskowej. Przyjęty w Pekinie dokument stanowi rozszerzenie obowiązującego od roku 2008 dokumentu Agreement on Defense Exchanges and Security Cooperation (ADESC). Uaktualniona wersja porozumienia zakłada zwiększenie częstotliwości oraz skali organizowanych przez oba kraje wspólnych ćwiczeń wojskowych, współpracy przy zapewnieniu wsparcia logistycznego, szkoleń, a także utworzenie „gorącej linii” pomiędzy ministerstwami obrony Chin i Singapuru.
Warto dodać, że miesiąc temu, pod koniec września, Singapur i USA odnowiły umowę o współpracy militarnej (podpisaną w roku 1990), umożliwiającą siłom USA korzystanie z baz morskich i powietrznych znajdujących się na terytorium Singapuru do roku 2035.
Zarówno minister obrony narodowej Singapuru, jak i premier południowo-wschodniej azjatyckiej polis wielokrotnie ostrzegali przed nadciagającą ich zdaniem konfrontacją USA i Chin; trzeba więc zrozumieć – i podziwiać – zręczne próby balansowania pomiędzy dwoma mocarstwami.
JAPONIA NIE DOŁĄCZY DO ORGANIZOWANYCH PRZEZ USA MISJI OCHRONY SZLAKÓW MORSKICH W CIEŚNINIE ORMUZ
Według opublikowanego w piątek 18 października raportu Agencji Reutera władze w Tokio poinformowały, że okręty Japońskich Morskich Sił Samoobrony nie wezmą udziału w organizowanej przez USA operacji patrolowania szlaków morskich w cieśninie Ormuz. Wymierzona w Iran operacja została zapowiedziana w sierpniu przez sekretarza stanu Mike’a Pompeo, który wezwał do udziału w niej między innymi Wielką Brytanię, Francję, Niemcy, Koreę Południową, Australię czy właśnie Japonię.
Tokio zapowiedziało natomiast wysłanie na wody Morza Arabskiego i Zatoki Omańskiej sił morskich, których zadaniem miałaby być ochrona statków przewożących ropę naftową do Japonii – jednak mają one operować niezależnie od sił amerykańskich.
WIELKA BRYTANIA PLANUJE WSPÓŁDZIELENIE LOTNISKOWCÓW Z US NAVY
Dowódca floty brytyjskiej, wiceadmirał Jerry Kid, ogłosił, że kiedy w roku 2021 nowy brytyjski lotniskowiec HMS Queen Elisabeth wejdzie do służby, na jego pokładzie stacjonować będzie eskadra myśliwców F-35 należąca do amerykańskiej piechoty morskiej. Wedle słów wiceadmirała Kida żadne państwo nie podjęło dotąd tak daleko idącej integracji w zakresie projekcji siły morskiej.
Kid stwierdził również, że Wielka Brytania powinna podjąć się daleko idącej współpracy z USA – swoim kluczowym sojusznikiem – w momencie, gdy „istniejący ład międzynarodowy jest kwestionowany, a wraz z nim podawane w wątpliwość są zachodnie wartości”.
BREXIT
Po sobotnim odłożeniu przez House of Commons decyzji o przyjęciu lub odrzuceniu umowy brexitowej izba niższa brytyjskiego parlamentu wyraziła we wtorek zgodę na przeprowadzenie drugiego czytania ustawy wdrażającej wynegocjowaną przez Borisa Johnsona umowę brexitową. Można to poczytać za sukces, jednak w następującym zaraz potem głosowaniu Izba Gmin odrzuciła przyspieszony harmonogram prac pozwalający na zakończenie procesu legislacyjnego do 24 października – co uniemożliwiło wyjście Wielkiej Brytanii z UE z dniem 31 października. W rezultacie premier Wielkiej Brytanii Boris Johnson zadeklarował wolę zorganizowania wcześniejszych wyborów, które miałyby się odbyć 12 grudnia. Wcześniej Johnson zwrócił się do UE o przełożenie „ostatecznej” daty Brexitu na 31 stycznia przyszłego roku. Nie jest jasne, czy opozycja poprze propozycję Johnsona (Jeremy Corbyn stwierdził na przykład, że nie jest zwolennikiem zorganizowania wyborów akurat 12 grudnia, tylko wcześniej). Nie jest również jasne, czy państwa Unii Europejskiej zgodzą się na kolejne odłożenie terminu wyjścia Wielkiej Brytanii z UE – i do kiedy. W piątek 25 października przywódcy UE mieli zdecydować o losach wydłużenia, i choć wszystko wskazuje na to, że przywódcy UE taką zgodę wyrażą, ostateczna decyzja nie została podjęta; rozmowy mają zostać podjęte w przyszłym tygodniu.
PORT RZECZNY NA BIAŁORUSI
Minister transportu Białorusi Aleksiej Awramenko zapowiedział wybudowanie portu rzecznego na Dnieprze, w pobliżu granicy z Ukrainą. Deklaracja została złożona podczas Forum Regionów Białorusi i Ukrainy, gdzie padły również słowa o zamiarze zwiększenia do roku 2022 wolumenu frachtu pomiędzy Białorusią a Ukrainą o sześć – siedem milionów ton.
SZLAKI MORSKIE NA MORZU CZARNYM
Gruzińskie, rumuńskie i azerskie przedsiębiorstwa podpisały list intencyjny w sprawie utworzenia konsorcjum mającego obsługiwać szlak morski łączący gruziński port w Batumi/Poti z portem w Konstancy. Zdaniem prezesa rumuńskiej spółki Grampet założenie konsorcjum „znacznie przybliży wizję utworzenia połączenia kolejowego pomiędzy Chinami a Europą Zachodnią, które przebiegać będzie przez terytorium Rumunii”. Połączenie ma również znacząco skrócić czas tranzytu w porównaniu ze szlakami biegnącymi przez Stambuł czy Pireus.
Autor
Albert Świdziński
Dyrektor analiz w Strategy&Future.
Trwa ładowanie...