W ostatni piątek skończyłem pierwszą redakcję "Starej kobiety i smoka". Tekst, razem z naprawdę małym słownikiem (półtorej strony) ma moich stron równo sześćset, co sprawia mi niezrozumiałą satysfakcję.
W przeliczeniu na strony książkowe będzie to około dziewięciuset stron. Gruba książka - dobra książka. Będzie to z pewnością tom grubszy od "Orła Białego 2", co jest w sumie zabawne, bo nie ma więcej znaków. Zbliżyłem się do objętości drugiej odsłony opowieści o wojach Twierdzy, ale jej nie przekroczyłem:
Redakcja wymagała ode mnie bardzo czujnej lektury, podczas której wyłapałem sporo niekonsekwencji i niespójności. To normalna rzecz, że na początku pisania powieści autor wyobraża sobie pewne rzeczy tak, a potem wychodzi mu, że lepiej będzie jednakowoż siak, że najpierw nazywa jakąś postać Zosią, a potem Samosią i tak dalej. Więc uspójniłem i jest prawie dobrze.
Myślę, że to niezły tekst, a jak będzie odebrany przez czytelników tudzież czytelniczki - nie mam pojęcia. Powodzenie publikacji to tzw. "czarny łabędź" i najmędrsza redakcja nie jest w stanie przewidzieć, co chwyci, a co nie.
Czy "Stara kobieta i smok" chwyci? Chciałbym znać odpowiedź na to pytanie.
Zaraz wysyłam rzecz, jako wersję beta, do Fabryki Słów oraz do wąskiej i troskliwie wybranej grupy beta-readerów.
***
Ze spraw bardziej przyziemnych - dramat z teściową trwa. Codziennie ją odwiedzamy, a jej stan, niestety, pogarsza się. I to nie z przyczyn fizycznych, lecz psychicznych. Za długo czekała na operację (jedenaście dni!) i potężnie się to odbiło na jej biednych neuronach. Genialna Żona bardzo się tym wszystkim martwi, robimy, co możemy, ale czasami nawet nawigatorzy Gildii nie potrafią zagiąć czasoprzestrzeni.
***
Upłynęły ponad trzy tygodnie od mojego fatalnego upadku. Wciąż nie jestem w stanie oprzeć się na rękach na tyle pewnie, żeby zrobić choćby jedną pompkę. Lewy nadgarstek za bardzo boli, prawy łokieć jest niepewny. Ale wczoraj pierwszy raz jechałem na rowerze! Odczuwałem dyskomfort, ale nie na tyle duży, żeby powstrzymał mnie przed jazdą! Więc zmiany na lepsze postępują. Powoli jak cholera, ale jakoś to się poprawia.
***
Zeszły piątek obfitował w wydarzenia. Nie tylko bowiem skończyłem redakcję "Starej kobiety i smoka", ale, zamyśliwszy się, skosiłem sobie trymerem prawą brew. Nakładkę na ostrza trzymałem w jednej ręce, trymer w drugiej. Wyglądam ślicznie. Mam nadzieję, że do Pyrkonu odrośnie.
Trzymajcie się w ten poniedziałek!
Trwa ładowanie...